Rozdział 38

1.1K 60 19
                                    

Czas akcji: Avengers: Koniec gry

Tak wiem co sobie myślicie. Po co były te wspominki mojej jebanej przeszłości? W sumie to sama nie wiem. Autorka musiała jakoś ciągnąć historie. Chyba jej nie do końca wyszło ale mniejsza.

Ja natomiast stoję w nowej bazie Avengers. Minęło 21 czy 22 dni od chwili gdy Thanos wymazał połowę wszechświata. Nie liczyłam w sumie. Podczas gdy reszta nie robiła nic poza gapieniem się w zdjęcia poległych ja ćwiczyłam. Rozjebałam kilka okolicznych lasów. Na czymś musiałam się wyżyć. W sumie też nie robiłam nic poza napierdalaniem w drzewa. Ale do rzeczy.

- Coś tu leci.

Powiedział Steve wybiegając z łazienki i ruszył na dwór. Pobiegłam za nim.  Za mną Nat, Rocket i James. Na dworze stała Paper. Ukazał nam się statek kosmiczny który można powiedzieć transportowała go jakaś kobieta. Odstawiła go na ziemię. Podbiegłam tam i ruchem dłoni otworzyłam drzwi od statku. Wyszedł z niego Tony i jakaś smerfetka. Wszyscy poszli się z nim witać.

- Luna mogłabyś?

Zapytał Steve.

- Tak tak.

Powiedziałam i skierowałam ręce na Tony'ego. Ten uniósł się nad ziemię i bezpiecznie przeniosłam go do bazy. Podczepili mu kroplówkę i posadzili na wózku.

- A tamten co odstawia?

Zapytał wskazując na mojego brata.

- Załamke odstawia. Uważa że zawiódł. W sumie ma racje.

Zaczął Rocket.

- Jak my wszyscy.

Powiedziałam. Stark spojrzał na mnie.

- Niektóre rzeczy się nie zmieniają. Luna to na prawdę ty?

Powiedział Tony przyglądając mi się.

- Aż tak chyba się nie zmieniłam.

Odparłam lekko się uśmiechając. Po ostrzejszej wymianie zdań Steve'a i Tony'ego podeszliśmy nad wyświetlającą się mapę.

- Dorwijmy go i zabijmy.

Powiedziała Carol. Inaczej zwana też Kapitan Marvel.

- Jeśli istnieje cień szansy że może się udać podejmiemy ryzyko.

Powiedziała Nat.

- Ostatnio też tak zrobiliśmy i wszyscy wiemy jak to się skończyło.

Powiedziałam.

- Ale wtedy nie mieliście mnie.

Odparła. Spojrzałam na nią.

- Ej nowa. Wszyscy jak tu stoimy jesteśmy superbohaterami. A gdzie ty byłaś tak w ogóle?

Zapytał James.

- W kosmosie. To co stało się tu dzieje się na innych planetach. Ale one nie mają takich obrońców.

Odparła.

- My też mieliśmy swojego obrońcę i wszystko szlag trafił.

Powiedział ponownie James patrząc się na mnie.

- Mówisz o mnie? Że co, że to ja zawiodłam? Ok rozumiem. Zajebiście że na mnie liczyliście w ogóle ale no słuchaj. Wszyscy kurwa zawiedliśmy. Nie daliśmy rady.

Odparłam.

- Wierzyliśmy w ciebie a ty nas zawiodłaś.

Powiedział. Podeszłam do niego.

Bogini z Asgardu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz