Rozdzial 46

854 47 8
                                    

Spojrzeliśmy tam. Zaczęły otwierać się portale. Pierwszy wyszedł T'Chala z Okoye i Shuri. Za nimi wyleciał Sam. Z portalu zaczęli wychodzić wojownicy. Poznałam wśród nich strażników galaktyki, lud Waknady, Wandę, Valkirię nawet żone Tony'ego i w sumie wielu innych. Z kapitanem dyszeliśmy z ulgi. Ścisnęłam go mocniej za rękę. Spojrzał na mnie i zaczął się uśmiechać. Obróciliśmy się w stronę armii Thanos'a. Uśmiech znikał mu z twarzy. Czułam to aż w kościach. Przyleciał do nas mój brat i Tony. Puściłam dłoń kapitana. Scott, który był ogromny, postawił na ziemie Bruce'a, Rocket'a i James'a.

- Avengers!

Zaczął Steve chwytając Miollnir który z impetem wpadł mu do ręki.

- Na przód.

Dokończył. Wszyscy ruszyliśmy na przeciwników. Nagle wielki statek Thanos'a wyczuł coś w atmosferze. Po chwili coś rozwaliło cały statek.

- Witamy na Ziemi Danvers.

Powiedziałam gdy zorientowałam się że to Carol. Rzucałam w przeciwników lodowymi szpikulcami i podpalałam ich.

- Widzi ktoś taki ohydny van?!

Krzyknął Steve do komunikatora.

- Ja! Nie spodoba ci się w jakim jest miejscu.

Krzyknęła Valkiria. Odsunęłam się nieco od reszty. Nagle mnóstwo z chitauri się na mnie rzuciło. Stworzyłam pole za pomocą mojej mocy. Taką kopułę. Była w białym kolorze ale tak śmiesznie przezroczysta.

To miało bardzo dużo sensu Ok?

- Luna gdzie jesteś?

Usłyszałam Tony'ego przez komunikator.

- Szczerze? Sama chciałabym wiedzieć.

Powiedziałam czując jak tracę siły. Pole siłowe wysysało ze mnie energię. Na dodatek robiło się coraz mniejsze. Przeciwnicy gryźli je, bili i drapali. Nagle jeden z chitauti przebił się ręką i podrapał mnie w nogę. Wypchnęła go z mojej bezpiecznej sfery. Spojrzałam na nogę. Nie goiła się. Krwawiłam.

- Mam problem...

Powiedziałam.

- Co się dzieje?

Zapytał Thor. Czasami kocham ten komunikator.

- Krwawię. Nie goje się. Nie wiem co się dzieje.

Powiedziałam ze łzami w oczach. Kopuła była niebezpiecznie mała.

- Jak to się nie goisz? Gdzie jesteś?

Zapytał Thor. Nie odpowiedziałam. Byłam zbyt skupiona na tym aby nie dostać innych obrażeń. Nagle chitauri przestali atakować moje nędzne pole które i tak właśnie znikło. Obejrzałam się. W tym momencie w moją pierś został wbity miecz. Spojrzałam do góry.

- Same z tobą problemy.

Powiedział Thanos wpychając miecz głębiej. Z ust zaczęła lecieć mi krew a z oczu łzy. Jestem pewna że ostrze otarło się o moje serce.

- Luna!

Usłyszałam głos brata w głowie. Jak przez barierę. Pewnie poczuł coś przez naszą więź. Nawiązałam ją na nowo jak mnie przytulił po rozłące. Coraz mniej do mnie docierało.

- Nie męcz się tak dziecinko. Zaraz przestanie boleć.

Powiedział. Czemu ja się nie goję. Zacisnęłam ręce na mieczu. Wydałam z siebie okropny okrzyk z bólu i... ścisnęłam miecz tak mocno że pękł. Upadłam na kolana i wyjęłam z siebie resztę ostrza. Thanos uśmiechnął się i odszedł ode mnie. Plunęłam krwią i zaczęłam kaszleć. Pociągnę jeszcze może z trzy minuty. Moje ciało przestaje się regenerować ale daje mi więcej czasu. Tak mi się wydaje.

- Ludzie... nie goje się. Wbił mi miecz na wylot.

Wykrztusiłam.

- Jak to?! Czarodziejko gdzie ty jesteś?

Zapytał Tony. Komunikator zajebista rzecz.

- Nie sądziłam że tak umrę.

Powiedziałam do komunikatora.

- Luna wstań. To nie może być koniec.

Powiedział kapitan.

- Co się dzieje?

Zapytał Clint.

- Thanos dorwał Lunę.

Powiedział kapitan.

- Młoda nie wydurniaj się i wstawaj.

Prawie krzyknął Clint. Słyszałam jak załamuje mu się głos.

- Przepraszam że znowu was zawiodłam.

Powiedziałam szeptem.

- Tracimy Lunę ludzie! Znajdź ją ktoś. Ona umiera. Luna zostań. Nie umrzesz. Nie teraz!

Krzyczał rozpaczliwie Thor.

- Nie mogę już. Kocham was wszystkich... dziękuje za wszystko.

Powiedziałam ostatnimi resztkami sił i życia. Potem mówili coś do mnie ale nie rozumiałam. Przechyliłam się do przodu. Wystawiłam ręce. Zacisnęłam mocniej powieki. Moje dłonie które były pocięte przez miecz zetknęły się z ziemią i... to w ciul boli. Otworzyłam oczy. Widziałam się w swojej kałuży krwi. Przed oczami przeleciały mi wszystkie wspomnienia. Upadłam obok kałuży. Kaszlnęłam kilka razy. Powieki robiły się coraz cięższe. Zamknęłam oczy tracąc się w ciemności.

Od Autorki
Dobry wieczór wszystkim. Nie mordujcie mnie za ten rozdział proszę. Kolejny pojawi się prawdopodobnie na święta. Taki mały prezencik. Gwiazdki i komentarze bardzo mile widziane! Do następnego, mam nadzieje że większość dotrwa.
Buziaki <3

Bogini z Asgardu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz