Wracałam ze szkoły, myśląc o tym, co zjadłabym na obiad i jaki absurdalny powód wymyśli sobie moja matka, byleby tylko wszcząć kolejną kłótnię. W końcu właśnie na tym opierało się moje życie odkąd mój ojciec zmarł trzy lata temu. Nieustanne krzyki, obwinianie mnie o każdą rzecz, zarzucanie mi, że jestem najgorsza na świecie, że to przeze mnie zginął ojciec. A przecież tak nie było, prawda? To nie moja wina, że ktoś nas potrącił. To nie moja wina, że ojciec sam chciał odebrać mnie ze szkoły. To nie moja wina.
Nie spieszyłam się. Powoli przemierzałam drogę, która dzieliła mnie od domu, bawiąc się czarną smyczą, do której były przypięte klucze wraz z brelokiem w kształcie małej drewnianej gwiazdki. Podśpiewując pod nosem jakąś przypadkową piosenkę, napawałam się ulgą jaką przynosiła świadomość, że wreszcie nadszedł upragniony weekend. W końcu szkoła również potrafi zmęczyć niezależnie od tego, który moment w roku właśnie był.
Głośno westchnęłam, czując wibracje telefonu, które oznajmiały nową wiadomość. Wyciągnęłam urządzenie z kieszeni cienkiego czarnego płaszcza i sprawdziłam, kto mógł pisać do mnie o takiej porze. Przecież mój przyjaciel miał teraz zajęcia na uczelni, a oprócz niego nikt inny do mnie nie pisał. Numer nieznany. Zmarszczyłam czoło, otwierając smsa.
Uważaj na siebie, Gwiazdko.
Zamarłam. W jednej chwili się zatrzymałam i omal nie upadłam na chodnik. Tylko jedna osoba tak na mnie mówiła. Jedna, jedyna na całym świecie. Nie słyszałam tego określenia od trzech lat. Szybko wystukałam wiadomość na ekranie i szybszym krokiem zaczęłam iść w stronę swojego domu, chowając telefon z powrotem do kieszeni.
Kim jesteś?
Otworzyłam furtkę, która prowadziła na podwórko przed moim domem i od razu ją za sobą zamknęłam. Weszłam po schodach i włożyłam klucz do zamka, gdy kolejny raz poczułam wibracje. Zacisnęłam dłoń na małym metalowym przedmiocie, przekręcając go w prawo. Kilkanaście sekund później już stałam w kuchni, próbując znaleźć coś do jedzenia w lodówce. Znowu matka nie zrobiła zakupów. Przeklęłam pod nosem, siadając na krześle. Szybko sprawdziłam ilość pieniędzy w moim portfelu, modląc się, żeby cudem znalazło się tam wystarczająco pieniędzy na kupienie chociażby jednego opakowania ramyun. Wystarczyłoby mi nawet kilka tysięcy wonów. W końcu zawsze mogłam wprosić się do mojego przyjaciela i naciągnąć go na obiad na jego koszt.
Byłam spłukana.
Głośno westchnęłam, wracając do korytarzyka, żeby wziąć swoją torbę. Nawet nie zdążyłam zanieść jej do pokoju, gdy matka wróciła z pracy. Zacisnęłam pięści, przeczuwając nadchodzącą kłótnię, a w myślach odliczając sekundy do jej rozpoczęcia.
- Dlaczego nie posprzątałaś tego syfu? - odezwała się kobieta, rzucając własne buty w kąt przedpokoju. - Siedzisz na dupie przez pół dnia i nie raczysz czegokolwiek ruszyć. Jesteś bezużyteczną idiotką. Mogłabyś się na coś przydać, gówniaro, i ugotować coś na obiad. A tak to wracam z pracy i sama muszę harować jeszcze tutaj, bo jaśnie pani nie raczy ruszyć swojego dupska z fotela.
Sześć. Tyle sekund udało jej się wytrzymać. Zadziwiająco dużo. Ignorując dalsze wywody okraszone coraz bardziej wymyślnymi obelgami, poszłam do swojego azylu, który mieścił się na końcu korytarza. Najmniejszy pokój w całym domu. Mieściło się tam tylko jednoosobowe łóżko, niewielka szafa z ubraniami i równie małe biurko, obok którego stało stare, podniszczone krzesło. Rzuciłam torbę na materac po czym zaczęłam rozpinać guziki swojego mundurka, żeby wreszcie przebrać się w normalne ubrania. Czarne legginsy, szara koszulka, którą kiedyś zabrałam mojemu przyjacielowi i stara, rozpinana bluza. Usiadłam na lekko chwiejącym się krześle i napisałam smsa do Sehuna, z pytaniem o godzinę, o której kończył zajęcia na uczelni. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać i ku mojej uciesze Oh już był w drodze do swojego mieszkania. Niewiele się nad tym zastanawiając, wymieniłam zawartość swojej torby z podręczników i zeszytów na piżamę, czystą koszulkę, ładowarkę i portfel, w którym miałam niespełna tysiąc wonów.
- Znowu idziesz się puszczać z tym swoim pedałem? - usłyszałam nad sobą głos tej kobiety, gdy zawiązywałam sznurówki swoich butów. - A może znalazłaś sobie jakiegoś sponsora? Wtedy mogłabyś wreszcie zacząć się dokładać do czynszu.
- Nie jestem dziwką - burknęłam pod nosem, wstając, żeby wziąć torbę i płaszcz. Wyszłam na zewnątrz jak najszybciej, w myślach obliczając czas potrzebny na dotarcie do mieszkania Sehuna.
Dwadzieścia minut.
Założyłam płaszcz, a następnie wzięłam swój telefon do ręki, chcąc zadzwonić do mojej przyjaciółki, byleby ten czas zleciał szybciej. Wybrałam jej numer i przyłożyłam urządzenie do ucha.
Pierwszy sygnał.
Nic.
Drugi sygnał.
Nic.
Trzeci sygnał.
- O co chodzi, Sunghee? Pomagam bratu w lekcjach - usłyszałam lekko znużony głos Yoojin.
- Idę właśnie do Sehuna i nie mam jak zabić czasu, a słuchawki zepsuły mi się w tamtym tygodniu, więc muzyki też nie posłucham - odpowiedziałam, mijając na chodniku jakiegoś mężczyznę. - A wiesz, że mam do tego głupka jakieś dwadzieścia minut.
- Znowu pokłóciłaś się z matką? - zmiana tonu głosu na lekko zmartwiony.
- Zadajesz głupie pytania, Yoojin. To tak jakbyś spytała mnie o to, czy jutro znowu będzie dzień - westchnęłam, przechodząc przez przejście dla pieszych na drugą stronę ulicy. - Chociaż nie wiem czy to w ogóle można nazwać kłótnią. Zaczęła na mnie narzekać, później przyczepiła się do Sehuna, dzień jak co dzień.
- Rozumiem, ale teraz naprawdę nie mam czasu, bo ten głupek nie rozumie najprostszych rzeczy, a ktoś musi mu je wytłumaczyć - burknęła dziewczyna. - Zadzwoń do mnie jak będziesz wracać od Sehuna. Cześć.
Yoojin się rozłączyła, zostawiając mnie zupełnie samą wśród tej przeraźliwie długiej drogi jaka mnie dzieliła od mieszkania Oha. Poprawiłam torbę na swoim ramieniu i wsadziłam dłonie do kieszeni płaszcza. Miałam jeszcze niecałe dwadzieścia minut na spokojne przemyślenie wszystkiego i znalezienie wymówki, dzięki której mogłabym zostać u Sehuna na noc. Tak się składało, że spałam u niego średnio pięć razy w ciągu miesiąca. Zazwyczaj było to spowodowane kłótnią z matką, rzadziej alkoholem, bo Oh nie pozwalał mi z nim pić aż tak często, biorąc pod uwagę to, że jeszcze nie byłam pełnoletnia. Chociaż zdarzały się dni, gdy to on proponował wypicie soju. Wtedy z góry przesądzone było moje nocowanie w jego mieszkaniu.
Przynajmniej w ten sposób mogłam poczuć, że komuś na mnie zależy.
Kolejny raz poczułam wibracje w kieszeni. Odliczyłam w myślach do trzech i znowu wzięłam telefon do ręki. Dwie nieprzeczytane wiadomości od nieznanego numeru. Przeklęłam pod nosem, otwierając je.
Mogę być każdym.
Mówiłem ci, żebyś na siebie uważała. Twój ojciec nie byłby zadowolony, Gwiazdko.
Co tu się dzieje?
Starłam z policzka łzę, która po nim spłynęła i ruszyłam dalej. Chciałam już jak najszybciej dotrzeć do mojego przyjaciela i mieć świadomość, że przy nim nic mi nie grozi.
~~~~~
Nowe fanfiction! Nie obiecuję, że rozdziały będą regularnie, ale mam nadzieję że choć trochę się wam spodoba.
Buziaki!!
CZYTASZ
You belong to me // Kim Jongin [Kai EXO]
FanfictionCzasem jedna osoba może zmienić zbyt wiele w naszym życiu. Niekoniecznie na lepsze. Czasem jedna osoba znaczy dla nas więcej niż powinna. A może po prostu się od niej uzależniliśmy?