Wszystko zdawało się być takie znajome, gdy siedziałam na komisariacie, bezcelowo wpatrując się w ścianę naprzeciwko mnie. Każda chwila tu spędzona była wyłącznie powtórzeniem tego, co działo się kilka tygodni temu. Brakowało jedynie tej jednej policjantki, która jako jedyna okazała się mieć także swoją ludzką stronę. Myśli o morderstwie na niej dokonanym nie przestawały opuszczać mojej głowy. Czy zginęła tak samo jak pan Kim?
- Muszę na chwilę wrócić do domu, słońce - powiedział do mnie Jongin. - Nie będzie mnie jakąś godzinę. Dasz radę?
- Chyba tak - skłamałam. - To tylko godzina.
Brunet pokrzepiająco się do mnie uśmiechnął, pocałował mnie w czoło i wyszedł, zostawiając za sobą tylko nikły zapach perfum. W tamtym momencie potrzebowałam go jak nigdy. No, może trochę mniej niż wtedy, gdy odkryłam zwłoki nauczyciela, ale to nie zmieniało jednego faktu - sama jego obecność była mi niezbędna.
- Pani Jung Sunghee, tak?
Odwróciłam głowę w prawo. Obok mnie stał niski szczupły policjant, wyglądający na około czterdzieści lat. W dłoni trzymał jakąś teczkę i coś, co zapewne było dyktafonem. Kiwnęłam głową w odpowiedzi na jego pytanie.
- Zapraszam do środka - wskazał dłonią na drzwi prowadzące do pomieszczenia, które już znałam.
Wstałam z krzesła i posłusznie poszłam za mężczyzną, ściskając w ręku moją torbę. Pokój był tak samo nieprzyjemny, jak go zapamiętałam. Ciemnawe ściany, nikłe światło, drewniany stół na środku, a przy nim dwa krzesła. Policjant położył teczkę na blacie, a ja usiadłam naprzeciwko niego. Przełknęłam ślinę, czując jak nagle zaschło mi w gardle. Oby ta rozmowa skończyła się jak najszybciej.
***
Od dwudziestu minut znowu siedziałam na korytarzu, czekając na Jongina, chociaż powinien być tu jeszcze zanim wyszłam z pokoju przesłuchań. Jeden uprzejmy policjant, który skończył zmianę kwadrans temu, zaproponował mi podwózkę do domu, ale odmówiłam. Po pierwsze, nie mogłam mu ufać, nawet jeśli był gliną, a na posterunkowych kamerach byłoby dokładnie widać z kim bym opuściła to miejsce. Po drugie, nigdy nie miałam pewności jak zareaguje Jongin.
Dokładnie w chwili, gdy miałam już wybierać numer bruneta po raz trzeci, do budynku wszedł Chanyeol. Zdziwiło mnie to, niemal tak samo jak jego powitanie z kilkoma policjantami, jakby dobrze się znali. Albo jakby oni darzyli go ogromnym szacunkiem. O co tu chodziło? Czy oni naprawdę wszędzie mieli jakieś znajomości?
- Cześć, Sunghee. Ten idiota kazał mi cię odebrać i przeprosić w jego imieniu - powiedział do mnie dwudziestoośmiolatek, stając przede mną. - Wstąpimy po drodze na jakieś jedzenie? Musisz być głodna po tym całym dniu.
- Też się cieszę, że cię widzę, Chanyeol - uśmiechnęłam się słabo, wstając i zarzucając sobie torbę na ramię. - Dlaczego Jongin nie przyjechał?
- Musiał zostać w pracy trochę dłużej niż przypuszczał - Park machnął ręką.
W pracy? Przecież mówił, że jedzie do domu. Co tu się działo?
Wyszliśmy z posterunku i od razu skierowaliśmy się do auta mężczyzny. Powróciły wspomnienia z dni, kiedy Chanyeol odbierał mnie ze szkoły, a Jongin w tym czasie praktycznie wcale nie pojawiał się w domu. To właśnie wtedy...
- Co chcesz zjeść? Może wybierzemy się na grilla albo teokbokki, albo jeszcze coś innego? - głos Parka wyrwał mnie z zamyślenia i przywrócił do rzeczywistości.
- Cokolwiek. Jestem tak głodna, że zjadłabym konia z kopytami - zapięłam pasy. - Dlaczego w ogóle Jongin pojechał do pracy? Myślałam, że już skończył na dzisiaj.
- Wiesz, Sunghee, czasem wypada coś ważnego i trzeba to od razu to załatwić, a tylko on mógł to zrobić. Ja niestety tym razem nie mogłem go wyręczyć, bo klient się upierał na spotkanie właśnie z Jonginem - brunet ruszył z parkingu. - Czy raczej klientka - dodał pod nosem, a ja poczułam jak moje serce zaczęło bić szybciej.
Klientka? Czy Jongin...?
Nie myśl tak o tym, głupia. Jest dorosły, ma prawo robić to, co mu się podoba, a my nawet nie jesteśmy w związku. Nawet jeśli mieszkamy razem i od czasu do czasu ze sobą sypiamy. Do niczego go to nie zobowiązuje, a ja nie miałam prawa go powstrzymywać przed jakimikolwiek decyzjami.
- Mam nadzieję, że wróci na noc do domu - bąknęłam pod nosem.
Przez resztę drogi Chanyeol próbował zająć moje myśli jakimiś śmiesznymi historyjkami ze swojego dzieciństwa i tymi z późniejszego okresu życia, gdy już znał się z Jonginem. Prawda, niektóre były zabawne, ale większość brzmiała dość nieprawdopodobnie i nie zdziwiłabym się, gdyby Park specjalnie je podkoloryzował. Ba, nawet bym się cieszyła.
Ostatecznie do domu przyjechaliśmy dopiero po około trzech godzinach. Najedzeni, w dość dobrym humorze i z planem obejrzenia wspólnie jakiegoś tandetnego filmu. Chanyeolowi o tyle nieźle wychodziło zajmowanie mnie durnotkami, że nawet nie zwróciłam uwagi na nieobecność Jongina, którą najprawdopodobniej przejęłabym się, gdybym została w domu sama.
Właśnie brałam z szafki w kuchni przekąski, gdy do moich uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi i po chwili w salonie pojawił się dwudziestosiedmiolatek, trzymający w dłoni nie tylko swoją aktówkę, ale także butelkę bodajże whiskey. Nie znałam się aż tak na alkoholach, żeby to wiedzieć.
Kim wyglądał na bardziej zmarnowanego niż zazwyczaj. Uporczywie starałam się z daleka wypatrzeć jakichkolwiek śladów, które świadczyłyby o bliższym kontakcie z jakąś kobietą, ale nic nie udało mi się zauważyć. Na szczęście. Chociaż wciąż mi coś nie pasowało.
- Wyglądasz strasznie, stary - powiedział Chanyeol na przywitanie.
- To babsko było okropne, ale udało mi się - Jongin rzucił swoje rzeczy na kanapę, gdzie siedział Park. - Umowa podpisana, teraz będzie tylko lepiej, mamy co świętować.
- Mogę wiedzieć o co chodzi? - wtrąciłam się niepewnie.
Dopiero w tamtym momencie dwudziestosiedmiolatek zdawał się przypomnieć sobie o moim istnieniu. Spojrzał na mnie zaskoczony, omal nie wypuszczając butelki z rąk. Zabolało.
- Słońce... - wydukał, podchodząc do mnie. Z tak niewielkiej odległości dokładnie wyczułam od niego zapach alkoholu. - Udało mi się wkupić w łaski zrzędliwej, starej baby.
- Prowadziłeś po alkoholu? - spytałam, zupełnie ignorując jego chwalenie się sukcesem.
Mężczyzna wyraźnie się zmieszał na to pytanie, przez co także przygasł.
- Nie, słońce. Wziąłem taksówkę - odpowiedział po chwili, wolną ręką łapiąc mnie za ramię. - Nie jestem aż tak głupi, a nawet jeśli to nie powinno cię to interesować, skoro wróciłem cały i zdrowy.
- Co wy na to, żeby zrobić karaoke? - odezwał się Chanyeol z salonu. - O ile zakład, że Jongin przegra?
Wyrwałam się Kimowi z uścisku, chwyciłam paczkę jakichś chrupek i poszłam do dwudziestoośmiolatka, czekającego na nas na kanapie. A było tak idealnie...
~~~~~
Miał być po sesji (czyli w połowie lutego), ale pojawiła się fala natchnienia i napisałam go teraz. Dla tych, co nie widzieli wiadomości na moim profilu (zachęcam do zaobserwowania, bo czasem coś tam piszę), zadaję to pytanie teraz - czy ktoś stąd byłby zainteresowany one-shotem o Taeminie?
I teraz pytanie z czystej ciekawości - czy jest tu ktoś ze Szczecina? XDDD
Przepraszam, jeśli pojawiły się jakieś błędy.
Buzi, pa
CZYTASZ
You belong to me // Kim Jongin [Kai EXO]
FanfictionCzasem jedna osoba może zmienić zbyt wiele w naszym życiu. Niekoniecznie na lepsze. Czasem jedna osoba znaczy dla nas więcej niż powinna. A może po prostu się od niej uzależniliśmy?