22.

640 54 54
                                    

Siedziałam przy wyspie kuchennej ubrana w koszulkę Jongina i jego dresy - na szczęście moja bielizna zdążyła wyschnąć. Mokre włosy miałam owinięte w ręcznik i już od kilkunastu minut próbowałam wcisnąć w siebie miskę owsianki z owocami, którą zrobił mi mężczyzna. Nie chciałam jechać na te zakupy. Nie chciałam przywiązywać się do tego miejsca aż tak szybko. Nie chciałam, żeby cokolwiek mnie tu trzymało.

Od mojego obudzenia się minęły ponad dwie godziny. W tym czasie zdążyłam dostać nowy telefon, zadzwonić do Sehuna i - co najważniejsze - rozejrzeć się po moim tymczasowym domu, który był prawdopodobnie trzy razy większy od mojego poprzedniego. Kilkanaście pokoi, przy każdym oddzielna łazienka, dużo przestrzeni, mało niepotrzebnych rzeczy, z wierzchu wydawałoby się, że był to zwyczajny piętrowy dom zamieszkiwany przez szczęśliwą rodzinę. Tyle że mieszkał tu jedynie samotny dwudziestosiedmiolatek, który jak na złość musiał zamknąć większość pokoi.

- Jak nie zjesz tego w ciągu następnych dziesięciu minut to sam cię nakarmię - brunet, już całkowicie ubrany, postawił przede mną kubek z herbatą. Brzoskwiniową herbatą. Mogłabym przysiąc, że była to ta sama, którą robiła mi Yoojin. Tego zapachu za nic w świecie bym nie pomyliła. - Nie żartuję, Sunghee. Wolałbym, żebyś nie zasłabła, gdy będziemy wybierać ci meble. Poza tym Chanyeol przyjedzie za jakieś pół godziny, a znając go i jego zapał to w ciągu piętnastu minut będziemy musieli wyjeżdżać.

- Chanyeol? To nie chodziło ci o Minseoka? - zmarszczyłam czoło, robiąc minę naburmuszonego dziecka, które ewidentnie nie ma ochoty na poznawanie nowych ludzi. - Wolałabym pojechać na zakupy z miłym panem z kawiarni niż z kimś, kogo nie znam.

- I tak prędzej czy później byś go poznała - uśmiechnął się mężczyzna, siadając obok mnie. - Dlatego lepiej mieć to już z głowy. A teraz jedz, bo nie żartowałem, gdy mówiłem o karmieniu cię.

Burknęłam pod nosem coś o irytowaniu ludzi i bądź co bądź, wciąż niechętnie zaczęłam jeść tę owsiankę, co jakiś czas upijając łyk herbaty z kubka. Czy Jongin był świadomy, że to jest jedna z moich ulubionych? Nie, to musiał być przypadek. Nie było innej opcji.

Kilkanaście minut później, gdy suszyłam włosy w łazience, przez cały szum przebił się dźwięk dzwonka do drzwi. Przeklęłam pod nosem, nie ruszając się z miejsca. Czyli ten cały Chanyeol właśnie do nas przyszedł. Jakich "nas"? Ja tu nie mieszkam. Jestem w tym domu tylko i wyłącznie tymczasowo, a w czwartek przenoszę się do Sehuna. Tak będzie lepiej. Tak powinno być od samego początku.

Z moich ust wydarło się kolejne ciche przekleństwo, gdy tylko skończyłam to, co robiłam. Teraz nie miałam żadnego usprawiedliwienia, aby nie wyjść z pokoju. Jednak jak na zawołanie przyszła mi wiadomość. Niechętnie wzięłam telefon do ręki i ją sprawdziłam.

Witaj, nieznajomy, długo się nie odzywałeś.

Mam nadzieję, że czujesz się dobrze. Bądź szczęśliwa i nie popełniaj głupich błędów. Nic już nie zdziałam. Żegnaj, Gwiazdko.

Kolana się pode mną ugięły. Dziwna ulga połączona z jeszcze dziwniejszym niepokojem. Dlaczego akurat teraz on dał sobie spokój? Czy to ma związek z tym, że ta kobieta wyrzuciła mnie z domu? Czy to w jakiś sposób łączy się z moim tymczasowym mieszkaniem u Jongina? W tym samym momencie na ekranie pojawiła się kolejna wiadomość. Znowu od niego.

Dla swojego dobra nie mieszkaj z Sehunem. Tak będzie lepiej dla wszystkich.

Usiadłam na podłodze, nie wiedząc co to miało znaczyć. On pewnie żartował, tak? Przecież nie mógł znać Sehuna. Dlaczego ten ktoś był po stronie Kima? Dlaczego miałam nie mieszkać z Sehunem? Dlaczego...

- Sunghee, Chanyeol już przyjechał, wychodzisz? - usłyszałam dochodzący zza drzwi głos Jongina.

Wtedy dotarła do mnie też jedna niezrozumiała rzecz.

Dlaczego na wyrzucenie z domu zareagowałam jakby to wcale nie było nic szczególnego? Dlaczego tak szybko przeszedł mi żal po spaleniu teczki? Gdzie moje człowieczeństwo? Gdzie jakiekolwiek emocje? Jak mogłam okłamać Sehuna bez żadnych ogródek? Co się ze mną działo?

- Wszystko dobrze? - kolejny raz zapukał do drzwi.

- T-tak, już idę - odpowiedziałam, szybko wstając. Odpięłam suszarkę od kontaktu i wyszłam z łazienki. A przynajmniej próbowałam to zrobić, bo zderzyłam się z czyjąś klatką piersiową.

Cholerny Jongin.

- Mała, spójrz na mnie - mężczyzna chwycił za moje ramiona, a ja mimowolnie podniosłam wzrok. - Na pewno wszystko gra?

- Wyrzucono mnie z domu, nie mam pieniędzy, wszystkie moje rzeczy są zniszczone, mój jedyny przyjaciel jest kilka godzin drogi stąd, więc przez następne parę dni muszę mieszkać z kimś, kogo znam jakiś miesiąc i nawet nie mam jak mu się odwdzięczyć. Dodatkowo pojutrze zaczyna się szkoła, a ja nawet nie mam podręczników i zeszytów. Wręcz zajebiście - prychnęłam, czując jak przez moment Jongin mocniej zacisnął dłonie.

- Nie przeklinaj. Odwdzięczysz mi się kiedy indziej, mamy na to dużo czasu. Nie myśl o tym teraz, później nad tym posiedzimy - mężczyzna pociągnął mnie za rękę w stronę salonu. Przecież mogłam tam pójść kiedy bym miała na to ochotę. Po co on to robił?

Co jeśli to dzięki niemu nieznajomy przestał wysyłać do mnie te wiadomości?

Kilka sekund później stałam w salonie ukryta za plecami Jongina, mając nadzieję, że odwlekę poznanie jego przyjaciela jak najbardziej w czasie. Akurat w najmniej odpowiednim momencie musiałam zostać wyrwana z własnego "pałacu myśli" czy jakkolwiek inaczej by nazwać chęć poukładania sobie wszystkiego w głowie.

- Nie wspominałeś o tym, że ona jest tak nieśmiała - obcy głos jednocześnie wydający się być dziwnie znajomy. - Spodziewałem się raczej zbuntowanej nastolatki, a nie płochliwego pieska. Szczególnie po tym jak...

- Przywaliłbym ci, gdyby Sunghee mnie nie trzymała - syknął Kim, a ja od razu uderzyłam go w plecy. - Co ja tobie zrobiłem, mała?

- Jeszcze nic, ale właśnie zaczęłam się bać spania w tym domu - burknęłam, nie ruszając się z miejsca. W pomieszczeniu rozbrzmiał głośny śmiech Chanyeola i westchnięcie Jongina będące wyrazem niezbyt wielkiego zadowolenia.

- Przecież wczoraj nic ci nie zrobiłem - żachnął się Kim.

- Kto wie co będzie dzisiaj. Skąd mogę mieć pewność, że nie jesteś nieobliczalnym psychopatą, który wykorzystuje swoją urodę do zwabienia niewinnych nastolatek do swojego domu, a później je gwałci i zabija. Albo na odwrót. Nie wiem jakie masz preferencje - mocniej zacisnęłam dłonie na materiale bluzy mojego "współlokatora".

- To już bardziej brzmi jak Sunghee, którą znam z twoich opowieści - Chanyeol kolejny raz się zaśmiał.

- Słońce, skoro twierdzisz, że mogę być jakimś zboczonym psychopatą to dlaczego przytulasz się do mnie odkąd wyszliśmy z twojego pokoju - słysząc słowa Kima niemal od razu od niego odskoczyłam.

Dopiero wtedy mogłam przyjrzeć się Chanyeolowi. Duże oczy, szeroki uśmiech, dołeczki w policzkach, odstające uszy, czarne, lekko rozwichrzone włosy z przydługawą grzywką opadającą mu na czoło. Mimo tego, że siedział na kanapie, już na pierwszy rzut oka było widać, że jest wysoki. A na pewno znacznie wyższy ode mnie. Łudząco mi kogoś przypominał. Ale przecież to zdecydowanie nie było możliwe. Szanse na jakiekolwiek powiązanie pomiędzy Chanyeolem a tą osobą wręcz nie miały prawa istnieć.

- Miło cię wreszcie zobaczyć, Sunghee - mężczyzna wstał z kanapy i wyciągnął do mnie dłoń. - Park Chanyeol, przyjaciel tego tutaj gamonia. Mieszkałem z nim przez jakieś dwa miesiące, więc z czystym sumieniem mogę cię zapewnić, że nic ci nie grozi.

- Jung Sunghee, ale to już pewnie wiesz, skoro Jongin jest taką plotkarą - uścisnęłam dłoń Parka.

- Koniec tych uprzejmości, jedziemy na zakupy zanim sami zaczniecie plotkować na mój temat - Kim popchnął nas oboje w stronę drzwi wejściowych.

Mogłabym o nim rozmawiać, gdybym tylko wiedziała coś więcej niż to, że jest kuzynem Yoojin.

~~~~~

Zabijcie mnie, plz.

You belong to me // Kim Jongin [Kai EXO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz