6.

887 54 54
                                    

W piątek rano jak każdego dnia wyszłam o tej samej porze, unikając wcześniej jakiejkolwiek możliwości na natknięcie się na tamtą kobietę. Schowałam klucze do kieszeni płaszcza, zastanawiając się kiedy wreszcie będę mogła odebrać swoją bluzę od Sehuna. Najbliższe trzy dni nie wchodziły w grę, bo dzisiaj szłam do Yoojin, od której zapewne wrócę dopiero jutro późnym wieczorem, a w niedzielę miałam zamiar uczyć się na następny tydzień. Tak samo niemożliwe było to, żeby Oh przyniósł mi tę bluzę sam, bo zazwyczaj, gdy ja kończyłam lekcje, on jeszcze miał zajęcia na uczelni, która znajdowała się spory kawałek drogi od mojego liceum. Oznaczało to jedynie, że zostałam zmuszona do odebrania mojej bluzy dopiero w trakcie dwutygodniowej przerwy. Czyli za niecały miesiąc. Ewentualnie w następny piątek, gdy kolejny raz się do niego wproszę. Chyba że żadne z nas nie będzie miało na to czasu.

Spokojnie układałam sobie w głowie plan dnia, którego najbardziej idealnym punktem miało być jedzenie czekoladowego ciasta zrobionego przez Yoojin. Jednakże na nadejście tego momentu musiałam trochę poczekać i zdołać przetrwać wszystkie lekcje i późniejsze użeranie się z matką.  Nawet jeśli miało być ono krótkie. Byleby ona nie zepsuła mi i tak niezbyt dobrego humoru. Odkąd wstałam, bolała mnie niemal każda część ciała, co nie było spowodowane niczym sensownym, skoro moje dni przebiegały niemal identycznie. Nie miałam okazji niczego sobie nadwyrężyć czy przewiać, więc jedynym uzasadnieniem mogłyby być nerwobóle. Chociaż niczym się nie stresowałam, nie licząc samego życia pod jednym dachem z tą kobietą. Co mogło być tak uporczywe, że mój organizm aż tak zaczął się wszystkiemu sprzeciwiać?

- Hej, Sunghee - usłyszałam obok siebie głos Baekhyuna. Tak szybko dotarłam pod ten nieszczęsny sklepik? - Słabo dziś wyglądasz, wszystko dobrze?

- Właśnie to każda dziewczyna chce usłyszeć z samego rana - prychnęłam, wysilając się na chociażby słaby uśmiech. - Oprócz tego, że się nie wyspałam i boli mnie samo istnienie to nic mi nie jest.

Byun niespodziewanie położył swoją ciepłą dłoń na moim czole, tym samym zmuszając mnie do chwilowego zatrzymania się. Chłopak zrobił zamyśloną minę, marszcząc przy tym brwi. Dopiero po kilku sekundach się ode mnie odsunął i znowu ruszył w stronę naszej szkoły.

- Co to było? - spytałam, starając się ponownie dorównać mu kroku. - Ostatnio zachowujesz się dziwniej niż kiedykolwiek.

- Właśnie to każdy chłopak chce usłyszeć z samego rana od kogoś, o kogo się martwi - westchnął Baekhyun, wkładając dłonie do kieszeni swojej rozpiętej kurtki. - Nie moja wina, że jesteś tak nieporadna życiowo, że ciężko się o ciebie nie zamartwiać.

- Nie używaj moich tekstów, Byun - żachnęłam się. - Chodźże już do tej szkoły szybciej, bo jeszcze pobijemy się na środku chodnika.

***

Trzecia pięćdziesiąt cztery. Niespełna dziesięć minut temu wróciłam ze szkoły i niemal od razu zaczęłam przepakowywać swoją torbę, żeby jak najszybciej wyjść do Yoojin. Pod nosem wyliczałam wszystkie rzeczy, które powinnam ze sobą zabrać. W końcu zbieranie się do mojej przyjaciółki w niczym nie przypominało zbierania się do Sehuna, u którego miałam już nawet kilka par majtek na wszelki wypadek, gdybym została dłużej niż to początkowo było przez nas planowane. A zdarzyło się to już co najmniej siedem razy w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, zwłaszcza wtedy, gdy oboje mieliśmy sporo wolnego czasu.

Ostatni raz sprawdziłam czy aby na pewno spakowałam do torby wszystko co potrzebne. Przebrałam się z mundurka w czarne dżinsy i szary sweter, przeczesałam włosy i poszłam do kuchni, żeby zjeść cokolwiek. Nie chodziło mi o jakiekolwiek obżeranie się, a wyłącznie o to, aby nie wyjść z domu będąc głodną, bo to mogłoby się przyczynić do zasłabnięcia w niechcianym momencie. Otworzyłam lodówkę, wyciągnęłam z niej resztę ugotowanego ryżu z warzywami i podgrzałam to w mikrofalówce. Co prawda ta porcja nie była szczególnie duża, ale lepsze tyle niż nic.

Po skończonym posiłku umyłam po sobie miskę i pałeczki. Spojrzałam na zegarek, uświadamiając sobie, że za nieco ponad pięćdziesiąt minut powinnam być u Yoojin. Gdybym wyszła teraz, byłabym na miejscu niewiele przed piątą. Lepiej być za wcześnie niż się spóźnić. Szybko posprzątałam kuchnię do końca i wróciłam do swojego pokoju po torbę z ubraniami. Od pewnego czasu, wychodząc do kogoś na noc, czułam się jakbym była więźniem na przepustce. Chociaż jak na "więźnia" to i tak miałam sporo swobody.  Jeszcze tylko rok i będę mogła naprawdę stąd uciec i zacząć udawać, że nigdy nie miałam żadnej rodziny. Albo po prostu wmawiać sobie, że wszyscy zmarli w tamtym wypadku. Bo czy właśnie tak nie było? Czy wraz z moim ojcem, nie zmarła także miłość jaką kiedykolwiek była w stanie mnie obdarzyć ta kobieta, którą zostałam zmuszona określać "matką"? Ileż to razy budziłam się w środku nocy przez to, że ona znowu się upiła i ubzdurała sobie wspaniałomyślność swojego idiotycznego pomysłu na rozbijanie pustych butelek po alkoholu o ścian i wyklinanie przy tym całej ziemi? Ileż to nocy przepłakałam, żałując, że nie zginęłam w tym wypadku?

Chwyciłam swoją torbę i skierowałam się do przedpokoju, żeby założyć płaszcz, a następnie spokojnie wyjść z domu. Powoli zapinałam swoje buty, gdy usłyszałam samochód wjeżdżający na posesję. Przeklęłam pod nosem, tracąc nadzieję na uniknięcie spotkania tamtej kobiety. Czym prędzej się zebrałam, wzięłam swoje rzeczy i wyszłam na zewnątrz, po drodze zabierając swoje klucze.

Ona właśnie wysiadała z samochodu, nie zwracając szczególnej uwagi na to, co działo się wokół niej. Czyżbym akurat cudem zdołała wymigać się od rozmowy z tą kobietą? 

- Kto pozwolił ci gdziekolwiek wychodzić, gówniaro? - usłyszałam za sobą, jak przechodziłam przez furtkę. - Chociaż równie dobrze możesz nawet nie wracać, idź gdzie chcesz, przynajmniej nie będę musiała na ciebie patrzeć.

Zignorowałam ją. W końcu tylko tyle mogłam wtedy zrobić. Wszczynanie kłótni w tamtym momencie było bezsensowne, skoro za niecałą godzinę miałam już być o Yoojin. Zacisnęłam dłoń na pasku od torby, nawet nie odwracając wzroku w stronę kobiety, która dalej wylewała z siebie monolog na temat tego, jak mało dla niej znaczyłam. Nie potrafiłam na to jakkolwiek zareagować, jakbym w ciągu tych trzech lat całkowicie przyzwyczaiła się do takich "czułości".

Ale to nie oznaczało, że nie potrzebowałam kogokolwiek, kto otoczyłby mnie chociażby minimalną opieką i zapewniłby mi nawet nikłe poczucie bycia kochaną. Jednak któż miałby mi to zapewnić, skoro przez większość czasu byłam sama, a spotkania z Sehunem zdecydowanie nie wystarczały? Pozostało mi tylko przeczekać do następnych urodzin. Jedynie niecałe dwanaście miesięcy, po których wreszcie będę mogła uwolnić się od matki. Dwanaście miesięcy, po których wreszcie będę mogła ponownie zacząć żyć.

~~~~~

Mam zdecydowanie zbyt dużo wolnego czasu, którego nie powinnam mieć. Następny rozdział będzie dopiero za tydzień bez znaczenia co sie będzie dziać. Chociaż jest już napisany i w zasadzie gotowy na wstawienie. No. W każdym razie, dziękuję za to, że w ogóle ktokolwiek to czyta, przepraszam za błędy, buzi, pa.

You belong to me // Kim Jongin [Kai EXO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz