18.

636 58 13
                                    

Minęły dwa tygodnie, zaczęły się ferie. W ciągu tego czasu niemal codziennie wymieniałam kilka nic nie znaczących wiadomości z Jonginem, zdarzyło się, że wyszłam z nim na kawę, unikałam mieszkającej ze mną kobiety jak ognia, zmieniałam temat gdy tylko Yoojin wspomniała o swoim kuzynie i każdego ranka szłam z Baekhyunem do szkoły, oczywiście nie licząc weekendów. To oznaczało, że niemal wszystko wróciło do swojego dawnego porządku, a już jutro razem z Sehunem wyjeżdżałam do jego rodziny na tydzień. Od piątku do piątku, wrócę akurat przed początkiem nowego roku szkolnego, plan idealny.

Siedziałam w swoim pokoju, pakując do torby podróżnej wszystkie potrzebne mi ubrania. Siedem dni czystego spokoju. Brzmiało pięknie, miało być pięknie, nikt nie mógł tego zakłócić, nawet nie dopuszczałam do siebie takiej możliwości.

Usłyszałam jak telefon zaczął dzwonić. Przeklęłam pod nosem, wstając z podłogi, żeby wziąć urządzenie, które leżało na łóżku. Spojrzałam na ekran i w tamtym momencie z moich ust wydobyło się kolejne przekleństwo.

Jongin.

Po co on do mnie dzwonił?

Głośno westchnęłam, odbierając połączenie.

- Cześć, Jongin, coś się stało? - spytałam, przytrzymując telefon ramieniem i w tym samym czasie wkładając ostatnie rzeczy do torby.

- Masz czas jutro wieczorem? Chciałem pokazać ci jedno miejsce, w którym na pewno się zakochasz - za bardzo entuzjastyczny. I z lekka nachalny.

- Przepraszam, ale jutro rano wyjeżdżam z miasta i wracam dopiero w następny piątek - odpowiedziałam z dziwnym przeczuciem jakoby Jongin nie był zadowolony z tego co usłyszał.

- No tak, masz ferie. Zapomniałem, że mówiłaś mi o tym w sobotę jak wracaliśmy z kawiarni. Więc jakie masz plany, Sunghee?

- Jadę z Sehunem do jego rodziny. Robimy tak co roku, raczej ci o tym wspominałam, a jeśli nie to teraz już o tym wiesz - usiadłam na podłodze, opierając się o łóżko. - Może pójdziemy w tamto miejsce w następną sobotę? Chyba że nie będziesz mieć czasu lub nie będziesz chciał.

- Jeszcze się zgadamy. Miłego dnia, Sunghee - rozłączył się, wywołując u mnie dziwne poczucie winy.

Odłożyłam telefon na materac i rozejrzałam się po pokoju, w duchu ciesząc się z nadchodzącej tygodniowej nieobecności w tym domu. Siedem dni teoretycznego spokoju. Siedem dni pośród ludzi, którzy są dla mnie mili. Siedem dni z kimś, kto traktuje mnie jak członka swojej rodziny. W końcu nawet ja zasługiwałam na choć trochę miłości, tak bardzo potrzebnej do prawidłowego funkcjonowania. Głupia piramida Maslowa i konieczność poczucia bezpieczeństwa tylko po to, żeby później móc realizować swoje plany i złudne marzenia, których większość ludzi nie jest w stanie spełnić, bo są zbyt wyidealizowane i irracjonalne. Ale właśnie na tym polegało życie, a człowiek musi mieć coś, co nadaje temu wszystkiemu jakiegoś sensu.

***

Z samego rana obudził mnie dźwięk alarmu. Po niespełna czterech godzinach snu żadna pobudka nie miała prawa być miła i sympatyczna. Ziewnęłam, przecierając oczy i jednocześnie skopując z siebie kołdrę. Za półtorej godziny miałam być u Sehuna. Wystarczająco czasu na zjedzenie czegokolwiek, ubranie się i dotarcie do mieszkania mojego przyjaciela. Jeśli wszystko pójdzie bez większego problemu to za mniej więcej sześć godzin będziemy już u jego rodziców. Z taką myślą zwlokłam się z łóżka i doczłapałam do szafy, z której wyciągnęłam męską szarą koszulkę, bluzę Sehuna i czarne spodnie. Przebrałam się, zjadłam na śniadanie pół miski ryżu, umyłam zęby i twarz, zebrałam się i wreszcie wyszłam z domu, próbując w myśli przypomnieć sobie wszystkie spakowane rzeczy. Klucze do domu schowałam do kieszeni i skierowałam się do mieszkania mojego przyjaciela, poprawiając na ramieniu pasek od torby.

Samotna droga nie była zbyt sympatyczna, szczególnie gdy brało się pod uwagę także to, że wciąż nie towarzyszyła mi żadna muzyka. Przecież nie miałam zamiaru i prawa użyć słuchawek od Jongina. Sehun byłby wściekły. Pozostało mi tylko podążanie jakże znaną mi trasą do zapewne jedynego miejsca, gdzie czułam się w pełni bezpieczna.

Bez pukania weszłam do mieszkania mojego przyjaciela, zdjęłam buty i od razu skierowałam się do salonu, gdzie zapewne Oh wciąż spał na kanapie. Niewiele się pomyliłam. Brunet leżał pod kocem, przeglądając coś w telefonie.

- Wstawaj, smrodzie, za godzinę mamy pociąg - powiedziałam, siadając na brzegu materaca. - Jeśli się spóźnimy, twoja mama będzie zła, a wtedy nie zrobi nam tego dobrego ciasta, które upiekła ostatnim razem.

- Myślisz tylko o ciastach, grubasie - ziewnął Sehun, przecierając twarz. - Jeśli zrobisz mi śniadanie to pójdzie szybciej i się czymś zajmiesz, gdy będę się ubierał.

- Równie dobrze mogę po prostu cię zignorować, wziąć twoje pieniądze i pojechać do twoich rodziców bez ciebie - uderzyłam go w udo - a tego nikt by nie chciał.

Oh zerwał się z kanapy i w samych bokserkach pobiegł do kuchni, zostawiając telefon na ławie. Lekko się uśmiechnęłam i poszłam za moim przyjacielem.

- Spakowałeś się w ogóle? - spytałam, siadając przy niewielkim stole, skąd miałam idealny widok na Sehuna starającego się robić wszystko szybciej niż zazwyczaj. 

- Raczej tak, nie pamiętam.

- Żartujesz, co nie?  Nawet nie próbuj mnie irytować, bo zdzielę cię w ten twój pusty łeb - zmarszczyłam czoło, a brunet podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy i złożył delikatny pocałunek na moich ustach.

- Wiem, że zawsze przed podróżami dokądkolwiek jesteś bardziej drażliwa niż zazwyczaj, ale nie musisz mi grozić. Gdybyś była bardziej uważna, zauważyłabyś moją walizkę w korytarzu - poprawił kosmyk moich włosów. - Poza tym godzina to szmat czasu, nie musisz się niczym martwić.

- Sehun, ostatnim razem prawie się spóźniliśmy, bo uparłeś się, że musisz sobie kupić pączka - przewróciłam oczami, a Oh tylko szerzej się uśmiechnął.

- To było tego warte - chłopak wrócił do robienia śniadania.

- Przynajmniej nie zapomnij umyć zębów, bo śmierdzi ci z ust - nieznacznie skrzywiłam usta, aby ukazać swoje przesadne niezadowolenie, a Sehun niemal od razu zbeształ mnie wzrokiem.

- Przyszłaś tutaj zanim zdążyłem wstać i jeszcze narzekasz. Nie tak cię wychowałem.

- Wybacz, ale nie każdemu przypada do gustu poranny smaczek. Mogłeś zwrócić na to uwagę zanim mnie pocałowałeś - wzruszyłam ramionami, wyciągając telefon z kieszeni bluzy. - Streszczaj się, musimy wyjść za...

Cztery nowe wiadomości.

Jedna od Jongina, trzy od Nieznajomego.

Pierwsze trzy po dwóch tygodniach.

- Co tak nagle zamilkłaś? Stało się coś? - Sehun znowu do mnie podszedł, a ja jedynie wskazałam na ekran. - Znowu?

Kiwnęłam głową w odpowiedzi, otwierając wiadomości po kolei.

Pasuje ci następna sobota? Musisz coś zobaczyć zanim przepadnie okazja. Odezwij się gdy będziesz mogła.

Przeklęłam w myśli obecną sytuację z Jonginem. On nie dawał mi zbyt wielkiego wyboru. Jednak nie potrafiłam jeszcze sprecyzować dlaczego tak się działo.

Miłych ferii, Gwiazdko.

Dobrze, że wyjeżdżasz. Z Sehunem będziesz bardziej bezpieczna.

Ale wciąż masz na siebie uważać, Gwiazdko. Wolę gdy jesteś szczęśliwa.

Spojrzałam na Oha, który był niemal tak samo zagubiony w tym wszystkim co ja. A myślałam, że Nieznajomy dał sobie spokój. To by było zbyt piękne.


~~~~~

Rozdział nie był sprawdzany, możliwe jakieś błędy lub literówki.

Buziole

You belong to me // Kim Jongin [Kai EXO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz