W milczeniu szłam za Jonginem do jego biura, mijając po drodze zdziwionych pracowników. Przez ostatnie pół godziny bez rezultatu próbowałam przetworzyć wszystkie informacje. W jaki sposób ta kobieta mnie znalazła? Po co mnie szukała? Przecież nie miałam z nią kontaktu od czterech miesięcy. To ona mnie wyrzuciła z domu i zostawiła na pastwę losu. Gdyby Jongin mnie nie znalazł, zapewne bym skończyła pod jakimś mostem.
Weszliśmy do windy. Brunet od razu nacisnął przycisk z odpowiednim numerem piętra. Gdy tylko drzwi się zamknęły, ostrożnie chwycił mnie za rękę.
- Nie bój się, słońce - powiedział cicho. - Nie pozwolę, żeby ta wariatka ciebie zabrała.
- Chciałabym, żeby to mnie uspokoiło - mruknęłam pod nosem. - Ona jest zdolna do wszystkiego.
Winda się zatrzymała. Wciąż nie puszczając mojej dłoni, Jongin prowadził mnie przez długi korytarz z kremowymi ścianami i różnymi obrazami powieszonymi, aby wypełnić przestrzeń pomiędzy drzwiami gabinetów. Dotarliśmy do tych jednych, przy których wisiała tabliczka z imieniem i nazwiskiem mojego przyjaciela.
Puściłam rękę Jongina, gdy weszliśmy do środka. Dobrze znana mi kobieta siedziała na fotelu znajdującym się naprzeciwko dużego biurka z ciemnego drewna. Serce biło mi tak szybko, jakby chciało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej. Zapomniałam jak to jest czuć strach przed tą kobietą, a przecież minęły tylko cztery miesiące odkąd ostatni raz ją widziałam.
- W czym mogę pani pomóc? - zaczął Jongin, siadając na swoim fotelu, a mi wskazując miejsce pod ścianą, żebym tam usiadła. - Przepraszam za mój niezbyt formalny wygląd, ale nie planowałem dzisiaj pojawić się w pracy.
- Widzę, że ta mała dziwka znalazła sobie wreszcie jakiegoś sponsora - burknęła pod nosem kobieta.
Wyglądała nieco inaczej niż pamiętałam. Bardziej wyniszczona, przerzedzone, matowe włosy, poszarzała skóra, jakby po wyrzuceniu mnie z domu zupełnie zatraciła się w tym, co zaczynało ją niszczyć jeszcze gdy mieszkałyśmy razem.
- Nie jestem sponsorem Sunghee. Mogłaby pani zacząć ją traktować z szacunkiem, na jaki ona zasługuje - Kim wyraźnie starał się zachować spokojny ton. - Powtórzę zatem moje pytanie. W czym mogę pomóc?
- Porwałeś tę sukę. A przypominam, że to ja jestem jej opiekunem prawnym - na twarzy kobiety pojawił się chytry uśmiech. - Zatem albo mi ją oddasz, albo zgłoszę to na policję. Nie masz żadnego prawa, żeby ją przetrzymywać.
Co? Ona chyba żartuje.
- Jak mógł mnie porwać, skoro sama mnie wywaliłaś z domu? - prychnęłam, a ona od razu zgromiła mnie wzrokiem. - To niedorzeczne. Nigdzie z tobą nie wracam.
- W takim razie musicie mi za to zapłacić. Dwadzieścia milionów mi wystarczy - skrzyżowała ramiona na piersi.
Jongin wstał z fotela i podszedł do okna. Miał ten cholerny wyraz twarzy, którego nienawidziłam, ale tym razem był zupełnie adekwatny do sytuacji w jakiej się znaleźliśmy.
- Zrobimy inaczej - nawet nie spojrzał na kobietę siedzącą na krześle. - Znikniesz z życia Sunghee, a ja nie złożę wobec ciebie pozwu o zaniedbanie dziecka, choć mam na to całkiem sporo dowodów. Z tego co mi wiadomo, przestałaś się interesować własną córką tuż po śmierci jej ojca, a miała wtedy jakieś czternaście lat. Jeśli chodzi o pieniądze, mogę co najwyżej zaproponować ci milion, żebyś nie czuła się aż tak pokrzywdzona i dała nam wszystkim święty spokój. Twój mąż nie byłby zbyt zadowolony, gdyby zobaczył, że chcesz wyłudzić pieniądze po ignorowaniu istnienia własnego dziecka przez dobre cztery miesiące.
CZYTASZ
You belong to me // Kim Jongin [Kai EXO]
FanfictionCzasem jedna osoba może zmienić zbyt wiele w naszym życiu. Niekoniecznie na lepsze. Czasem jedna osoba znaczy dla nas więcej niż powinna. A może po prostu się od niej uzależniliśmy?