61.

150 17 13
                                    

W milczeniu szłam za Jonginem do jego biura, mijając po drodze zdziwionych pracowników. Przez ostatnie pół godziny bez rezultatu próbowałam przetworzyć wszystkie informacje. W jaki sposób ta kobieta mnie znalazła? Po co mnie szukała? Przecież nie miałam z nią kontaktu od czterech miesięcy. To ona mnie wyrzuciła z domu i zostawiła na pastwę losu. Gdyby Jongin mnie nie znalazł, zapewne bym skończyła pod jakimś mostem.

Weszliśmy do windy. Brunet od razu nacisnął przycisk z odpowiednim numerem piętra. Gdy tylko drzwi się zamknęły, ostrożnie chwycił mnie za rękę.

- Nie bój się, słońce - powiedział cicho. - Nie pozwolę, żeby ta wariatka ciebie zabrała.

- Chciałabym, żeby to mnie uspokoiło - mruknęłam pod nosem. - Ona jest zdolna do wszystkiego.

Winda się zatrzymała. Wciąż nie puszczając mojej dłoni, Jongin prowadził mnie przez długi korytarz z kremowymi ścianami i różnymi obrazami powieszonymi, aby wypełnić przestrzeń pomiędzy drzwiami gabinetów. Dotarliśmy do tych jednych, przy których wisiała tabliczka z imieniem i nazwiskiem mojego przyjaciela.

Puściłam rękę Jongina, gdy weszliśmy do środka. Dobrze znana mi kobieta siedziała na fotelu znajdującym się naprzeciwko dużego biurka z ciemnego drewna. Serce biło mi tak szybko, jakby chciało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej. Zapomniałam jak to jest czuć strach przed tą kobietą, a przecież minęły tylko cztery miesiące odkąd ostatni raz ją widziałam.

- W czym mogę pani pomóc? - zaczął Jongin, siadając na swoim fotelu, a mi wskazując miejsce pod ścianą, żebym tam usiadła. - Przepraszam za mój niezbyt formalny wygląd, ale nie planowałem dzisiaj pojawić się w pracy.

- Widzę, że ta mała dziwka znalazła sobie wreszcie jakiegoś sponsora - burknęła pod nosem kobieta.

Wyglądała nieco inaczej niż pamiętałam. Bardziej wyniszczona, przerzedzone, matowe włosy, poszarzała skóra, jakby po wyrzuceniu mnie z domu zupełnie zatraciła się w tym, co zaczynało ją niszczyć jeszcze gdy mieszkałyśmy razem.

- Nie jestem sponsorem Sunghee. Mogłaby pani zacząć ją traktować z szacunkiem, na jaki ona zasługuje - Kim wyraźnie starał się zachować spokojny ton. - Powtórzę zatem moje pytanie. W czym mogę pomóc?

- Porwałeś tę sukę. A przypominam, że to ja jestem jej opiekunem prawnym - na twarzy kobiety pojawił się chytry uśmiech. - Zatem albo mi ją oddasz, albo zgłoszę to na policję. Nie masz żadnego prawa, żeby ją przetrzymywać.

Co? Ona chyba żartuje.

- Jak mógł mnie porwać, skoro sama mnie wywaliłaś z domu? - prychnęłam, a ona od razu zgromiła mnie wzrokiem. - To niedorzeczne. Nigdzie z tobą nie wracam.

- W takim razie musicie mi za to zapłacić. Dwadzieścia milionów mi wystarczy - skrzyżowała ramiona na piersi.

Jongin wstał z fotela i podszedł do okna. Miał ten cholerny wyraz twarzy, którego nienawidziłam, ale tym razem był zupełnie adekwatny do sytuacji w jakiej się znaleźliśmy.

- Zrobimy inaczej - nawet nie spojrzał na kobietę siedzącą na krześle. - Znikniesz z życia Sunghee, a ja nie złożę wobec ciebie pozwu o zaniedbanie dziecka, choć mam na to całkiem sporo dowodów. Z tego co mi wiadomo, przestałaś się interesować własną córką tuż po śmierci jej ojca, a miała wtedy jakieś czternaście lat. Jeśli chodzi o pieniądze, mogę co najwyżej zaproponować ci milion, żebyś nie czuła się aż tak pokrzywdzona i dała nam wszystkim święty spokój. Twój mąż nie byłby zbyt zadowolony, gdyby zobaczył, że chcesz wyłudzić pieniądze po ignorowaniu istnienia własnego dziecka przez dobre cztery miesiące.

You belong to me // Kim Jongin [Kai EXO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz