49

420 16 2
                                    

- Nie kontaktuj się więcej z Aaronem – rzekł Ryan śmiertelnie poważnie.

YYY okej...

Spodziewałam się wszystkiego. Ale nie tego że poruszy temat Aarona. Wiem że mnie pocałował i w ogóle nie wyszło zbyt fajnie. Jednak to nie jest powód aby mi zakazywać kontaktów z kimkolwiek.
On nie jest moim ojcem!

- Niby czemu?! – przybrałam pozycję obronną – Kto dał ci prawo do rozkazywania mi?!

Wiem że trochę przesadzałam. Jednak niesamowicie denerwowało mnie to że ot tak przychodził sobie po długiej ciszy i nakazywał mi żebym się nie kontaktowała z Aaronem. Serio?!

- Czy ty nie rozumiesz że on jest niebezpieczny?! – złapał się za włosy i zaczął krążyć po pomieszczeniu. – Co jest do kurwy z tobą nie tak?!

- Skończ, Ryan – wycedziłam przez zęby, chciałam gestykulować ale w porę przypomniałam sobie o zakazie nagłych ruchów ranną ręką – Jaki ty masz problem?!

-Taki, że on cię skrzywdzi! – Ryan wręcz dyszał ze wściekłości – A ty będziesz tak zaślepiona swoim chłoptasiem że na to pozwolisz! To jego wina że Nick cię napadł!

- Skąd ty to niby możesz wiedzieć?! – również zaczęła krzyczeć.

- Serio myślisz że Nick znalazł się tam przypadkiem? Naiwność.

- Tak? – uderzyłam dłonią o stół – W takim razie skąd się tam wziął panie mądry?

- Wziął się tam , panno przemądrzała, dlatego że Aaron powiadomił go o tym że tam jesteś.

On z nim współpracuje. Naprawdę uważasz że Aaron wziął się z nikąd? Pomyśl!

- Gówno wiesz! – włączyłam swoje odruchy obronne, aby odizolować się od słów które wyrzucał z siebie Ryan. To nie mogła być prawda. - Skąd niby to wiesz?!

- To moje przeczucie – zmrużył oczy – A ono nigdy mnie nie zawodzi.

- Przeczucie – powtórzyłam prześmiewczo – Jesteś po prostu zazdrosny. Ogarnij się.

- Zazdrosny?! – Ryan naprawdę się wkurzył – Uważasz że to że próbuję uratować twoją dupę to zwykła zazdrość?!

- Dokładnie tak! – założyłam ręce na piersi – To zemsta za to co widziałeś. Widziałeś że mnie pocałował i teraz się mścisz.

- Słuchaj kotku – podszedł do mnie.

Odruchowo poszłam do tyłu. Było w nim teraz coś takiego, co mówiło mi że przesadziłam. Jego ciało promieniowało furią. Zaczynałam się go bać. I to z własnej winy. Złapał mnie za zdrową rękę i przycisnął mnie do ściany. Jęknęłam z bólu.

- Jeśli będę chciał się na tobie zemścić – szepnął mi do ucha, a mnie przeszedł zimny dreszcz – To nie będą to głupie podchody. Od razu będziesz wiedziała że to zemsta. Staram się uratować cię od twojego byłego a ty mi to niesamowicie utrudniasz... Może chcesz do niego wrócić? Lubisz gdy ktoś cię bije?

- Przestań! – po moich policzkach płynęły łzy, nawet nie wiedziałam kiedy zaczęłam płakać

– Puść mnie to boli!

- Kurwa! – gwałtownie się ode mnie oderwał. Spojrzał z przerażeniem na ślady swoich palców jakie zostawił na moim nadgarstku. – boli?

- Trochę – załkałam – Ryan przepraszam...

- Nie odzywaj się teraz do mnie, błagam – zamilkłam od razu.

Chodził w kółko cały czas przeklinając pod nosem i zasłaniając twarz rękoma. W pewnym momencie wybuchnął.

- Pierdolony skurwiel – krzyknął i z całej siły uderzył w stół, talerz który na nim pozostał wzbił się w powietrze i z łoskotem rozbił się na drobny mak. Załkałam ze strachu.

Ryan zamknął na chwilę oczy, a gdy je rozwarł gwałtownie ruszył w stronę drzwi wejściowych i z hukiem wyszedł z domu.

- Ryan! – zawołałam go. Na próżno.

-Ryan... - wyszeptałam.

Zrobiłam jedyną rzecz jaka przyszła mi do głowy. Pobiegłam za nim.
Biegłam jak szybko tylko mogłam. Widziałam jego kurtkę, ale nigdy nie podbiegłam dostatecznie blisko aby go zatrzymać. Był za szybki. Płuca paliły mnie, tak jak ostatnio gdy za nim biegłam, jednak nie miałam zamiaru się poddać. Nie tym razem. Muszę to naprawić.

On chciał mi tylko pomóc... a ja? Zachowałam się jak suka.

Na chwilę zniknął mi z oczu a traciłam nadzieję że go odnajdę, gdy już miałam się poddać i zawrócić zobaczyła go. Odetchnęłam z ulgą.

Siedział na przystanku. Zasłaniał oczy dłońmi, siedział pochylony, załamany.

Raniło mnie to że to przeze mnie. Moje serce krwawiło.

- Ryan! – podbiegłam do niego – Ryan...

Ostrożnie położyłam mu rękę na ramieniu. Wzdrygnął się ale nie kazał mi zabrać ręki. Pocieszyło mnie to.

- Chodź do domu – przykucnęłam przy nim starając się zachować zimną krew – Wracajmy...

- To moja wina – szepnął.

- Co jest twoją winą? – pogłaskałam go po włosach, na co o dziwo, mi pozwolił.

- To moja wina że on nie żyje.

__________________________
:o Jak myślicie, kto nie żyje?


Wanna rescue me? ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz