Nasza podróż nie wiele różniła się od tej początkowej. Znów panowała cisza. Jednak nie zamierzałam jej na razie przerwać. Musiałam pomyśleć, tak jak wiele razy ostatnio. W domu Ryan'a wydarzyło się dużo, zbyt dużo. Nasz przyjazd, spotkanie z matką, wybaczenie ojcu... i najgorsze. Mimo że nienawidziłam tego człowieka nigdy bym mu czegoś takiego nie życzyła. Gruźlica to okropna śmierć. To wszystko mnie przerastało, miałam ochotę się gdzieś ukryć. Sytuacji nie polepszały wydarzenia które będą miały miejsce gdy przyjedziemy do domu. Nick, mój brat, szkoła... Nawet nie będę miała czasu żeby tego przetrawić. Co dopiero Ryan. Jednak jeszcze coś nie dawało mi spokoju. Słowa Ryan'a. Wtedy gdy określił mnie swoją „przyszłą żoną". Wiem że nie brał tego na poważnie, powiedział to pod wpływem emocji. Ryan nie był typem osoby zamierzającej się w najbliższym czasie ustatkować. W końcu jesteśmy jeszcze młodzi. Jednak słowa te obudziły we mnie nadzieję, na coś co nigdy nie nastąpi. Nawet mi nie powiedział że mnie kocha, a gdzie mowa o ślubie. Kurde, jestem taka głupia! Po co ja w ogóle o tym myślę?
- Kash? – poczułam dłoń Ryana na moim kolanie – Co się dzieje kochanie?
To „kochanie" sprawiło że zrobiło mi się cieplej. Jednak to nic nie znaczyło.
- Nic się nie dzieje – zaczęłam bawić się jego palcami.
- Przecież widzę. Coś cię męczy. Powiedz mi.
- Ryan, ja nie wiem czy powinnam o tym mówić. – Zaczęłam się denerwować.
Naprawdę zaczęłam rozważać opcję powiedzenia mu o tym. Cholernie się bałam. Czy ja zgłupiałam?
- Kash. Mi możesz powiedzieć o wszystkim.
- O co chodziło wtedy gdy nazwałeś mnie swoją przyszłą żoną? – wypaliłam, nie patrząc mu w oczy. – Dobra nie, nie! Nie musisz odpowiadać. To było głupie.
Ukryłam twarz w dłoniach. Co mnie napadło żeby o to pytać..
- Nie odpowiadaj! Nie chcę znać odpowiedzi na to pytanie. Zapomnij o tym... - paplałam bez ładu i składu nie dając Ryan'owi dojść do słowa.
- Kash... Uspokój się... - zaczął mnie uspokajać.
Jednak zauważyłam że lekko poczerwieniał na twarzy. On się rumieni?!
- To nie tak jak myślisz... To nie była oficjalna deklaracja jednak... To poważna sprawa. – wziął głęboki oddech – Nie chciałem ci już o tym mówić ale ja...
I w tym momencie naszą rozmowę przerwał dźwięk dzwonka jego telefonu, który nagle się skończył. Po mniej niż sekundzie przyszedł sms. Ryan zmarszczył brwi. Co do cholery?
- Cholera... To jest dziwne. Dokończymy naszą rozmowę później. W ustronnym miejscu. To nie miejsce i czas na tą rozmowę. Inaczej to zaplanowałem. Możesz proszę otworzyć sms'a? Prowadzę.
Podał mi swoją komórkę.
- OK. – szybko wyszukałam nową wiadomość
– Dostałeś wiadomość od jakiegoś „ killera" , ciekawych masz znajomych swoją drogą. Pisze, czytam „Chłopie wracaj jak najszybciej. To co się du odwala to jakaś masakra. Nick zajął Prosperity. Powstrzymaj go."
- Nosz kurwa! – Ryan uderzył tak gwałtownie dłonią w kierownicę że aż podskoczyłam. W takich momentach był przerażający – Naprawdę musiał to zrobić teraz? Czy ten zjeb zawsze musi wszystko spierdolić?
- Co ma na myśli pisząc „zajął prosperity"? – spojrzałam na niego zszokowana - Chyba nie dosłownie?
- Obawiam się że tak. Kotku, trzymaj się mocno. Musimy szybko wrócić.
**********************
Przez większość drogi mocno zaciskałam oczy. Ryan przekroczył chyba wszystkie możliwe zakazy. Pędził na złamanie karku, tak że z prawie godzinnej drogi zrobiła się 20 minutowa. Od razu pojechaliśmy do Prosperity. Ryan wysiadł z auta i podszedł do stojącego przy budynku chłopaka. Nie widziałam jego twarzy, lecz słyszałam ich rozmowę.
- Co tu się do cholery dzieje?! Nie ma mnie przez 3 dni i już nie jesteście w stanie upilnować biznesu! – powiedział wściekły Ryan.
- Stary, to nie nasza wina. Ten cholerny przyjeb przytachał tu swoich ziomków. Teraz siedzą sobie w budynku zadowoleni jak cholerni królowie. Musisz go stąd wywalić. I to jak najszybciej.
- Kuurww – Ryan przesunął dłonią po swoich włosach – Czy to naprawdę musiało być dzisiaj? Najpierw powiedz mi dokładnie co tu się wydarzyło.
- Jakby nigdy nic siedzimy sobie w środku, gdy nagle słyszymy łomot na zewnątrz. To ziomki Nick'a dorwały naszych ochroniarzy i zrobiły z nich krwawą miazgę. Żyją na szczęście ale są nieprzytomni. Wkroczyli do środka, a Nick jak jakiś cholerny król ogłosił, cytuję „ Od teraz to miejsce należy do mnie, i nikt mi go już nie odbierze.". Co mieliśmy do cholery zrobić? Ich było 4 a nas jest 3 w dodatku słabiej zbudowanych. Udało mi się niezauważenie uciec i do ciebie napisać. To tyle. Musimy znaleźć ich słaby punkt. Coś co pozwoli nam ich stąd wykurzyć. I to jak najszybciej. Zanim to robactwo na dobre się rozgości.
- Dobra – potarł czoło dłonią – Zaraz to ogarniemy. Tylko muszę coś załatwić.
Wiedziałam co się teraz wydarzy. I moja odpowiedz na jego jeszcze nie wydany rozkaz brzmiała stanowczo „nie". Nie zostawię go tu.
- Kochanie – Ryan nachylił się do mnie
– Zadzwoń do Cassie i jedźcie do domu. Nie możesz ze mną zostać.
- Nie ma nawet takiej opcji – założyłam ręce jak naburmuszone dziecko – Nie zostawię cię tu samego. Nawet nie dyskutuj - nie i już!
- Choleraaa – Ryan się skrzywił – Czemu ty nigdy nie ułatwiasz sprawy? Zostań tu z Killerem. Może i nie zapewni ci pewnego bezpieczeństwa ale da ci chwilę na ucieczkę. I błagam cię nie ryzykuj. Wrócę najszybciej jak będę mógł.
Pocałował mnie gwałtownie w usta i zanim się spostrzegłam pobiegł w stronę klubu.
Nie miałam najmniejszego zamiaru czekać tu aż mój bohater wróci. Muszę mu pomóc, chociażby tylko rozproszyć uwagę przeciwnika. Nie zostawię go samego. Musiałam tylko czekać na odpowiedni moment. Killer nie odzywał się do mnie. Po prostu stał obok i bacznie obserwował otoczenie.
W pewnym momencie przerwał ciszę.
- Przejdę się szybko dookoła naszego schronienia aby upewnić się że jest tu bezpiecznie i nikt nas nie obserwuje. Nie ruszaj się stąd.
- Ok. – od razu wyczułam okazję.
Jedyne co musiałam zrobic to nie dać tego po sobie poznać.
Sam chłopak nie spodziewał się raczej mojej ucieczki. Pewnie uważał że jestem zbyt wielkim tchórzem aby to zrobić.
Niedoczekanie.
Gdy tylko oddalił się na odpowiednią odległość z całej swej siły ruszyłam do przodu, tak że gdy się zorientował że mnie nie ma nie miał już po co mnie ścigać. Słyszałam jego krzyk za sobą jednak nie zwracałam na niego już uwagi. Jedyne co się liczyło to Ryan.
Zatrzymałam się niedaleko wejścia, w cieniu aby nie było mnie widać.
Nikogo przy mnie nie było, nie słyszałam żadnych dźwięków.
To było niepokojące. Coś jest cholernie nie tak. Tylko nie wiem co.
Ruszyłam w stronę drzwi.
Jednak gdy postanowiłam się odwrócić aby zobaczyć czy kogoś za mną nie ma, poczułam dotyk na szyi. Oblał mnie zimny pot, wypraszając z mojego ciała resztki ciepła. Wiedziałam kto to.
- Tak myślałem że tu przyjdziesz kochanie – dotarł do mnie szept – Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem.
_______________________
O-oł. Znowu ,,sami wiecie kto" ! Jak myślicie co tym razem planuje?
CZYTASZ
Wanna rescue me? ✓
Novela Juvenil[Autorką okładki jest ~mi-so_oppa] Wyobraź sobie że masz wszystko. Idealnego chłopaka, wspaniałą rodzinę, dobre wyniki w nauce i wspaniały dom. I zostaje ci to odebrane w kilka sekund. Kash, młodej dziewczynie z Nowego Jorku zawaliło się życie. Jej...