30

531 14 1
                                    

Rozdział

Patrzyłam jak Ryan wchodzi pół nagi na ring. Na ring, boże jak to okropnie brzmi.. Przesłoniło mi to racjonalne myślenie, gdzie do tej pory wychodził Meddows.. Teraz skupiłam się tylko na tym co będzie robił, co jemu będą robili. Chciałam stąd wyjść, ale stałam wryta w podłogę. Brunet uniósł ręce w górę, nałożono mu rękawice, krótki dźwięk gongu i się zaczęło. Przybrał bokserską postawę a ja zaczęłam się w tym czasie przeciskiwać pomiędzy ludźmi. Usłyszałam z oddali głos Cassie:

- Kash, gdzie ty idziesz! Wracaj, nie możesz tam podchodzić!

Nie słuchałam jej.
Pierwsze uderzenie. Ryan wymierzył cios, unik. Nie patrzyłam na ludzi dookoła, pchałam się jak jakaś wariatka. Na wpół rozebrane laski patrzyły na walczących z pożądaniem a na mnie z obrzydzeniem. Walka stawała się coraz bardziej zacięta.
Serce waliło mi jak młotem, modliłam się aby Ryanowi nic się nie stało. Nie mógł sobie znaleźć innej rozrywki na wieczory?! Kretyn chce śmierci na własne życzenie.
Poczułam ucisk na ręce. To pewnie Cassie, przynajmniej tak myślałam dopóki nie usłyszałam złowrogiego głosu:

- Czy my się przypadkiem nie znamy?

Odwróciłam się przerażona. Chłopak z tatuażami, którego widziałam na parkingu.

- Chyba nie. Nara – uśmiechnęłam się z przekąsem i zaczęłam dalej przeciskiwać się między skandującymi ludźmi.

- Nie tak prędko. Gdzie cię niesie? Bić się idziesz czy sędziować, że stoisz pod samym ringiem? - koleś nie dawał mi spokoju, olałabym jego słowa, gdyby nie to, że miał rację.

Stałam dokładnie tuż pod bijącymi się Ryanem i Joshem.

- Ryan.. - wyszeptałam i czułam jak po policzku spływają mi łzy.

- Spadaj stąd mała, to nie miejsce dla ciebie. - chłopak z tatuażami popchnął mnie.

Uderzyłam plecami o ring, co chyba zwróciło uwagę Ryana. Podniosłam się i przeniosłam wzrok na chłopaka. Przerwał ciosy, grając na czas. Jego wzrok starał się mnie jakby szukać. Musiał mnie zauważyć. Zaczęłam skakać, wymachiwać rękami i krzyczeć jego imię. Zupełnie jak wszyscy ludzie dookoła, tylko z jedną małą różnicą: płakałam ze strachu o niego.


Ryan pov.



Szło mi całkiem dobrze. Przeciwnik okazał się łatwy, biłem się z nim już parę razy, ale widzę, że nie daje za wygraną. Uwielbiałem tłum ludzi, skandujący moje imię. Pokładali wiarę we mnie, wygrywali pieniądze w zakładach stawiając na mnie. Właściwie to nie przyszedłbym na ring, chciałem załatwić sprawę z Aaronem, ale oczywiście musieli już się o mnie założyć. Zgodziłem się a walki ruszyły szybko. Wziąłem szybki prysznic, krótka rozgrzewka i z pewnym siebie uśmiechem wszedłem na ring. Atmosfera dookoła oczywiście od razu się ożywiła.
Teraz czuć było gorąc oraz pot wymieszany z krwią. Dla mnie ten zapach to nic nowego. Dobrze, że nie ma tu Kash, zemdlałaby chyba widząc gdzie jestem. Umówiliśmy się, że nie będzie mnie śledzić. Podobno Cassie ma ją zabrać do jakiegoś klubu na GRZECZNĄ zabawę. Liczyłem na to, w końcu po ostatnim raczej będzie uważać. Przezorny zawsze ubezpieczony, musiałem podjąć jakieś działania, aby przestała mnie śledzić i nigdy nie dowiedziała się co robię i dlaczego.
Przeciwnik wymierzał mi krótkie, aczkolwiek dość silne ciosy. Nie powalał mnie jednak, miałem co najwyżej lekko stłuczony nos. On za to ledwo trzymał się na nogach. Byłem po trochu znudzony tą walką, dlatego zacząłem rozglądać się po tłumie. Daleko było ciemno, jednak bliżej, tam gdzie sięgało oświetlenie ujrzałem delikatne poruszenie wśród tłumu. Rozpoznałem Morgana, w końcu musiał tu być. Skoro tu jest, to zapewne razem z Nickiem. Jednak osobą, z którą chyba rozmawiał okazała się.. dziewczyna. W sumie mało mnie to obchodziło, Shey zmienia laski co jedną noc, więc to zapewne jakaś dziunia z klubu, była dość skąpo ubrana. Moja uwaga przeniosła się znów na walkę. Wymierzałem silne, długie ciosy, dopóki nie poczułem uderzenia z boku ringu. Odruchowo spojrzałem co się dzieje, lecz nie zauważyłem nic. Moje spojrzenie błąkało się jeszcze jakiś czas, ale musiałem być też skupiony na walce. Przestałem jednak zadawać ciosy, zastanawiając się co się stało. Patrzyłem się na Josha, dopóki nie usłyszałem pisków zapłakanej dziewczyny z boku ringu, dokładnie tam gdzie ,,coś" uderzyło. A raczej ktoś. Moja Kashmira.

Wanna rescue me? ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz