53

412 16 3
                                    

Siedzimy w aucie Ryan'a. Po wydarzeniach przy lesie zrobiło nam się zimno więc w ciszy przenieśliśmy się do auta. Jesteśmy tu już dobre 10 minut a żadne z nas nie wypowiedziało ani jednego słowa. Nie są nam one potrzebne, rozumiemy się bez słów. Jakby przez zwierzenia Ryana powstała między nami jakaś nić, która połączyła nasze umysły. Jednak to co mi powiedział... spowodowało że trybiki w mojej głowie zaczęły się obracać. Zadałam nurtujące mnie od dłuższego czasu pytanie:

- Ryan... mogę cię o coś zapytać? – zaczęłam ostrożnie

- Już to zrobiłaś skarbie – zaśmiał się cicho – pytaj.

- Ale obiecaj mi że nie obrazisz się na mnie ani nie zdenerwujesz. – przygryzłam wargę.

- Przecież ja się na ciebie nigdy nie denerwuję – odpowiedział ale widząc moją minę dodał markotnie – no może czasami.

Parsknęłam śmiechem, on też się odrobinę uśmiechnął. Sprawiło to że moje serce jakby się uniosło. Szybko spoważniałam. Musiałam to zrobić szybko:

- Czy twój ojciec nadal mieszka z twoją matką? – zapytałam na jednym wydechu.

- Co? – spojrzał na mnie zaskoczony tym pytaniem.

- Nie każ mi tego powtarzać – mruczę sfrustrowana.

- Nie wiem... Nie widziałem ich od wielu lat Kash... Nic już o nich nie wiem. – wplata dłonie w swoje włosy. Obejmuję go w ciszy.

- Kash... Ja jej wtedy obiecałem... Kurwa – łapie mnie za dłoń. Unika mojego spojrzenia.

- Powinienem to zrobić już dawno, jednak coś mnie powstrzymywało. – spojrzał wreszcie na mnie a w jego oczach widzę determinację – Pojadę do niej.

- Jesteś pewien że to dobry pomysł? – głaszczę go po ramieniu, o dziwo pozwala mi na to – Dasz sobie radę z tym? Mogę jechać z tobą, jako twoje wsparcie.

- Kash nie chcę cię w to wplątywać. Już i tak jestem dostatecznie spaczony, nie musisz oglądać mojej porąbanej rodzinki. O ile cos z niej zostało...

- Ryan... Spójrz na mnie – wzięłam jego twarz w słoje dłonie – Jestem tu po to żeby cię wspierać. Nie zostawię cię z tym samego, jeśli chcesz możemy to zrobić nawet teraz. Póki jesteś zdeterminowany aby to zrobić.

- Kotku... nawet nie masz pojęcia jak bardzo jestem ci za to wdzięczny. Zróbmy to teraz.

Odpala silnik, na chwilę zatrzymuje się i znów patrzy na mnie.

-Co? – spoglądam na niego skonsternowana

- To – gwałtownie mnie całuje.

*************************

Jedziemy już około dwie godziny. Niedługo będziemy na miejscu. Za oknem migają mi domy i lasy. Podczas dotychczasowej jazdy udało mi się przemycić kilka swoich piosenek do jego radia. Toczyliśmy zażarty spór o stacje jakie miały lecieć w radiu. W tym momencie mimo marudzenia Ryana że „ to smęty które zaśmiecają mu jego cenne radio... bla bla bla" udało mi się puścić „Zombie" Cranberries.

Ciszę przerywa głos Ryan'a.

- Kotku... Obrazisz się jeśli trochę pozwiedzamy? Dawno mnie tu nie było – zamilknął – chciałbym zobaczyć co tu się zmieniło.

- Dobrze – odpowiedziałam. To jest dobry pomysł. Widzę jaki jest spięty. Może to mu pomoże trochę się rozluźnić. Tak jak i mi... - Gdzie teraz jedziemy?

- Chciałbym zobaczyć park do którego chodziłem gdy byłem mały. Z tym miejscem mam związanych wiele wspomnień...

-Ok – odpowiedziałam po prostu. Nie miałam nic więcej do powiedzenia. Cisza mówiła więcej niż słowa.

Zatrzymaliśmy się obok niedużego parku na którym znajdował się plac zabaw. Wysiedliśmy z auta. Ryan złapał mnie za rękę i ruszył w stronę placu zabaw. Szybko znaleźliśmy w miarę czystą ławeczkę i usiedliśmy wtapiając się w ciszę. Ryan wyglądał jakby tego właśnie potrzebował. Spokoju i chwili na przemyślenia zanim nastąpi nieuniknione. Starałam się mu nie przeszkadzać sama zastanawiając się co wydarzy się później. Co jeśli któreś z jego rodziców już nie żyje? Ryan nic nie wie o swoich rodzicach teraz. Mogło wydarzyć się wszystko. Cholernie się boję.

- Na tym placu zabaw przesiadywałem gdy ojciec był pijany i bałem się wejść do domu – usłyszałam jego zachrypnięty głos – To tu przeczekiwałem gdy tłukł moją matkę. Gdy wyzywał ją od kurw i suk. Nienawidzę go. Tak bardzo nienawidzę...

Ponownie bez słowa go objęłam. Nie było takich wyrażeń jakimi mogłabym mu przekazać jak mi przykro że to go spotkało, jak bardzo chciałabym go pocieszyć, zabrać od niego wszystkie złe myśli. Nie było takich słów, więc musiał wystarczyć tylko mój uścisk który przekazywał wszystkie moje odczucia. Ryan zdawał się to rozumieć. Uścisnął mnie mocniej. Trwaliśmy tak kilka minut, aż Ryan zdecydował że jest już gotowy.

- Już czas mała – wstał ciągnąc mnie delikatnie za sobą – czas aby spotkać się z nieuniknionym.

____________________________
Jak myślicie, jak będzie wyglądało to spotkanie?

Wanna rescue me? ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz