51

440 14 0
                                    

Szliśmy, omijając krzewy. Całą drogę trzymaliśmy się za ręce, a Ryan kontynuował swoją historię:

- Ojciec zaczął bić też matkę. Ona mnie ochraniała własnym ciałem, wtedy biegłem do swojego pokoju i zatykałem uszy, aby nie słyszeć jej krzyków. Do dziś śnią mi się koszmary.

Wzdrygnęłam się. To takie straszne..

- A co z Brianem?

- Zaczynało go być coraz mniej w domu, pewnie też nie chciał tego wszystkiego słyszeć. Dla ojca to był problem z głowy, miał z jednym spokój, wystarczyło aby uciszyć matkę. Szlag by to! - kopnął gałąź, która stanęła nam na drodze.

- Miałem 15 lat gdy go widziałem po raz ostatni. Nawet się nie domyślałem gdzie idzie i po co. I z czym w plecaku – prychnął i wzdrygnął się na to wspomnienie.

- Zawsze jak wychodził miał czapkę na głowie. W zimę taką co zakrywa uszy, mama nam zawsze takie szyła, a w lato zieloną bejsbolówkę. Tamtego dnia nie miał czapki, a była zima. Mama wtedy zawołała, aby wrócił. Nie wrócił. - Ryan zatrzymał się i spojrzał na drzewo.

- Następnego dnia rano znaleziono jego ciało, wiszące na grubym, starym, solidnym drzewie. Gałąź była lekko podłamana. Dlaczego, nie mogła się złamać.. Może by jeszcze żył.. - Ryan ukrył twarz w dłoniach.

Dotknęłam go za ramię, wtulając się. Tylko tyle co mogłam teraz zrobić, sama byłam tym wszystkim przejęta, nie mogłam wypowiedzieć ani słowa.

- Matka mało zawału nie dostała.. Zaczęła płakać, lamentować, ale ani razu nie powiedziała do tego sukinsyna : ,,To twoja wina! To przez Ciebie on nie żyje!" - Ryan zaczął krzyczeć, a echo powtórzyło : ,,nie żyje, nie żyje!".

- Obwiniała siebie za to, siebie! - prychnął.

Ryan miał dużo ze swojej mamy.. Był wrażliwy, też zawsze się obwiniał, opiekuńczy, troskliwy, zawsze mnie broni.. Ale miał też porywczość swojego ojca, jak kogoś dorwał.. to było z tą osobą naprawdę źle.

- Myślisz, że ojciec się potem zmienił? Nie, uznał, że Brian był po prostu słaby. Słaby...
Brian się zabił przez niego! Kto by wytrzymał z takim patolem?! Kto?!

- Ty.. - wyszeptałam, patrząc mu w oczy. W odpowiedzi usłyszałam jego śmiech.

- Ja.. Ja? Rok potem uciekłem z domu. Tylko moja matka wytrzymała z tym skurwielem – splunął.


***


Ryan pov. 


- Pragnąłem wyjechać jak najdalej.. Jak najdalej od ojca, żeby mnie nigdy nie znalazł. Moim celem był Nowy Jork. Za ostatnie pieniądze przyjechałem tutaj. Byłem sam, w jednych, porwanych ciuchach, w obcym mieście, bez nikogo. - mówiłem, a w mojej głowie był dokładnie ten obraz sprzed dwóch lat: żółte taksówki, obskurne dzielnice, gasnące latarnie i.. Prosperity.

- Błąkałem się po mieście, zaczęły interesować mnie ciemne uliczki.. Pomyślałem, że to miejsce dla mnie. - prychnąłem.

Tak było..

- Pewnego dnia wszedłem w jedną z takich uliczek. Dotarłem nią na sam koniec, a wtedy moim oczom ukazał się neonowy napis: Prosperity – w głowie widziałem żółte, powykręcane litery składające się na ten napis. O tak.. To było to Miejsce.

- Myślałem, że to zwykły klub, wszedłem, ale to nie było miejsce do imprez.. Napakowani faceci, smród potu, dymu papierosowego i.. krwi. Pamiętam jak chciałem wyjść.. Na wysokości moich oczu znajdował się ring, a na nim dwóch, wtedy jeszcze chłopaków..

- Kto to był? - Kash zapytała drżącym głosem.

- Twój brat i Nick.

Wanna rescue me? ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz