Rozdział 47

393 25 3
                                    

Harry, Draco i reszta przyjaciół spędziła jeszcze kilka minut w ciszy po usłyszeniu historii Catherine Joseph. Blaise i Miranda wpatrywali się w Draco uważnie obserwując jego zachowanie.

- Nic mi nie jest- odparł zauważając te zatroskane spojrzenia- dostałem tylko kolejny powód, żeby go zabić- powiedział przez zęby. Wstał i włożył ręce do kieszeni. Zaczął krążyć po pokoju. Harry i Hermiona wymienili spojrzenia. Kiwnęli głową w tym samym czasie. Potter chrząknął, żeby wszyscy zwrócili na niego uwagę.

- Blaise, Mira, Draco- zaczął- myślę, że nadszedł ten moment, żebyście...zostali wprowadzeni- mówiąc to, wstał z miejsca i wyszedł z pokoju. Przyjaciele nie byli pewni co muszą zrobić.- No chodźcie- machnął ręką. Tylko ich trójka podążyła za Harrym. Szybko się zorientowali, że idą do gabinetu dyrektora.

- Ee...powie mi ktoś co robimy?

- Zabini- Potter odwrócił się w jego stronę.- Chcesz chronić Ginny?

- Oczywiście, że tak.

- I mówiłeś, że zawsze będziesz wspierał Draco, prawda?- Mulat zmieszał się, poczuł lekki wstyd, że coś takiego wyszło na jaw.

- Skąd o tym wiesz?

- Nieważne.

- No...tak.

- Więc idziesz z nami- zapukał do drzwi, które po chwili się otworzyły. Na środku pomieszczenia, jakby już na nich czekał, stał Dumbledore.

- Witam was- zaczął swym spokojnym głosem dyrektor. Harry podszedł do niego i powiedział coś tak cicho, że nikt nie mógł usłyszeć o czym rozmawiają. Chociaż usta mężczyzny ukryte były pomiędzy wąsami a brodą, rozciągnęły się w lekkim, troskliwym uśmiechu. Podszedł do biurka i już po chwili cała czwórka wyszła z Hogwartu, a jedyne co dostali od Dumbledore'a to kartkę z adresem. Kilka razy Ślizgoni próbowali się dowiedzieć dokąd zmierzają, ale Harry zbywał ich krótkimi, niejasnymi odpowiedziami. W końcu stanęli przed rzędem budynków i Potter podał im kartkę. Nagle, budynki rozsunęły się i zrobiły miejsce dla jeszcze jednego. Gryfon stał odwrócony tyłem do budynku jakby był przewodnikiem wycieczki i przyglądał się przyjaciołom z triumfalnym uśmieszkiem na ustach.

- Przed wami, na Grimmauld Place 12, stoi siedziba Zakonu Feniksa, a wy właśnie staliście się oficjalnymi członkami.- Blaise otworzył buzię ze zdziwienia, z kolei Miranda ze skupieniem wpatrywała się w dom i wypięła pierś do przodu pokazując gotowość na wszystko.

- Już myślałem, że się nigdy nie doczekam- na twarzy Draco widniał zadziorny uśmieszek. Dołączenie do zakonu oznaczało kolejny krok do pokonania Voldemorta własnymi rękami.

- Wiedziałem, że to powiesz- Harry wszedł pierwszy do domu i ku jeszcze większemu zdziwieniu Ślizgonów, w salonie przebywało wiele osób, w tym również ci, których znali ze szkoły. Był nawet Dumbledore, który uśmiechał się tak samo jak chwilę wcześniej w gabinecie. Draco dostrzegł prawie całą rodzinę Weasley'ów, łącznie z Ronem i swoją kuzynkę- Nimfadorę oraz Hagrida. Te wszystkie postacie przyglądały mu się nieprzychylnie, nawet złowrogo.

- Co on tu robi- Ron podszedł do blondyna wymierzając w niego różdżkę. Drogę zagrodził mu Harry. Różdżka Weasley'a wpijała się w pierś chłopaka.

- Spokojnie. Można mu wierzyć.

- Co się z tobą stało Harry?- Wzrok rudowłosego pokazywał zawód, smutek i niepokój.- To Śmierciożerca.

- Były Śmierciożerca.

- I ty mu wierzysz!?

- Dzięki tobie- Potter powiedział te słowa z wyrzutem w tonie- wszyscy się o tym dowiedzieli. Veritaserum potwierdziło prawdomówność Dracona.

- Zaraz, zaraz- Do rozmowy włączyła się Nimfadora- nie byłam przekonana do pomysłu, żeby ten zadufany w sobie, arystokratyczny dupek z kompleksem boga do nas doszedł, a teraz jeszcze się okazuje, że jest Śmierciożercą? To nie jest dobry pomysł.

- Byłem.- Odezwał się ostro Malfoy.

- Nawet jeśli, to będą cię szukać. Jesteś zagrożeniem.

- Tonks- Harry zwrócił się spokojnie do niej- większość z nas jest poszukiwana przez Śmierciożerców. Nie możemy kogoś wykreślać, bo tak.

- Nie bo tak. To Ślizgon.- Gryfon i trójka Ślizgonów w tym samym czasie przewróciła oczami.

- A ty znowu swoje, Wieprzlej.- Westchnął Blaise. Ron przeniósł na niego wzrok.

- Lepiej się zamknij. Inni może się pogodzili, ale ja nie wybaczę, że zrobiłeś dziecko mojej siostrze.

- Chyba nie osierocisz swojego siostrzeńca?- Mulat uśmiechnął się drwiąco. Wealey już szykował się na bójkę. W tym samym momencie pojawił się jeszcze jeden przybysz.

- Czy ktoś mi łaskawie może wytłumaczyć- już z korytarza, nie widząc postaci, wszyscy wiedzieli, że zaraz w salonie pojawi się Severus Snape- co było tak pilnego, żebym narażał zdemaskowanie...ah...nowi rekruci.

Draco w tamtej chwili czuł jakby oszalał. Chociaż Blaise i Miranda również byli zaskoczeni, nie mogli zrozumieć co przeżywał blondyn. Malfoy znał go od najmłodszych lat. Profesor zadawał się z jego rodzicami więc mimowolnie minął go kilka razy w korytarzu. Następnie nauczał go w szkole i był jego ulubieńcem. W dalszym etapie jego życia również się pojawił. Siedział niewiele krzeseł dalej podczas obrad Śmierciożerców. Wiadomość o posiadaniu ojca chrzestnego w jego osobie była już zaskakująca, ale fakt, że był nawet tu...i nagle w jego głowie ułożyła się układanka. Właśnie tego klocka mu brakowało, by poznać prawdziwe pobudki Severusa Snape'a. Ten człowiek ingerował w całe jego życie, ale do 7 roku nauki robił to po kryjomu, dlatego ta jawna pomoc była dla blondyna niezrozumiała. Draco nie wiedział ile czasu wpatrywał się w profesora w milczeniu, ale nikt nie śmiał przerwać tej ciszy.

- Ty...- głos mimowolnie wydobył się z jego krtani. Severus uniósł brew, a Malfoy uśmiechnął się.- Ty wstrętny manipulatorze.

- Oficjalnie wciąż jestem dla ciebie profesorem, panie Malfoy- na twarzy mężczyzny pojawiła się jakaś anomalia. Można by powiedzieć, że ten uniesiony kącik ust to uśmiech, ale przecież Nietoperz z lochów nigdy tego nie robił.

- Ekhem- Dumbleodre odchrząknął chcąc zwrócić na siebie uwagę- chciałbym wszystko naprostować. Miranda Slytherin, Draco Malfoy i Blaise Zabini są nowymi członkami Zakonu Feniksa. Osobiście stwierdziłem, że są zaufani i wpuściłem ich do tego domu. Liczę na owocną współpracę.

Trójka Ślizgonów pokiwała głowami i spojrzeli na siebie. Byli zadowoleni i dumni. Nareszcie ktoś im zaufał. Rozejrzeli się po salonie i w tym samym momencie zorientowali się, że oprócz nich i Severusa nie było żadnego Ślizgona. Dyskryminujący zostali zdyskryminowani, nikt nie chciał współpracować z uczniami ze Slytherinu.

- Ah- odezwał się jeszcze dyrektor szkoły- mamy jeszcze jednego nowego członka.- Do salonu weszła kobieta. Była ona szczupła, średniego wzrostu. Kasztanowo-rude włosy sięgały jej do łopatek. Cerę miała jasną i gładką; malinowe, pełne usta i zielone oczy w kształcie migdałów. Dumbledore nie zdążył jej przedstawić. Severus i Harry zdefiniowali ją w tym samym momencie.

- Lily.

- Mama.

Wszyscy zgromadzeni popatrzyli na nich, a oni na siebie. Kobieta podeszła do nich kołysząc biodrami.

- Nazywam się Hope Stevenson. Miło mi was poznać.- Rozciągnęła swe piękne usta w spokojnym, łagodnym uśmiechu.

Enervate || Draco Malfoy. Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz