Draco 10 minut stał przed wejściem do szpitala wpatrując się w manekiny stojące za szybą przez co przechodzący Mugole zaczęli zwracać na niego uwagę zastanawiając się co takiego chce znaleźć w pustym domu towarowym. Chociaż wiedział, że teraz tym bardziej nie będzie mógł wejść przez gapiów, to nie potrafił odejść. Ręce poczerwieniały i skostniały od zimna, ale nie chciał iść nawet do pobliskiej kawiarni. Z resztą i tak nie miał mugolskiej waluty. W czarnym długim płaszczu stał na środku ulicy i kilkukrotnie przeczytał tabliczkę ,,Zamknięte z powodu remontu", ale nadal nie zrobił nawet kroku wprzód. Jego ukochana była tak blisko a wyrzuty sumienia zżerały go coraz bardziej. Kiedy ulica opustoszała w końcu odważył się podejść do manekina kobiety, robił to najwolniej jak się dało. Zmierzył kukłę od góry do dołu i uważnie jej się przyjrzał. Westchnął ciężko.
- Odwiedziny Mirandy Slytherin.- Minęła chwila aż figura kiwnęła swoją drewnianą głową. Draco jednym, dużym krokiem przeszedł przez szybę. Od razu poczuł miłe, ciepłe powietrze w szczelnie zamkniętym szpitalu. Usłyszał głosy pacjentów i uzdrowicieli. Udał się na najwyższe piętro i dopiero tam podszedł do uzdrowicielki. Była to ta sama, która ratowała Mirę. Poznała go i uśmiechnęła się lekko.
- Wiedziałam, że w końcu pan przyjdzie.
- Proszę?- Malfoy uniósł pytająco brew. Kobieta skuliła się pod naciskiem jego chłodnego spojrzenia. Była niska i krępa. Miała ciemną karnację i krótkie, czarne włosy. Nie należała do najodważniejszych i wzrok blondyna zelżał kiedy zdał sobie z tego sprawę.
- Słyszałam rozmowy...Nie podsłuchiwałam! Tak jakoś...i pana znajomi zastanawiali się czy w końcu pan przyjdzie, ale wiedziałam, że ktoś kto tak się zamartwia na pewno nie zostawi osoby w potrzebie.- Szczerość uzdrowicielki miło zaskoczyła Dracona, ale nie wiedział jak powinien zareagować, co powiedzieć. Chciałby wyrzucić z siebie, że zostawił ją na tydzień bo był zbyt wielkim tchórzem, by do niej przyjść. Albo przynajmniej powiedzieć, że to bardzo miłe, że tak pomyślała. Zamiast tego wziął się za odpinanie guzików płaszcza.
- Jak ona się czuje?
- Oh...dużo lepiej. Najgorsze ma już za sobą, teraz wszystkie rany się goją, wie pan...
- Mów mi Draco. Kiedy się obudzi?- Czarnoskóra spuściła głowę słysząc to pytanie.
- Cóż jeśli o to chodzi...trudno powiedzieć- Nie spojrzała na blondyna, ale usłyszała głośno przełkniętą ślinę i zrozumiała, że trudniej było mu to przyjąć do wiadomości niż jej powiedzieć. Po chwili niezręcznej ciszy uniosła głowę i smutno jej się zrobiło widząc zmartwioną i przestraszoną zarazem twarz czarodzieja.- Chodź, zaprowadzę cię do niej.- Ruchem ręki nakazała mu podążanie za śladami. Szli długim, białym, surowym korytarzem. Na kilku ławkach siedzieli pacjenci w szpitalnych piżamach. Przez drogę zdążył zdjąć płaszcz i zawiesić go na ramieniu. Blaise przyniósł mu wtedy szary golf i czarne rurki dzięki czemu nie widać było do jakiego domu należy. Miał nadzieję, że dzięki temu nie spotka się z żadnym ostrymi komentarzami na temat jego osoby. Po Sylwestrze, kiedy to wszyscy uczniowie dowiedzieli się o poprzedniej należności blondyna, świat czarodziejów zalała fala plotek i informacji, naczęściej niepochlebnych. Od tamtego czasu nie wychodził z Hogwartu i nie wiedział jak oceniają go czarodzieje. Mirandę spostrzegł już przez szybę.- Teoretycznie jest za późno na odwiedziny, ale jak zasłonię zasłony to nikt was nie zobaczy.- Uśmiechnęła się serdecznie co pocieszyło Malfoy'a.
- Jak masz na imię?
- Ja? Oana.
- Dziękuję, Oano.- Uzdrowicielka spuściła zawstydzona wzrok. Przeszli przez szklane drzwi, ale kobieta zaraz po zasłonięciu zasłon wyszła z pomieszczenia. Draco wreszcie mógł być z Mirą sam. Ale wcale go to nie pocieszało. Przeraził go wygląd dziewczyny. Leżała na łóżku szpitalnym i chociaż opuchlizna oraz mniejsze rany się zagoiły, gips na obu nogach i jednej ręce przypominał, że ona nie śpi tylko jest w śpiączce. Płaszcz powiesił na wieszaku po czym usiadł na jednym z pięciu krzeseł, na tym najbliżej dziewczyny. Uśmiechnął się lekko patrząc na cztery pozostałe siedziska. Jego przyjaciele przychodzili tu dzień w dzień i godzinami siedzieli.
- Nawet w tym pokoju ciągle przesiadują.- prychnął pod nosem, ale humor szybko mu przeszedł. Złapał za jedyną zdrową rękę Slytherin. W bity był w nią wenflon. A jednak mimo obrażeń i aparatury podłączonej do niej, jej twarz wyglądała tak spokojnie. Tak samo widział ją rano po walentynkach kiedy obudził się przy jej boku. Pogrążona była w błogim, spokojnym śnie, którego Draco pilnował, żeby nic go nie zmąciło.- A teraz nawet nie wiem kiedy się obudzisz.- Silił się na uśmiech, ale przepełniony był grymasem bólu. Zasłony były zasłonięte, nie miał już nawet siły udawać. Przyłożył czoło do jej ręki, po której spłynęły łzy lecące z oczu Draco. Zaczął cicho chlipać mocno ściskając Mirandę. Oddałby wszystko, żeby zamienić się z nią miejscami. Mógłby nawet oddać się w ręce Voldemorta gdyby miał gwarancję, że to jej pomoże.- Tak bardzo cię przepraszam. Nigdy nie myślałem, że tak to się skończy...przecież to była normalna kłótnia, a teraz...Wróć do mnie, proszę cię...bez ciebie nie dam rady...
- Przepraszam bardzo- zza uchylonych drzwi wyglądała przelękniona Oana. Draco uniósł gwałtownie głowę. Był ciekaw ile już tam stała.- Musisz już iść, zaraz będzie jej czas na badania. Uzdrowiciele nie mogą cię tu zobaczyć.- Malfoy spojrzał na nią z wyrzutem chociaż kobieta niczym nie zawiniła. On był najbardziej winny. Znowu. Tak długo się wahał przed wejściem i znów musi opuścić ukochaną. Jeszcze raz spojrzał na Mirandę i delikatnie pogłaskał ją po głowie.
- Jeszcze jedno. Nazywasz się kurwa Miranda Slytherin, udowodnij, że to nazwisko coś znaczy i wyzdrowiej.- Uśmiechnął się lekko po czym zwrócił się do Oany- o której mogę jutro być najwcześniej?
- O 10:00, ale przecież masz lekcje, prawda?
- To bez znaczenia. Dziękuję za pomoc.- Chwycił płaszcz i wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia oprowadzony zawstydzonym wzrokiem uzdrowicielki.
Znajdując się na dworze uderzyło go zimne, ostre powietrze, ale Blaise nie dał mu szalika. Próbując osłonić się kołnierzem powoli wracał do Hogwartu. Chociaż było zimno, nie spieszyło mu się. W jego umyśle była tylko twarz Mirandy. Czuł się jakby nie widział jej wieki a nie tydzień i zrozumiał jak wielki błąd wtedy popełniał. To ona była najważniejsza, nie jego wyrzuty sumienia i problemy egzystencjonalne. Mira była pierwszą osobą, której dobro przekładał ponad swoje. Pierwszą, do której miłość była większa niż nienawiść do oprawców. Gdyby nie wizja, że już nigdy nie zobaczy Slytherin, piątka Puchonów już dawno leżała by w ziemi.
Wracając do dormitorium musiał się upewnić czy na pewno wszedł do dobrego. Od tygodnia nie było tam tak czystko i pachnąco. Po pijaństwie Draco nie było nawet śladu. Nawet plamy na dywanie zniknęły. Blaise leżał na swoim łóżku czytając książkę jakby nic się nigdy nie wydarzyło. Blondyn uśmiechnął się pod nosem przechodząc obok spania Mulata.
- Jeszcze chwila, a zaczniesz mi imponować, Diable.
- Jeszcze chwila, a pomyślę, że zgubiłeś po drodze swoje ego, Smoku.- Uśmiechnął się znad książki zadowolony i usatysfakcjonowany tym, że przynajmniej jedna rzecz wróciła do normy.

CZYTASZ
Enervate || Draco Malfoy. Zakończone.
FanficCofnijmy się w wydarzeniach i trochę je pozmieniajmy. Do incydentu w wieży astronomicznej nigdy nie doszło, a Draco nadal jest śmierciożercą. Akcja będzie się rozgrywać podczas 7 roku w Hogwarcie. ___________________________________________________...