Paweł pov.
Obudziłem się w jakimś pokoju. Nie pamiętam, jak się tu znalazłem. Czułem się okropnie. Głowa mi pękała, dlatego postanowiłem wstać z łóżka. Przeszukałem wszystkie rzeczy, jednak nigdzie nie mogłem znaleźć leków.- Czego szukasz?- zapytała Wiktoria, siadając na łóżku.
- Jakichś proszków na ból głowy.
- Poczekaj, powinnam coś mieć w torebce- powiedziała, podchodząc do mnie- Trzymaj.
- Dzięki- odpowiedziałem, biorąc łyka wody z butelki- Jak się tu znalazłem? Z wczoraj pamiętam wszystko, do godziny pierwszej w nocy.
- Ja cię tu przyprowadziłam.
- Pośpię jeszcze z dwie godzinki. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza.
- Nie. Sama też jestem zmęczona. Nie spałam pół nocy- westchnęła.
- Czemu? Nie wypiłaś wczoraj dużo.
- Powiem Ci później.
- No dobra- wzruszyłem ramionami.
***
- Cześć, nie przeszkadzam?- zapytała Kasia, stojąc za drzwiami.- Wejdź- pokazałem ręką.
- Nie. Ja tylko chciałam zapytać, czy chcecie śniadanie do pokoju, czy zejdziecie na dół do restauracji?
- Hmm...- popatrzyłem na Wiktorię.
- Możemy zejść- wtrąciła rudowłosa- Tylko daj nam chwilę, bo jak widzisz, dopiero wstaliśmy.
- Jasne. Śniadanie jest wydawane do godziny 11:00.
- W ogóle gdzie są nasze ubrania?-
zapytałem, patrząc na Wiktorię, która również była w samej bieliźnie.- Zdjęłam Ci ubrania i powiesiłam na wieszaku, ponieważ nie wzięłam nic na zmianę, a chyba nie będziesz wracać w pogniecionych ciuchach. Ze swoimi zrobiłam to samo.
- Aaa. Gdzie jest Igor?- popatrzyłem na nią.
- Razem z Sarą śpią w osobnym pokoju. Twoi rodzice się nimi zajęli.
- A Weronika?
- Nie wiem- mruknęła, wchodząc do łazienki.
- Widzę, że coś ukrywasz- wszedłem za nią i usiadłem na toalecie- Nie wyjdę stąd, dopóki mi nie powiesz.
- Weronika jest w szpitalu- westchnęła.
- Coo? Dlaczego?
- Wczoraj idąc do toalety, wpadłeś w nią, przez co straciła równowagę i upadła. Nie mogliśmy jej obudzić, dlatego wezwaliśmy karetkę.
- Jak to ja ją popchnąłem? Nic nie pamiętam.
- To nie było specjalnie. Sam się chwiałeś i nie mogłeś przewidzieć, że w nią wpadniesz- dodała, wchodząc pod prysznic.
- Zbieraj się. Musimy jechać do szpitala.
- Zaraz pojedziemy. Przyda mi się kąpiel. Tobie chyba z resztą też. Poza tym pasowałoby, żebyś zjadł śniadanie. Wspominałeś, że jak z rana nic nie zjesz, to się słabo czujesz.
- Zjemy coś później. Jeżeli Ci to nie przeszkadza, to zajmę wannę a ty prysznic- zaproponowałem.
- Nie przeszkadza- uśmiechnęła się.
***
- Weronika Brzozowska- rzuciłem do młodej kobiety- Przywieźli ją tutaj w nocy.- Kim Pan jest dla pacjentki?
- Chłopakiem- skłamałem, ale inaczej nic by mi nie powiedzieli.
- Sala numer 20. To jest ta sala na końcu korytarza.
Od razu ruszyłem w odpowiednim kierunku. Z Weroniką nie byliśmy już razem, ale czułem się winny temu, co się stało. Chciałem wejść na salę, jednak głos jakiejś kobiety mnie zatrzymał.
- Kim Pan jest?- popatrzyła na mnie.
- Pani zajmuje się Weroniką Brzozowską? Jestem jej chłopakiem, a to jest moja siostra- wskazałem na Wiktorię- Chcieliśmy się dowiedzieć, co z nią jest.
- Przykro mi, ale niestety nie daliśmy rady uratować dziecka. Poza tym pacjentce nie jest nic poważnego. Jest tylko w dużym szoku.
- To nie możliwe, żeby przez taki lekki upadek dziecko zmarło.
- Pacjentka miała ponad promil alkoholu we krwi. To też przyczyniło się do poronienia. Zresztą to nie był pierwszy raz, kiedy Pana dziewczyna piła. Dziecko prawdopodobnie i tak nie dożyłoby narodzin- westchnęła.
- To niemożliwe.
- Przykro mi, ale taka jest prawda.
- Mogę do niej wejść?- zapytałem.
- Tak. Tylko proszę nie krzyczeć.
Ruszyłem w stronę sali. Nagle zakręciło mi się w głowie i gdyby nie Wiktoria, która złapała mnie za rękę, wylądowałbym na ziemi. Dziewczyna pomogła mi usiąść na krześle, a obok nas, pojawiła się ta sama lekarka, z którą wcześniej rozmawiałem.
- Co się stało? Dobrze się Pan czuje?
- To dlatego, że dzisiaj jeszcze nic nie jadł- wyjaśniła Wiktoria.
- Niech Pani zabierze brata na dół, do baru i kupi mu coś do jedzenia- poleciła.
- Oczywiście- odpowiedziała rudowłosa.
***
- Lepiej?- zapytała Wiktoria, kiedy skończyłem jeść kanapkę.- Tak- uśmiechnąłem się- Chodźmy już na górę. Muszę się zobaczyć z Weroniką. Czuję za to wszystko odpowiedzialny.
- Rozumiem, ale pamiętaj, nie zrobiłeś tego specjalnie- wstała od stołu.
Po kilku minutach dotarliśmy pod salę. Wiktoria została na korytarzu, a ja uchyliłem drzwi od sali. W prawym rogu leżała Weronika. Była odwrócona do ściany, więc mnie nie widziała. Usiadłem na krześle obok i nie wiedziałem jak zacząć rozmowę.
- Po co tu przyszedłeś?- spytała, odwracając się w moją stronę.
- Martwię się o ciebie. Dopiero dzisiaj rano, dowiedziałem się, co się stało i od razu tutaj przyjechałem. Lekarka powiedziała mi, co się stało. Przykro mi- popatrzyłem na nią. Z jej oczu zaczęły wypływać łzy.
- Skoro teraz nie ma już tego dziecka, to wrócisz do mnie?
- Niestety nie. Zdrada to zdrada. Nie jestem w stanie Ci wybaczyć- westchnąłem.
- Ja to robiłam, bo chciałam cię odzyskać.
- Dlaczego?
- Nie chciałam tego dziecka.
- Jak to nie chciałaś? Mi powiedziałaś, że chcesz je wychować.
- To było kłamstwo. Od początku go nie chciałam, ale nie wiedziałam co zrobić. Nie chcę się już z tobą kłócić.
- Ja też nie chcę, ale zrozum, że nie jestem w stanie Ci wybaczyć. Poza tym mam dziewczynę.
- To może, chociaż zostaniemy przyjaciółmi? Obiecuję, że nie będę się wtrącać w twoje życie.
- Możemy spróbować- odpowiedziałem po dłuższej chwili- Chociażby dla dzieci. Nie chcę, żeby cierpiały przez nasze kłótnie.
Przytuliłem dziewczynę, a po chwili zawołałem Wiktorię. Dziewczyny lepiej się poznały i chyba nawet polubiły. Cieszę się, że to wszystko się tak skończyło. Może w końcu w moje życie będzie normalne?
----------------------------------------------------
To był ostatni rozdział tej książki. Na razie nie mam pomysłu na następną część. Dzięki za wszystkie gwiazdki.
CZYTASZ
Jedna noc (Zeamsone)- ZAKOŃCZONE
FanfictionPoznał ją na koncercie. Już wtedy wiedział, że to jest ta jedyna. Przez jej przeszłość, ich związek był skazany na różne problemy. Tej jednej nocy, wiele się w ich życiu zmieniło. Czy na lepsze? "Ta noc zadecyduje co dalej" "Zobaczysz, że rano będzi...