Epilog.

33.5K 2.1K 608
                                    

Od godziny chodzę w tą i z powrotem po białym śmierdzącym korytarzu i nie wiem co ze sobą zrobić. Wyrwałem sobie już prawie wszystkie włosy, a moja koszula jest tak pomięta od ściskania jej, że pewnie wyglądam jak bezdomny. Moja rodzina i przyjaciele siedzą wokół mnie na plastikowych krzesełkach i patrzą na mnie z niepokojem. Podejrzewam, że bardziej boją się o mnie niż o Freje.

- Kurwa mać!-krzyknąłem nagle-co tam się dzieje do cholery?

- Harry uspokój się-mama podeszła do mnie i pogładziła mnie po ramieniu-Freja jest silna, poradzi sobie, pamiętaj, że urodziła ci już dwójkę dzieci, poradzi sobie i z trzecim. 

Jak można się domyśleć, wszyscy siedzimy teraz na porodówce. Dzisiaj przypadała nasza piąta rocznica ślubu. Byliśmy w Paradiso na przyjęciu kiedy Freja dostała mocnych skurczy, a w samochodzie odeszły jej wody. Zostawiłem dzieciaki pod opieką Gemmy i Idena, a sam razem z Freja szybko przyjechałem do szpitala. 

Miałem już jakieś doświadczenie jak to wszystko wygląda, ale i tak cholernie się denerwowałem. Ostatnio Freja rodziła prawie 8 godzin. Dała mi w prezencie dwójkę ślicznych identycznych dziewczynek, które kocham nad życie i które są dla mnie całym światem. Teraz na świat przyjdzie mój syn. Co jakiś czas słyszałem tylko jej krzyki i głośne jęki co jeszcze bardziej mnie wkurwiało. 

- Pierdole, wchodzę tam-odpowiedziałem i ruszyłem do drzwi za którymi rodziła moja żona. 

- Harry!-zatrzymał mnie Lou-Freja powiedziała że chce być sama.

Przy pierwszym porodzie byłem przy niej. Ale tak wydzierałem się na lekarza, że tym razem Freja zabroniła mi wchodzić na sale. Co ja na to poradzę, że cholernie się o nią martwiłem, a ten konował nic nie robił żeby jej pomóc? Powtarzał tylko co chwilę. Proszę przeć, proszę przeć. To krzyczałem na niego cały czas i prawie go pobiłem, kiedy moja ukochana krzyczała z bólu. Teraz Freja zagroziła że nie urodzi jeśli pojawię się koło niej. 

Spojrzałem na niego groźnie, ale po chwili przytaknąłem głową. Usiadłem na wolnym krzesełku i zacząłem kołysać się w tą i z powrotem. 

Kto by pomyślał, mam 30 na karku, piękny dom, cudowną żonę i wspaniałe dzieci. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że tak będzie wyglądać moja przyszłość to zaśmiał bym mu się prosto w twarz i popukał w głowę. A teraz? Teraz już nie wyobrażam sobie innego życia. Jest cudownie, lepiej niż mógłbym sobie wymarzyć. Codziennie dziękuje Bogu za to co mam. Moja Freja i dziewczynki są dla mnie wszystkim, nie wyobrażam sobie bez nich dnia, a teraz do naszej gromady dołączy nowy dzidziuś. Jasper, bo takie imię wybraliśmy będzie najbardziej rozpieszczanym i kochanym dzieckiem na ziemi, przysięgam na wszystko co święte, że własnie tak będzie. 

- Stary będzie dobrze-Niall który siedział obok mnie poklepał mnie po ramieniu. On jakieś dwa lata temu też zmądrzał i porzucił stan kawalerski. Jego narzeczona Vanessa siedziała obok niego z głową opartą o jego ramie i spokojnie gładziła jego rękę. 

- Freja to silna kobieta, poradzi sobie-dodał Zayn, który siedział na przeciwko mnie. Jego Perrie, siedziała przerażona obok niego i gładziła się po swoim już widocznym brzuchu. Słysząc te krzyki i jęki Freji na pewno musi mieć niezłego stracha. Biedna, jeszcze wszystko przed nią.

- Pamiętasz co było ostatnio?-spytał Lou-prawie wyrzucili cię z sali kiedy chciałeś pobić lekarza.

- Haha, bardzo śmieszne, nie będę nawet wspominał, że ty zemdlałeś kiedy Karen urodziła Rose-odgryzłem się patrząc na niego ponuro.  

Krzyki Freji nie pozwalały mi się skupić na niczym innym, słyszeć jak cierpi to najgorsze uczucie jakie przeżyłem. Gdybym tylko mógł przejął bym cały ten ból na siebie. Nagle zapragnąłem przytulić do siebie swoje dziewczynki. Położyć głowę na małej główce Kitty i pocałować w pulchny policzek Holly. Tak bardzo je kocham, dobrze że nie mają świadomości co się dzieje z ich mamą. Bardzo się cieszą na przyjście braciszka. Potrafiły godzinami stać z głową przy brzuchu Freji i słuchać tego co wyprawia ich brat. Ja też uwielbiałem to robić. Kładłem głowę na jej brzuchu i nasłuchiwałem jak mój syn  kopie i wierci się niespokojnie. Wziąłem telefon i wybrałem numer Gemmy. Odebrała niemal natychmiast i nerwowo zapytała.

- I co? 

- Na razie czekamy, ale słyszę tylko krzyki i to doprowadza mnie do szału. 

- Harry będzie dobrze.

- Wiem ale cholernie się boje, co z dziewczynkami?

- Wszystko w porządku, bawią się z Lili.

- Możesz dać im telefon?

- Włączę głośnik ok?

- Dobrze-westchnąłem nie mogąc doczekać się usłyszenia głosu moich księżniczek. 

- Kitty, Holly wasz tatuś dzwoni-usłyszałem głos Gemmy, a po chwili swoje córki.

- Tatusiu?-odezwała się Kitty.

- Cześć skarbie-odpowiedziałem, a na moje usta od razu wpłynął uśmiech. 

- Gdzie jesteś?-zdała kolejne pytanie.

- Niedługo wrócimy.

- A gdzie mama?-spytała tym razem Holly. 

- Mama jest ze mną.

- A Jasper też już jest?

- Zaraz powinien być-odpowiedziałem. 

- To jak będzie to zadzwonisz?

- Tak oczywiście kochanie-odpowiedziałem rozbawiony. 

- To dobrze, to my idziemy bawić się z Liliy dobrze tatusiu?

- Dobrze kochanie, kocham was bardzo mocno.

- A my ciebie tatusiu-odpowiedziały obie na raz i po chwili usłyszałem jak śmieją  się głośno bawiąc z Liliy. 

- Harry-telefon znowu wzięła Gemma-będzie dobrze, oboje z Idenem trzymamy kciuki wszystko skończy się dobrze tak jak za pierwszym razem.

- Dzięki, zadzwonię kiedy będzie po wszystkim.

- Trzymaj się braciszku. Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. Siedziałem ze spuszczoną głową bawiąc się złotą obrączką na swoim palcu. Ogarniał mnie coraz większy strach i przerażenie. Chciał bym być tam przy niej...

Nagle wszystko ucichło. Każdy jak na komendę  podniósł głowę i zwrócił ją w stronę drzwi za którymi usłyszałem płacz. Płacz dziecka. Teraz nic mnie już nie powstrzyma. 

Wpadłem do sali w której rodziła Freja i zobaczyłem jej małe ciałko. Oddychała głośno, a na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. Podbiegłem do niej i ukląkłem przy łóżku. 

- Wszystko dobrze-powiedziała łapiąc oddech-jest ok, mamy pięknego syna.

Odgarnąłem mokre włosy z jej czoła i pocałowałem czując jak moje oczy robią się już mokre. Płakałem przy dziewczyneczkach i teraz nie mam zamiaru robić wyjątku. A co mi tam, będę ryczeć jak baba w końcu to mój syn. 

- Panie Styles-odezwał się lekarz który po chwili pojawił się przy nas z małym zawiniątkiem w dłoniach-gratulacje, ma Pan zdrowego, silnego, chłopca.

- Dziękuje-odpowiedziałem tylko odbierając od niego maleństwo. Chłopiec miał zamknięte oczy i usta i lekko wymachiwał rączkami na wszystkie strony. 

- Cześć chłopie-powiedziałem i siorbnąłem głośno nosem. Moja twarz była cała mokra od łez, które spadały kiedy patrzyłem na swojego syna.

Lekarz mówił coś do Freji, ale kompletnie go nie słyszałem. Za bardzo byłem skupiony na patrzeniu na to maleństwo w moich ramionach. 

- Harry-usłyszałem nagle głos Freji-może pozwolisz mi zobaczyć syna?-spytała rozbawiona. 

- Och tak-odpowiedziałem i delikatnie położyłem go  w jej ramionach. Otarłem mokre policzki i pochyliłem się nad swoją dwójką.  

- Jest taki śliczny-powiedziała patrząc na niego z miłością.

- Dziękuje ci za niego-powiedziałem i pocałowałam ją czule w usta-to najpiękniejsze co mogłaś mi dać. Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. 

- A ja w swoje, kocham cię-odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie, a potem wróciła wzrokiem do naszego syna. 

- Kocham was i zawsze będę.

Koniec.

Sex Phone || H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz