Rozdział 44

1.3K 50 11
                                    

Pola

- Co... Co Ty tu robisz? Skąd wiesz gdzie mieszkam... gdzie mieszkamy... - Mówiłam powoli przejęta zaistniałą sytuacją.

- Nie było trudne śledzić Ciebie czy Matczaka. - Wysoki chłopak wzruszył ramionami.

- Czego chcesz? - Powiedziałam trochę pewniej choć byłam nieźle wystraszona.

- Nie wiem, zabawić się? w końcu zrobić na złość Macie? - Brunet zrobił krok w moją stronę.

Gdy chciałam zatrzasnąć przed nim drzwi ten szybkim ruchem złapał za klamkę i otworzył je na tyle, aby mógł swobodnie wejść do środka. Instynktownie chwyciłam komórkę i chciałam wybrać numer alarmowy, ale chłopak był szybszy i silniejszy, więc w mgnieniu oka mój telefon wylądował w jego dłoniach.

- Co Ty, na psy będziesz dzwonić? - Zadrwił. - Odblokuj komóreczkę. - Rozkazał.

- Po co? - Palnęłam robiąc krok w tył.

- Odpiszesz swojemu kochasiowi, że wszystko w porządku, żeby się nie martwił bo jeszcze nam się tu pojawi, a tego byśmy nie chcieli. - Puścił mi oczko.

Przez strach, który mi towarzyszył i obawę, że przez to wszystko coś może stać się z dzieckiem, zrobiłam co kazał, choć najpierw próbowałam napisać chłopakowi, że grozi mi niebezpieczeństwo. Pisałam szybko i na oślep chcąc wysłać cokolwiek co mi pomoże, ale brunet zbyt szybko zorientował się, że wiadomość wygląda inaczej niż ta, którą mi podyktował. Odebrał ode mnie przedmiot i po upewnieniu się, że poprawna wiadomość została dostarczona, rzucił komórkę na stół stojący nieopodal. Jego wzrok znów przeniósł się na mnie i widząc jego minę zrobiło mi się niedobrze. Bałam się nawet myśleć, co może mi zrobić i modliłam się, żeby Janek już przyszedł i mi pomógł. Ale jego nie było, nie było nikogo, kto mógłby go powstrzymać przed czymkolwiek co chciał mi zrobić. Zrobiło mi się słabo i robiąc kolejne kroki w tył w końcu natrafiłam na kanapę, na której oparciu chcąc nie chcąc usiadłam pod wpływem siły z jaką się cofałam. Chłopak zbliżał się do mnie, a ja czułam się jak mysz w klatce. Po moich policzkach spłynęły pojedyncze łzy, a chłopakowi uśmiech nie schodził z twarzy. Dla niego była to jakaś chora gra, gdzie celem było zranienie mnie, Michała i pewnie każdego, kto był po naszej stronie.

- Zostaw mnie... - Powiedziałam cicho i niepewnie patrząc mu w oczy.

- Widzę, że nieźle się bawiłaś z Michasiem. - Wskazał na mój widoczny już brzuch ciążowy wciąż się przybliżając.

Poczułam jego oddech na sobie, jego ręce na moich udach i próbując go odepchnąć chwycił moje nadgarstki na tyle mocno, żebym wydała z siebie cichy jęk bólu. Jedną ręką wciąż trzymał moje nadgarstki, a drugą zaczął jeździć po talii i udach, przez co zrobiło mi się niedobrze, a łzy nadal spływały po mojej twarzy. Spojrzał mi w oczy i otarł jedną z nich, aż w końcu się odezwał.

- Nie płacz, to i tak nic nie da. Jak widzisz Matczak woli zabawiać się z łatwymi laskami gdzieś na mieście niż być teraz z Tobą. Może gdyby nie to, byłabyś teraz bezpieczna, skarbie.

- Nie mów do mnie skarbie. - Warknęłam i po chwili poczułam jak jego ręka zaciska się na moich nadgarstkach.

Zacisnęłam usta w cienką linię, a przez łzy obraz znacząco się rozmazał.

- Nie ma nikogo, kto może Ci pomóc. Zostałaś sama i Matczak też Cię zostawi. Poczekaj tylko aż ten bachor się urodzi. Wielki raper zniknie z Twojego życia tak szybko, jak szybko się w nim pojawił i jeszcze będziesz żałować tej znajomości. - Uśmiechnął się do mnie.

Przeszłość nas zabije, kochanie / MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz