Rozdział 38

1.3K 48 7
                                    

Michał

- Kurwa! Michał! Jeszcze raz! Ale tym razem się skup, ja pierdole... - Janusz był już nieźle wkurzony.

- Dobra, dobra... - Machnąłem ręką i upiłem łyk wody. Odstawiłem szklankę, założyłem słuchawki na głowę i przybliżyłem się do mikrofonu.

"[...] Zadzwoń albo napisz

To pogadamy i już...

[...] Ty to Minnie, a ja Mickey Mouse

Bonnie i Clyde, ale jedyne co będziemy kraść,

To sobie serca nawzajem...

[...] Gdy nie ma Ciebie obok,

Nie wiem czy w spokoju zasnę...

[...] Wiem, że czasem humor w kratkę mam,

Jak mój kapelusz...

[...] Chcę do domu,

Kiedy Cię nie ma w pobliżu..."*

- Ej, młody, Ty płaczesz?

- Spierdalaj. - Szybkim ruchem wytarłem pojedynczą łzę, która znikąd pojawiła się na moim policzku i jakimś cudem Janusz musiał ją zauważyć. Kurwa. Tak mi jej brakuje.

- Idź zapalić, dobrze Ci poszło, a jak wrócisz to pogadamy bo wyglądasz jak wrak człowieka.

- Jasne... - Wyszedłem z kabiny, narzuciłem na siebie kurtkę i powędrowałem w stronę wyjścia z budynku.

Na dworze było ciemno, zimno i cicho. Nikogo wokół nie było, a mnie ledwo oświetlała jedyna latarnia w pobliżu. Nie chciało mi się żyć, a co dopiero siedzieć w studiu i nagrywać kolejne kawałki, ale to była moja praca i nie mogłem zawieźć fanów tylko dlatego, że jestem zjebany. Co mnie wtedy podkusiło, żeby wpuścić Natalię do mojego mieszkania, a co gorsza, pozwolić jej znów się pocałować. Jak mogłem być takim dupkiem i zepsuć nam wszystkim święta, radość z życia i wspólne plany na przyszłość. Nie mogę sobie nawet wyobrazić co musiała czuć Pola w momencie kiedy ujrzała nas całujących się w salonie. Ona nie zasługiwała na coś takiego, kochała mnie, a ja to zjebałem. W końcu odpaliłem papierosa i ubrałem kaptur na głowę. Lekko kopnąłem kupkę śniegu, przez co na moim bucie pojawił się biały puch, a ja czułem napływające łzy do oczu.

- Kurwa mać! - Krzyknąłem i po chwili znów ogarnęła mnie cisza.

Po moich zimnych, czerwonych od mrozu policzkach zaczęły spływać kolejne ciepłe i słone łzy, a ja nawet nie próbowałem ich zamaskować. Usiadłem na jednym ze schodków prowadzących do studia i zaciągnąłem się fajką. Oparłem łokcie o kolana, a wzrok wbiłem w ziemię. Psychicznie byłem wrakiem człowieka. Chciałbym móc cofnąć czas i nigdy nie skrzywdzić Poli. Mojej małej, niebieskookiej Poli, która zrobiłaby dla mnie wszystko, a ja ją zawiodłem.

- Zjebałeś Matczak, na całej, kurwa, linii. - Burknąłem sam do siebie i przyłożyłem papieros do ust.

- Proszę, proszę, kogo my tu mamy. - Usłyszałem znajomy głos, a gdy podniosłem głowę, ujrzałem ostatnią osobę, z którą chciałbym przebywać na tym jebanym świecie.

- Zawistowski. Czego Ty tu szukasz, co? - Powiedziałem, zapominając, że przecież przed chwilą beczałem jak dziecko.

- Płakałeś? Mały Michałek płakał? Ojej co się stało? - Słyszałem kpinę w jego głosie i już niewiele brakowało, żeby wstać i mu wpierdolić.

- Jarałem. - Wzruszyłem ramionami.

- Jasne, pewnie ta suka Cię w końcu zostawiła bo przejrzała na oczy z kim ma do czynienia.

- Kurwa, nie mów tak o niej! - Uniosłem głos i wstałem do Mateusza, który znów się zaśmiał.

- Bo co? Widzisz ją tu gdzieś? Nie słyszała tego. A wiesz czemu? Bo jesteś skończonym zjebem, który nie potrafi utrzymać przy sobie żadnej laski. Najpierw Natalia, teraz Pola, nie wspominając o dupach, które były jeszcze wcześniej. Wszystkie odeszły, bo miały Cię dosyć, Matczak. Kiedy do Ciebie dotrze, że jesteś skazany na życie w samotności? Ta Twoja sława kiedyś przeminie, a Ty zostaniesz sam. Sam jak palec. Będziesz Ty, zielsko i butelki alkoholu. Ciekawe czy używki Cię wykończą, czy sam ze sobą skończysz? A nie, żeby zrobić coś takiego to trzeba mieć jaja, których Tobie, Michałku, brakuje.

- Zamknij mordę i wypierdalaj. Nie chcę mi się Ciebie słuchać bo gówno wiesz o mnie i Poli. - Podszedłem jeszcze bliżej Zawistowskiego i w tym samym momencie drzwi studia otworzyły się.

- Spierdalaj stąd Mati, nie rób przypału przy Nobocoto i przestań zaczepiać Michała. Ile Ty masz kurwa lat, żeby się bawić w coś takiego? Bądź dorosły, co? - Usłyszałem za plecami głos Janusza, który po chwili stanął obok mnie. Był w samej koszulce, ale po jego minie nie można było wywnioskować, że mu zimno.

- Wielki obrońca Matczaka się znalazł. - Mateusz prychnął i kontynuował. - Zapamiętaj moje słowa, Mata. - Spojrzał mi w oczy i w końcu się oddalił.

- Kurwa, nienawidzę typa. - Burknąłem.

- Wiem, stary. Chodźmy do środka, zimno jest. - Janusz poklepał mnie po plecach, a ja skinąłem głową i razem wróciliśmy do ciepłego studia.

____________________________________________

* Mata - Szafir

Przeszłość nas zabije, kochanie / MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz