Rozdział 60

907 41 3
                                    

Siedziałem w samych bokserkach na skraju łóżka obcej laski w jej mieszkaniu i biłem się z myślami co ja odpierdalam. Właśnie przeleciałem dziewczynę z klubu, której nie znam, a moja Pola leży w szpitalu. Alkohol wciąż sprawiał, że świat wirował, chociaż mniej niż parę godzin temu. Powoli docierało do mnie, co tak naprawdę się stało i czułem się jak szmata. Idealny tytuł na jakiś nowy numer jak już będę w stanie pisać. Spojrzałem za siebie i ujrzałem śpiącą blondynkę przykrytą cienkim materiałem mojej koszuli.

- Ja pierdolę... - Mruknąłem do siebie i powoli zamieniłem swoje ubranie na koc leżący obok nas tak, aby się nie obudziła.

Ubrałem koszulę, wciągnąłem na siebie ciemne jeansy i powoli założyłem buty modląc się, aby nie zwymiotować na podłogę. Podreptałem najciszej jak mogłem do drzwi wyjściowych i gdy znalazłem się już na klatce oparłem się plecami o ścianę głośno wzdychając. Palcami przeczesałem rozwalone włosy, a część z nich opadła na czoło. Chwiejnym krokiem wydostałem się na zewnątrz gdzie uderzył mnie chłodny wiatr. Usiadłem na murku niedaleko bloku, z którego wyszedłem i wyciągnąłem z kieszeni spodni paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Powoli zapaliłem fajkę i zaciągnąłem się nią, co, jak się okazało nie było najlepszym pomysłem mając kaca. Zrobiło mi się niedobrze i poczułem jeszcze większe obrzydzenie do siebie. Po dwóch buchach zdeptałem używkę i postanowiłem wrócić do domu. Zamówiłem Ubera, który podjechał pod budynek po około dziesięciu minutach oczekiwania i rozsiadłem się na tylnym siedzeniu samochodu. Pokierowałem kierowcę gdzie powinien jechać, ale w połowie drogi postanowiłem zajechać do studia. Nie potrafię teraz wrócić do mieszkania mojego i Poli wiedząc co zrobiłem i siedząc tam sam zwariowałbym. O ile już się to nie wydarzyło.

- Dziękuję, reszty nie trzeba. - Przekazałem starszemu facetowi parę banknotów przez szybę auta. - Miłego dnia. - Rzuciłem oddalając się.

- Wzajemnie, młody człowieku! - Krzyknął do mnie, na co wciąż idąc odwróciłem głowę do tyłu i uśmiechnąłem się szeroko pokazując kciuka w górę.

W środku byłem rozjebany, chciało mi się płakać i czułem gulę w gardle. Nie mogłem się rozpłakać idąc nad ranem środkiem drogi i pozwolić, żeby te jebane portale plotkarskie miały o czym pisać. Szkoda, że nie pomyślałem o tym wczoraj gdy pijany podrywałem w klubie każdą możliwą laskę. Znowu zrobiło mi się niedobrze na samą myśl o wczorajszym wieczorze i przyśpieszyłem kroku, żeby znaleźć się już w studiu. Na moje szczęście Janusz już tam siedział, choć nie jestem pewny, czy w ogóle stamtąd wychodził od wczoraj.

- Siema. - Przywitałem się ze starszym kolegą.

- O, siema... Kurwa, Matczak, ale śmierdzisz wódą. - Spojrzał na mnie z grymasem na twarzy.

- Ciebie też miło widzieć. - Rzuciłem siadając na kanapę.

- Dobra, mów. Co się stało?

- Nic, co się miało stać?

- Nie wydurniaj się, Sebastian i Janek szukali Cię po całym mieście. Martwimy się o Ciebie. - Jego twarz złagodniała i widać było, że naprawdę się martwi.

- Nie potrzebnie. - Odpowiedziałem obojętnie. - Jak widać żyję i nie wybieram się jeszcze na tamten świat. - Dopowiedziałem unikając kontaktu wzrokowego.

- Gdzie byłeś? Z tą blondynką z klubu? U niej? - Dopytywał.

- Kurwa, bawisz się w mojego ojca, czy co? - Podniosłem głos i w końcu spojrzałem na chłopaka. - Nie wasza sprawa. - Burknąłem.

- Mi się jednak wydaje, że nasza, młody. - Wstał z obrotowego krzesła przy biurku. - Kurwa, ktoś musi Ci w końcu uświadomić co odpierdalasz. - Również podniósł głos. - Nie możesz robić co Ci się zamarzy z każdą napotkaną laską w klubie czy gdziekolwiek indziej bo, wyobraź sobie, masz dziewczynę, która kocha Cię jak nikt nikogo, a teraz leży w szpitalu po stracie waszego dziecka, a Ty, kurwa, ruchasz na boku jakieś szmaty? Pojebało Cię? - Postukał się w czoło i kontynuował. - Masz dwadzieścia lat a nie dziesięć, więc może zachowuj się w takich momentach odpowiedzialnie i zamiast chlać do nieprzytomności zasuwaj do tego jebanego szpitala bo Pola Cię potrzebuje.

- Ja... - Przerwał mi.

- Kurwa, Michał, Ty nawet nie wiesz czy się już obudziła bo musiałeś zająć się jakąś panienką. Jeszcze parę dni temu nie mogłeś spać i wypłakiwałeś się nam, a teraz udajesz twardego zioma, który nikogo przy sobie nie potrzebuje? - Usiadł na krześle i przysunął się do mnie patrząc mi w oczy. - Byliśmy i zawsze będziemy z Tobą, ale nie możesz tak odpierdalać. Wiem jak Ci ciężko, ale tak się po prostu nie robi. Wyładuj się w inny sposób, jeśli musisz, ale nie rób tego kosztem Poli. Ona na to nie zasłużyła. - Powiedział po czym odsunął się do biurka i założył ręce na głowę zaplatając je. - Ja pierdolę.

Nie wiedziałem nawet co mam mu odpowiedzieć. Po prostu siedziałem i gapiłem się w podłogę. Idąc tu, nie spodziewałem się takiej rozmowy. Myślałem, że przyjdę, zbijemy pionę i zaczniemy pracować nad nowym kawałkiem, który siedział mi w głowie, a tymczasem dostałem słownego liścia na mordę. Czułem się trochę, jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę bo zaczęło docierać do mnie jak traktuję Polę. Kurwa, przecież jak ona się dowie co zrobiłem to mnie powiesi. Ledwo do mnie wróciła po pocałunku z Natalią, a jeśli usłyszy, że przeleciałem obcą laskę to nigdy mi tego nie wybaczy. Będę skończony w jej jak i moich oczach. Moje życie jest popierdolone.

- Zgadzam się ze wszystkim co powiedziałeś, ale kurwa, czasu nie cofnę. - Głośno westchnąłem. - Jestem spierdolony. - Schowałem twarz w dłoniach.

- Trochę jesteś. - Powiedział poważnie, a gdy się wyprostowałem widziałem po jego oczach, że miał ochotę się ze mnie śmiać. Już nie wiedziałem co byłoby gorsze, wkurwiony Walczuk czy kręcący ze mnie i mojego życia bekę.

Janusz usiadł obok mnie i objął ramieniem.

- Pamiętaj, że masz przyjaciół, którzy chcą Ci pomóc. Nie odpychaj ich od siebie bo Ci to nie służy. - Pogłaskał mnie po włosach, na co się skrzywiłem, a Walczuk roześmiał.

- Dobra, już dobra, zrozumiałem. - Powiedziałem odrzucając jego rękę z moich włosów i barków.

- Miałeś do mnie jakiś interes, że przyszedłeś tu o szóstej rano? - Zapytał zmieniając temat.

- Właściwie to tak. Chciałem nagrać nowy kawałek, który wydaje mi się... aktualny. - Powiedziałem po chwili namysłu.

- Masz gdzieś napisany tekst?

- Lecimy spontan. - Wyszczerzyłem zęby do kumpla.

- No to wskakuj do kabiny. - Machnął ręką w stronę pokoju, gdzie czekały na mnie słuchawki i mikrofon. - Stamtąd przynajmniej nie będę czuł smrodu tej wódy. - Zaśmiał się.

Przewróciłem oczami i szybkim krokiem podreptałem do kabiny biorąc po drodze ze sobą jeszcze litrową butelkę wody stojącej na stoliku przy kanapie. Zamknąłem za sobą drzwi, założyłem słuchawki i zamknąłem oczy. Zrobiłem trzy głębokie wdechy i wydechy, otwarłem oczy aby spojrzeć na Janusza i pokazałem mu kciuk w górę, żeby wiedział, że jestem gotowy.

"[...] Przez chwilę myślałem, że Mata to Matafucker,

Ale nie jest tak wcale...

[...] Mój moralny kręgosłup dźwiga bardzo dużo osób...

[...] Zrób ze mną co chcesz, mała zrób mi to co chcesz,

No bo jestem pierdolonym niewolnikiem...

[...] Znowu wbijam chuj w to, no bo jestem kurwa kurwą...

[...] One nagrywają sextape, bo mi stanął,

Niebieska tabletka i Panadol,

Tylko niebieska tabletka i Panadol..."*

- O kurwa... - Usłyszałem Janusza gdy spocony wyszedłem z kabiny.

Nic więcej nie musiałem dodawać.

* "Szmata" - Mata

Przeszłość nas zabije, kochanie / MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz