Rozdział 59

786 49 9
                                    

- Kurwa, wracajmy już. - Dobijał się do mnie stłumiony głos Janka.

- Nie pierdol, jest zajebiście. - Odkrzyknąłem nie odrywając wzroku od niskiej blondynki.

- Co by Pola...

- Nie wypowiadaj tego imienia. - Przerwałem mu, w końcu na niego spoglądając. - Naprawdę mnie to jebie, co by w tym momencie powiedziała czy pomyślała. - Krzyknąłem wkurwiony.

- Ale...

- Daj mi się w końcu zabawić, chyba mam prawo jako dwudziestolatek. - Uśmiechnąłem się. - Zajebiście znany dwudziestolatek. - Dopowiedziałem wyszczerzając zęby i przenosząc wzrok z powrotem na blondynkę stojącą obok mnie.

Byłem naprawdę pijany. Mieliśmy iść z Jankiem na jedno, góra dwa piwa, a jakimś cudem skończyliśmy w klubie. Był środek nocy, a ja najebany tańczyłem ze śliczną blondynką, która liczyła na coś więcej niż wspólny taniec i drink.

Przytłoczony ostatnimi wydarzeniami, które wyolbrzymiły się jeszcze bardziej przez wypitą wódkę nie miałem zamiaru odmawiać jej niczego. Gdzieś z tyłu głowy miałem widok Poli leżącej na szpitalnym łóżku, moje łzy spadające na podłogę, śmierć dziecka, wzrok Janka, który stał niedaleko mnie, uśmiechniętego Mateusza, który wygrał bitwę i Natalię, która się do tego przyłożyła. To wszystko łączyło się w całość, nie chciało odejść, a ja miałem tylko dwiadzieścia lat. Dwiadzieścia jebanych lat. Byłem gdzieś pomiędzy artystą młodego pokolenia, a dorosłym, odpowiedzialnym człowiekiem, który powinien w tej chwili walczyć o swoją rodzinę. Tego było za wiele, nie potrafiłem żyć z tymi myślami na trzeźwo i wydawało mi się, że alkohol będzie zajebistą ucieczką od problemów. Nie obchodziło mnie co krzyczał do mnie Janek, że powie wszystkim co zaraz odjebię, byłem zbyt pijany, żeby przejmować się konsekwencjami tej nocy.

Blondynka szepnęła mi coś na ucho, uśmiechnąłem się szeroko, spojrzałem na Janka, który był naprawdę wkurwiony moim zachowaniem i złapałem dziewczynę za rękę.

- Ty sobie chyba, kurwa, żartujesz w tym momencie. - Powiedział do mnie blondyn podchodząc jeszcze bliżej nas.

- Jestem całkowicie poważny. - Próbowałem nie uśmiechać się do niego głupio.

- Zostaw ją i wracajmy do domu. Zamówię nam Ubera. - Wyciągnął telefon z kieszeni spodni.

- Jedź sam, ja dziś wyląduję w innym mieszkaniu. - Powiedziałem, a po chwili moje usta przywarły do szyi niskiej laski.

- Matczak, proszę, wracajmy. Nie mogę Cię tu zostawić. - Jego wyraz twarzy zmienił się z wkurzonego na zmartwiony gdy znów na niego spojrzałem.

- Przykro mi, ale on dziś wraca ze mną. - Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko wsadzając mi dłoń pod koszulkę i drapiąc delikatnie plecy.

Poczułem przyjemny dreszcz, którego nie doświadczyłem od dłuższego czasu i byłem pewny, że ta laska pomoże mi jeszcze tej nocy uciec od negatywnych myśli.

- Dobra, blondyna, spierdalaj. - Usłyszałem znajomy głos.

- Co Ty tu robisz? - Zapytałem zdziwiony patrząc na Sebastiana.

- A co mam robić w klubie? Chleję i wyrywam dupy. - Uśmiechnął się w moją stronę. - Zostaw ją i wracamy do domu. - Powiedział pewny siebie gotowy do wyjścia. Był pijany, ale wciąż bardziej trzeźwy niż ja i myślał, że tym mnie przekona.

- Wy jesteście opóźnieni? Chyba mówiłem, że wracam na chatę z nią. - Kiwnąłem zniecierpliwiony w kierunku niedawno poznanej blondynki.

- Chodźmy, męczy mnie ta wasza rozmowa. - Pociągnęła mnie za rękę w kierunku wyjścia.

- Miłej zabawy. - Krzyknąłem na pożegnanie do chłopaków śmiejąc się.

Wypiłem sam litr czystej wódki. Świat wirował, dziewczyna, która prowadziła mnie do wcześniej zamówionego Ubera była zajebiście śliczna i nawet jeśli chciała się ze mną przespać jedynie ze względu na to, że jestem raperem to dzisiejszej nocy mogę jej to wybaczyć. Ani ja, ani ona nie będziemy narzekać, a reszta świata może się w tym momencie pierdolić.

Jechaliśmy na tylnych siedzeniach w ciszy, którą przerywała cicha muzyka z radia. Nagle moją uwagę przykuł znajomy głos. Kurwa, mój głos.

"[...] Gdy nie ma Ciebie obok,

Nie wiem czy w spokoju zasnę...

[...] Chcę do domu kiedy Cię nie ma w pobliżu...*

- Może pan zmienić stacje? - Zapytałem czując powoli łzy zbierające się w kącikach oczu.

- Jasne. - Odpowiedział i po chwili usłyszeliśmy zagraniczny pop.

- Ja pierdolę... - Mruknąłem do siebie i ukradkiem wytarłem mokry policzek.

Na szczęście blondynka nie widziała albo nie chciała widzieć tej czynności i dalej jechaliśmy w ciszy. Trzymałem swoją rękę na udzie dziewczyny, a wzrok wbity miałem na miasto za szybą samochodu kłócąc się w myślach sam ze sobą.

Nigdy, kurwa, nie byłem bardziej rozbity niż w tym momencie.

* "Szafir" - Mata

Przeszłość nas zabije, kochanie / MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz