Rozdział 61

762 40 6
                                    

Pola

Ostrożnie otwarłam oczy chcąc uchronić się przed ostrym, białym światłem, ale jednocześnie chciałam dowiedzieć się gdzie jestem. Powoli rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym oprócz mnie, nie było nikogo. Pod ścianą stały dwa krzesła, po lewej stronie znajdowały się drzwi, natomiast z prawej strony ujrzałam duże okno, z którego zdołałam dostrzec dobiegające do pokoju żółte światła latarni i okolicznych budynków. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że leżę w szpitalu. W szpitalu... Chwila, co z moim dzieckiem?!

- O nie... nie, nie nie... - Szeptałam do siebie podnosząc się na łóżku.

Spojrzałam na swój brzuch, który wciąż nie był płaski, ale pamiętam, że był większy. Poczułam kłujący ból zarówno w głowie jak i kręgosłupie przez co na mojej twarzy malował się grymas gdy dłońmi obejmowałam brzuch. Nerwowo rozglądałam się po całym pomieszczeniu mając nadzieję, że zaraz gdzieś dojrzę łóżeczko z moim maleństwem, ale nigdzie go nie było. Ból przeszywał całe moje ciało gdy postanowiłam zmienić pozycję z leżącej na siedzącą, a w kącikach oczu zbierały mi się pierwsze łzy.

- Nie... Proszę, nie, nie, nie... To się nie dzieje. - Mówiłam cicho sama do siebie.

Obraz przed oczami zaczął się rozmazywać, a ja próbowałam przypomnieć sobie co działo się przed tym jak tu trafiłam, jak się tu znalazłam, co z dzieckiem, gdzie Michał i czy to moja wina. To na pewno moja wina.

Dostrzegłam otwierające się drzwi, więc szybkim ruchem otarłam dłonią łzy z policzków.

- Niech pani nie wstaje, dopiero się pani obudziła i musimy najpierw sprawdzić, czy już wszystko w porządku. - Usłyszałam męski głos.

- Jak to już? Co się stało? Gdzie jest moje dziecko? - Pytałam nerwowo patrząc lekarzowi w oczy.

- Przywieźli panią w ciężkim stanie, pod wpływem alkoholu upadła pani na podłogę i nieprzytomną znaleźli znajomi.

Nie wierzyłam w to, co słyszę. Jaki alkohol? Co się stało, że sięgnęłam po procenty będąc w ciąży?

- Co z dzieckiem? - Dopytywałam.

Mężczyzna przez chwilę milczał, po czym spojrzał na mnie smutnymi oczami.

- Przykro mi, ciąża była zagrożona, a po ostatnich wydarzeniach szansa na donoszenie była bliska zeru. Niestety dziecko nie przeżyło.

Zakręciło mi się w głowie. Nie żyje, moje maleństwo nie żyje. Jak mogłam mu to zrobić, jak mogłam być taka bezmyślna i pić mając zagrożoną ciążę. Moje policzki zalały łzy choć w środku czułam pustkę. Nie krzyczałam, nie rzucałam się, po prostu gapiłam się w jeden punkt powtarzając w głowie słowa lekarza. Musiało to trwać dłuższą chwilę, ponieważ nagle poczułam na ramieniu czyjąś rękę. Miałam nadzieję, że to Michał, ale to wciąż był ten sam mężczyzna, który powiadomił mnie o śmierci.

- Rozumiem jak pani ciężko, ale koniecznie musimy jeszcze dzisiaj przeprowadzić badania skoro już się pani wybudziła. - Powiedział łagodnym głosem.

- Mhm. - Mruknęłam i skuliłam się na łóżku. Łzy nie przestały lecieć, a mój wzrok był nieobecny. Nigdy nie byłam w takim szoku, jeszcze nigdy się tak nie czułam. Powoli zaczynałam obwiniać świat i siebie, że to nie ja umarłam. Byłabym na to gotowa, jeśli tylko wiedziałabym, że dziecko przeżyje.

- Już dobrze. Nie płacz. - Wtuliła mnie do siebie oplatając ramionami. - Wszystko się ułoży. - Uspokajała mnie.

Cicho płakałam w jej szyję bojąc się, że mój szloch usłyszy ojciec. Nie chciałam iść do szkoły z siniakami, więc starałam się uspokoić.

Przeszłość nas zabije, kochanie / MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz