ROZDZIAŁ 6

978 59 2
                                    

💎PARKER💎

- Nigdy nie sądziłem, że na stare lata dam się zwerbować i wyląduje dupskiem na jakimś popierdolonym balu dla licealistów - mruknąłem wiążąc granatowy krawat pod szyją. 

- Oj, daj spokój - Borys machnął ręką. - Może wyrwiesz jakiś gorący towar, pod tytułem - uniósł ręce robiąc w powietrzu ramkę tekstową: - Młoda cipka, z ostatniej klasy licealnej chętna na szybki numerek w kiblu jak za starych dobrych czasów. 

- Chyba już ci komputer łeb nieźle przegrzał. Idę tam tylko zatańczyć ten jebany taniec i wracam. Muszę zacząć projekt dla Bellomo. 

- Chłop trzyma cię za fiuta, nie sądzisz? Tak naprawdę siedzisz zakuty na dupsku nie mogąc porządnie wyluzować - burknął wychylając do gardła whisky. 

- Borys, da mi za to tyle pieniędzy, że codziennie będę mógł podcierać się setką na kiblu. Jak to wyjdzie będę mógł wreszcie ruszyć się stąd i wybudować sobie spokojny dom w Miami, przy tym siedzibę swojej firmy i odwlec te porypane pomysły moich wujów i ojca. 

- Teraz też możesz, przecież człowieku! Kiedy dostaniesz za to tę kwotę twoje konto w banku rozsadzi się na drobny mak. Już teraz jesteś pierdolonym miliarderem!

- Bo mam majątek, który odziedziczyłem po rodzinie mojej matki i ojca! Nie chcę tego ruszać. Zostawię to na kiedy indziej - sięgnąłem po marynarkę wiszącą na oparciu krzesła. 

- Taki sam majątek z tego co wiem dostała cała reszta! To są liczby, których nie ma sam prezydent! Masz ich wszystkich w garści.

- Cruz ma ich więcej - zapewniłem uśmiechając się sztucznie. - O dużo więcej, a teraz jeśli możesz to skończ już mnie pouczać, bo nie mam ochoty słuchać twoich pieprzonych argumentów na ten temat. Mam dwadzieścia cześć lat i wiem doskonale już do czego dążę, a uwierz mi, że ostatnie czego bym chciał to branie pieniędzy z tego feralnego konta! - zmierzyłem go wściekłym spojrzeniem. 

- Nie będę się już odzywał, ale wiesz, że prędzej czy później zdarzy się coś co będzie tego od ciebie wymagało? 

Miał pieprzoną rację, ale nie chciałem mu tego przyznawać. 

***

- Godzina - żachnąłem wysiadając z czarnego samochodu. Becky rozszerzyła swoje ogromne usta ale nie odpowiedziała. - Wysiadaj, młoda bo nie mam czasu - machnąłem głową opuszczając swój samochód. 

Na parkingu przed liceum znajdowało się wiele, ale to wiele drogich aut. Nie powinienem być zaskoczony, bo gówniarze miały więcej szczęścia niż rozumu, ale nie widziałem sensu w kupowaniu jakiegoś Porsche dziecku przed osiemnastką. Absurd. 

- Hejka! - pisk Bleer rozległ się nieopodal. 

Zerknęłam w bok widząc swoją siostrę w świecącej, białej suki. Jednak nie to mnie martwiło tylko gnój trzymający ją za rękę! Ki. do chuja był ten pajac?! 

W mojej głowie narodziło się wiele scenariuszy. Pierwszy - gość w opuszczonych portkach dotyka ją tam gdzie nie trzeba. Drugi - jakiś szemrany gościu zabiera ją na swoim motorze do pubu a tam upija. Trzeci... 

Kurwa! 

- Samuel to mój brat, Parker.

Blondynka widziała chyba moje gromy w oczach i postanowiła wreszcie nas sobie przedstawić. Czyli ten wypierdek nazywał się Samuel. Już mi śmierdział na mile. 

- Cześć - śmierdziel wystawił do inie dłoń. Zauważyłem mikro rysunku na jego knykciach, oraz czarny sygnet. Miejcie litości niebiańscy królowie! Miał niby grzeczny uśmiech na ustach, ale nie potrafiłem unieść ręki i uścisnąć jego.

- Dobry - machnąłem tylko gniewnie głową mierząc go spod byka. 

- Parker - Bleer syknęła upominająco. 

- Chodźmy, bo zaraz się zacznie - mruknąłem zbywająco zerkając na swój srebrny zegarek. Specjalnie stanąłem czekając aż siostra i jej "partner" ruszą pierwsi. Chciałem mieć na nią oko, i obawiałem się, że mój plan ze wczesnym powrotem do domu właśnie poszedł się jebać. 

Gdy przekroczyliśmy próg miejsca, w którym miał odbyć się bal momentalnie zastygłem. Wszystkie wspomnienia powróciły niczym piłka uderzająca w twarz. W tym liceum byłem ich panem. Traktowali mnie niczym króla, ale tego nie chciałem... wręcz przeciwnie, czasami zastanawiałem się jakby to było gdybym był zwykłym chłopakiem bez tego wszystkiego. 

Złote serpentyny zwisały z wysokiego sufitu, a błyszczący napis wręcz bił po oczach swoją wielkością. Na sali zebrało się już mnóstwo par. Becky przysunęła się do mnie i prawie wyrwała mi mocnym chwytem bark. Uczepiła się go uśmiechając szeroko do całej reszty. 

- Becky - syknąłem nabuzowany. 

- Musisz założyć mi podwiązkę - w jej oczach pojawił się jakiś dziwny błysk. Z wielką niechęcią i nie chcąc robić zamieszania tylko pociągnąłem ją do profesorki mającej jakieś dziwne przywieszki. 

***

Becky pomieszała prawie każdy krok. Nie zmieniły się one prawie wcale. Ale dla niej najwidoczniej to był ogromny problem, albo nie. Jej szpilki były o wiele gorsze chyba niż sądziła. 

- Muszę siąść - jęknęła nad moim uchem. 

- To siadaj, ktoś ci broni? - uniosłem brew rozglądając się za Bleer. Znalazłem ją w tłumie bawiących się gówniarzy. Jej dwa kucyki latały na boki, kiedy z szerokim uśmiechem rękoma robiła jakieś falki wpatrując się w oczy tego całego Samuela. 

Dobra, nie żeby coś był może miły, ale dalej mi śmierdział. 

- Nie chcę sama, a poza tym jak to będzie wyglądało, kiedy sama zajmę stolik? Niedoczekanie - prychnęła zarzucając do tyłu włosami. 

- Trudno, nic nie poradzę ci na to, że te szpilki to totalny szajs - uśmiechnąłem się sztucznie. 

- O, pokraka - usłyszałem chyba coś czego nie powinienem. Ze zmarszczonym czołem zajrzałem ukradkiem na osobę, w którą wpatrywała się brunetka. 

Moim oczom ukazała się oparta o jasną ścianę dziewczyna, która była olśniewająco piękna. Miała brązowe fale opadające na jej łopatki, a ciało... Och, mój jedyny Boże! Majstersztyk. Ubrana w czarną suknię prezentowała się niczym jakaś gwiazda. 

Szerokie biodra, duże piersi i idealnie wyrzeźbione barki. W żółtym świetle nie potrafiłem dojrzeć jej oczu. Ale wydawała mi się nieobecna. 

- Moretti? 

Omal nie podskoczyłem w miejscu z ledwością odrywając oczy od pięknego okazu. Wtedy natrafiłem na Vincenta Bellomo! Kurwa mać, co on tam robił?!

- Bellomo - odpowiedziałem odrobinę chyba zbyt za zimnym tonem. 

- Cóż za niespodzianka - uniósł dłoń i jakby nigdy nic zbliżył się, żeby poklepać mnie po plecach. - Miło cię widzieć. Jak projekt? 

- Będziemy rozmawiać o interesach na balu licealnym? 

- Zapytałem tylko - zaśmiał się przenosząc uwagę na moją towarzyszkę. - A to, kto? Twoja kobieta? Jeśli tak to, miło poznać - coś mi mówiło, że właśnie było wręcz przeciwnie. 

- Nie. To jedynie przyjaciółka mojej siostry. Towarzyszę jej dziś na balu - chyba niepotrzebnie się mu tłumaczyłem, ale nie byłem głupi. Syn Cruza, mógł w łatwy sposób przekazać mu informację o tym, że się opierdalam zamiast tworzyć żyłę złota. 

- To jak ja, tyle, że towarzyszę swojej siostrze. Auroro, pozwól tu na chwilkę! 

No chyba żarty jakieś! Podeszła do nas skrępowana dziewczyna, zresztą ta sama, na którą spoglądałem kilka chwil przed. 

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz