ROZDZIAŁ 5

1K 54 2
                                    

💎AURORA💎

- Proszę pokaż się! - mama stała za zasłoną licząc, że pokażę jej skąpo odziane ciało w coś co wsunęła do mnie kilka chwil wcześniej, ale nie potrafiłam. Doskonale sama siebie widziałam w odbiciu lusterka i o mało nie zawyłam na widok nowej fałdki na biodrach. Dlaczego nie potrafiłam zbić z wagi? Ciągle miałam problem z efektem jojo, i powracające kilogramy powodowały we mnie jeszcze większą zapaść. 

- Nie - pospiesznie odpięłam biustonosz i zdjęłam dziwnego kroju majtki ubierając się w swoje ciuchy. Czarna bluza zasłoniła to co miała podobnie jak luźne dresy. Wyszłam z przymierzalni chowając za sobą swoją maskę wstydu. 

- Dlaczego mi się nie pokazałaś? - zawiedziony głos rodzicielki spowodował, że miałam jeszcze większy ból w klatce piersiowej. 

- Bo wyglądałam w tym jak wieloryb - wyszeptałam opuszczając do dołu głowę. 

Nim spostrzegłam jakiś ruch obok siebie poczułam jej ciepłe ramiona na swoich barkach. 

- Kochanie spójrz na mnie - czule pogłaskała moje policzki unosząc odrobinę wyżej moją twarz. - Nie jesteś żadnym wielorybem, jesteś przepiękną, dojrzewającą kobietą, która ma zniewalające biodra, i przepiękne uda. 

- Mamo to nie są biodra, to są moje boczki. 

- Nie wiem jak mam ci pokazać, że jesteś najpiękniejszą córką jaką można mieć. Wiesz, że musimy kupić ci sukienkę na bal? I tym razem ja wybiorę ci kreację. Nie pozwolę, abyś poszła na niego w babcinej sukni! Masz wyglądać jak księżniczka, zrozumiano?! 

***

Godzinę później już musiałam ukazywać się mamie w całej okazałości, gdy ta zapinała suwak sukienki, którą wybrała. Nie dość, że była zbyt obcisła, to jeszcze na dodatek kosztowała majątek! Chciałam zdjąć z siebie materiał póki nie zobaczyłam swojego odbicia w lustrze. 

Jasne światło oświetlało drobiny brokatu na ciemnym materiale, który ciasno przylegał do mojego ciała. Nie miałam rajstop, a mimo to nie widać było moich wystających krzywizn, tylko jak nigdy wcześniej mój tyłek nie wyglądał jak trzy drzwiowa szafa, zaś był podkreślony niczym klepsydra razem z talią; nie sądziłam, że kiedykolwiek zobaczę to wymarzone wcięcie. Obracałam się nie wierząc, że fałdki na brzuchu jakimś cudem magicznie zniknęły, a ujrzałam prawie płaski brzuch! To było... ach, miałam ochotę zapłakać jak ostatnia kretynka. 

- Mówiłam ci słoneczko, że ostatnio bardzo schudłaś. Może wreszcie ujrzysz w sobie to co widzą inni. Silną, piękną i mądrą dziewczynę, która potrzebuje takich kreacji na odwagę i pokazanie swojego piękna. 

- Ale... widziałam swoje odbicie w lustrze w sklepie z bielizną. 

- Nie, ty widziałaś to co chciałaś widzieć. Nie widziałaś swojego prawdziwego ciała. Widziałam wizualizacje tego czego nie ma. Tylko spójrz na swoją sylwetkę! Kochanie nawet nie wiesz jak sama ci zazdroszczę takiej figury! Jesteś moją piękną klepsydrą. 

Jeszcze raz bardzo powoli się obróciłam próbując uspokoić szalejące serce. Nawet brak zakrywających rękawów mnie jakoś nie dołował. Byłam zauroczona widokiem jaki miałam przed sobą, choć może jeszcze wiele rzeczy bym poprawiła to jednak poczułam się... wyjątkowa? I dumna z siebie? Może naprawdę udało mi się zrzucić kilka kilogramów, tylko tego nie zauważyłam? 

***

Zamknęłam drzwi łazienki i sięgnęłam po wagę. Stanęłam na niej w samej bieliźnie zamykając oczy. Dopiero słysząc pikanie bardzo powoli je otworzyłam nie wierząc, że zauważyłam na początku liczbę siedem. 

Zeszłam tak prędko, o mało jej nie tłukąc i klęknęłam na zimnych płytkach zanosząc się płaczem. Schudłam. Zrzuciłam dwadzieścia kilo! Jakim pieprzonym cudem tego nie zauważyłam?! Jakim cudem nie zauważyłam spadku aż tak dużej liczby? Ostatnio gdy sięgnęłam po miarkę zła wyświetliła mi się na początku dziewiątka. 

Bałam się tylko, że niechciane kilogramy znowu wrócą. Że dalej będę spasioną dziewczyną która według Becky i jej przyjaciółek znalazła się w szkole przez tylko i wyłącznie wskoczenie do łóżka Alvaro mojej matki. 

Schowałam wagę i ubrałam dresy. Otarłam twarz, a potem przepłukałam ją lodowatą wodą. potrzebowałam ochłonąć... tamten dzień był dla mnie prawdziwą przejażdżką na mega stromym rollercoasterze.

***

- Vincent dzisiaj to chyba ty nie startujesz z tej nogi co trzeba - zaśmiałam się cicho pchając chłopaka do przodu. Z racji, że ostatnio nie mógł pojawić się na próbie zwerbował swojego ojca i moją matkę na to, by to u nas w domu przedstawić prywatny taniec państwu Bellomo. 

- Przepraszam - pokręcił głową obracając mnie w czasie gdy usłyszałam westchnienie wypływające z zapewne ust mojej mamy. - Zamyśliłem się. A poza tym jakoś po obrocie był dodatkowy ruch w lewo - zmarszczył brwi kładąc od nowa dłoń na moim biodrze. 

- Kiedy nie było cię na próbie poszłam żeby rozejrzeć się jak idzie reszcie. Profesorka zmieniła kilka ruchów. Zapamiętałam je - zauważyłam znowu pchając go do przodu. Przez przypadek nadepnęłam na jego lśniące lakierki. - Ups. Wybacz, Vincent - niezręcznie się uśmiechnęłam w ramach przeprosin. 

- Nic się nie stało - zaśmiał się gardłowo. - Z drugiej strony dobrze, że poszłaś wtedy. Tak wyszlibyśmy jutro na ostatniej próbie na debili - zauważył. 

- Kto jest debilem, ten niech zostanie. Ja nie identyfikuje się z ową grupą - dodałam żartobliwie ponownie ruszając w rytm piosenki. 

- Chyba coś ostatnio... - zaczął zmieszany. Chyba wiedziałam do czego dążył. Ostatnim razem byłam przymkniętą dziewczyną, która stanęła w samym rogu i najchętniej nie poszłaby na ten bal, ale... sytuacja z sukienką zadziałała na mnie w dość dziwny sposób. 

Czułam, że wyjście ze strefy komfortu mogło być dobrym ruchem pomagającym mi wyzbyć się kompleksów. 

- Jutro na boisku ma być każda para wyćwiczona na tip top. Lepiej tańczmy dalej i skupmy się na krokach jeśli nie chcemy wyjść na debili - dałam mu niezauważalnego kuksańca i odlatując do krainy gdzie wszystko wydaje się być idealne zaczęłam stawiać kolejne kroki pozwalając sobie na chwilę wymarzonego życia. 

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz