ROZDZIAŁ 35

912 62 6
                                    

💎PARKER 💎

DO: ALVARO

Nie jest bezpiecznie. Sato nas namierzył.

Na odpowiedź nie musiałem długo czekać, gdyż nadeszła w szybkim czasie.

OD: ALVARO

Jakim cudem? Przecież nikt nie wiedział o komisji, ani wylocie. Musicie się ulotnić gdzieś indziej. Chociaż może być bezpiecznie lepiej dmuchać na zimne. Ten drań mógł was śledzić. Wieczorem do mnie zadzwoń, Parker.

Sam zadawałem sobie to pierwsze pytanie jakie zadał. Kompletnie nie wiedziałem, co czynić, ponieważ skoro Sato miał jakieś sojusze pośród oddziałowe – ojciec i Cruz nazywali tak relacje ich żołnierzy z wrogiem – to byliśmy skreśleni nawet będąc w Szwajcarii!

Ale, kurwa! Sato nie miał żadnych wpływów na ziemiach Ameryki Północnej, więc dlaczego zamierzał zaatakować właśnie tu? Coś mi tu śmierdziało, i to dość konkretnie.

– Wszystko w porządku? – Aurora wydawała się być zaniepokojona moim zachowaniem, ale nie mogłem jej wyznać prawdy. Nie ja pierwszy. Według mnie to zadanie przydzielone miał ten... oszust, Bellomo.

– Tak, w jak najlepszym – wymusiłem uśmiech w jej stronę zerkając na nią dalej pochylony, mając zaparte łokcie na udach. Niepewnie usiadła na fotelu przede mną ściągając z niego zakurzoną folię, którą przykryłem go jeszcze przed tym jak banda wariatów tego przeklętego liliputa wkroczyła tu.

– Wyglądasz na lekko przybitego – gdy to powiedziała opuściła na swoje splecione dłonie. Siedziała prosto jakby pojawienie się jej tam było dla niej lekko niekomfortowe.

Wypuściłem wkurzone westchnienie spomiędzy warg chowając telefon do kieszeni spodni. Uniosłem się i podszedłem do niej, aby tylko poczuć jej skórę pod palcem. Ten dotyk działał kojąco, uspokajająco... byłem nie tylko uzależniony od niej jako osobnika płci przeciwnej, również chodziło w tym wszystkim o emocje jakie we mnie wywoływała.

Ju po pierwszym spotkaniu zrobiła coś niemożliwego zupełnie nieświadoma tego, że przez jej niewinność straciłem rozum. Byłem psychopatą, ale chciałem ją chronić i dać jej wszystko, co najlepsze.

– C...co robisz? – wyszeptała zerkając na mnie niczym sarenka.

– Rubinku... nie wiem – wyznałem opuszczając niżej głowę. – Ale nie chcę tego powstrzymywać. Nie chcę kłamać i mówić, że nie działasz na mnie. Jesteś taka piękna... – rozpływałem się mówiąc to. Muskałem zębami jej małżowinę oczekując reakcji.

– Czy to jest złe? – zapytała mając zamknięte oczy. Ona się tym rozkoszowała i brała tyle ile mogła; o to właśnie chodziło.

– Co? – zmarszczyłem lekko brwi dalej bawiąc się jej uchem.

– To, co wyprawiamy? Ty i ja – wskazała na nas uchylając zamglone spojrzenie. – Nigdy wcześniej nie całowałam się nawet, a z tobą...

– Rubinku właśnie o to chodzi. To jest dla naszej dwójki nowe, i to jest najpiękniejsze – wziąłem między dłonie jej twarz i pocałowałem w zadarty nos.

– Dla ciebie?

– Mhm – mruknąłem ocierając się swoim koniuszkiem samoistnie kładąc dłonie na jej biodra. Uniosłem jej ciało i obróciłem w akompaniamencie szoku brunetki.

– Uniosłeś mnie – bardziej wymsknęło jej się w pełnym zdziwieniu. Parsknąłem kręcąc głowa, nie chciałem tego komentować. Dla mnie była idealna, prawda?

– Za kilka dni przeniesiemy się do innego domu, i dołączy do nas mój przyjaciel, dobrze? – między palce wziąłem jej gładki kosmyk i odsunąłem w bok. – Opleć mnie udami, Rubinku. Będzie ci wygodniej – poleciłem uśmiechając się odrobinę.

Bardzo, ale to bardzo niepewnie to zrobiła. Wtedy palcami powiodłem po materiale opinającym tę część ciała.

– Aurora – zacząłem. Kiwnęła mi tylko bujając się odrobinę do tyłu. – Nie chcę tego przerywać – przyznałem przełykając ślinę. – Ale musze, bo nie chcę zrobić ci krzywdy.

– Dlaczego chcesz mnie złamać?

– Ja? Nie chcę cię złamać, chcę jedynie dać wszystko, co najlepsze.

– Dlaczego? – dociekała wpatrując się we mnie jakby chciała wyczytać to ze źrenic.

– Chcesz znać prawdę? Kurwa mać, jestem w totalnym obłędzie przez ciebie i nie potrafię tego powstrzymać, a co najgorsze to emanowało na taką skalę, że wypuszczenie cię z moich rąk to kara śmierci dla mnie samego, Aurora.

– To nie brzmi normalnie – mimo tego żałosnego pierdolenia z mojej strony ta tylko się skrzywiła. – To wszystko nie jest normalne. Od początku nie było – wyszeptała jakby dopiero po chwili do niej coś dotarło.

Wtedy wydarzyło się coś co kompletnie zbiło mnie z planszy.

To ona mnie pocałowała. Namiętnie i gorliwie zdominowała mnie jak żadna inna wcześniej. Pozwoliłem jej na powolne ruchy językiem, w obawie, że zaraz znowu coś spierdolę. Chwyciła mnie za kark jakby dając mi jakiś przekaz. Nie mogłem go odczytać.

– Mam dopiero osiemnaście lat... – wysapała.

– Dla mnie to nie ma znaczenia, Aurora. Póki jesteś szczęśliwa, a ja jestem niemal w stu procentach pewien, że mogę dać ci to czego chcesz, chcę za tobą ganiać jak pies i niemal sam łasić się do ciebie, żebyś tylko była obok. Jesteś przepiękna, nie wiedziałem nigdy tak idealnej osoby jak ty.

– Mógłbyś być moim bratem.

– Jebać to! – skrzywiłem się. – Mogę być i jebanym szympansem, aby być przy tobie.

Zachichotała słodko.

– To bądź tym szympansem, Parker. 

***

BARDZO WAŻNE! 

Niestety nie z mojej winy dwa obiecane rozdziały wpadną jutro! Wybaczcie, ale do zobaczenia dopiero jutro! 

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz