ROZDZIAŁ 7

1K 62 3
                                    

💎AURORA💎

Nie, nie, nie! Prosiłam w środku, aby to się nie działo. Jak miałam podejść do wstrętnej Becky i jej chłopaka, skoro ta mierzyła mnie wściekle i wiedziałam, że jeśli pojawię się tam w poniedziałek nie będę miała już całkowicie życia? 

- Auroro, podejdź do nas - Vincent wyciągnął ku mnie dłoń. Omal nie zemdlałam idąc mikro krokami w jego stronę. 

Chyba pierwszy raz w życiu chciałam, by ktokolwiek widział we mnie strach. Przez swoje spojrzenie chciałam przekazać mu, że nie chcę tam być. Że chcę uciec jak najdalej, jednak ten, kiedy zbliżyłam się na odpowiednią odległość chwycił mnie mocniej i przyciągnął tak, że o mały włos nie wpadłam na nieznajomego mi blondyna stojącego u boku tej... wariatki. 

Wow! Naprawdę byłam w szoku, że chociaż w podświadomości mogłam pozwolić sobie na wyzwiska w jej stronę. 

Spuściłam wzrok zagryzając wargę. Wiedziałam, że stanę się obiektem kpin i nagle moja pewność siebie, która narodziła się kilka dni wstecz zniknęła jakby ktoś pstryknął palcami w powietrzu. Wszystko poszło w niepamięć. 

-  To jest, Parker Moretti. Partner biznesowy Alvaro - z szerokim uśmiechem brunet wskazał na mężczyznę, ale po co? Nie chciałam go poznawać! 

- Miło mi, Auroro, tak? - wystawił ku mnie swoją rękę. Widziałam jedynie żyły i jakiś rysunek na wierzchu. Odrobinę zaciekawiona uniosłam spojrzenie natrafiając na dość miłe tęczówki. 

- Mnie również - burknęłam jednak nie dotykając go. Wolałam nie narażać się Becky; stała u jego boku mając dalej prześmiewczy wyraz twarzy. Dotykała swojego partnera, jakby miała jej go zaraz zabrać. Co było też nad wyraz zaskakujące. Bo jak ja? Aurora miała by jej zabrać kogoś tak piekielnie pięknego? Godnego wybiegów mody i każdego artykułu w prasie. 

- Wybacz, Aurora jest dość wstydliwa - Vincent chyba próbował mnie jakoś obronić, ale nie sądził zapewne, że narobił jeszcze większego bałaganu. 

Prychnięcie z boku dało mi wiele do zrozumienia. Becky nawet w ich towarzystwie chciała mi uprzykrzać wieczór. 

- Wstydliwa? Dziwisz się jej? Gdybym tak wyglądała nie wychodziłabym z szafy do końca życia. 

Na jej zgryźliwy komentarz zacisnęłam tylko usta w wąską linie. Może i miała racje. Może mimo schudnięcia dalej byłam tą samą świnią co wcześniej? 

- Becky! 

- No co? Bleer! Podejdź do nas! 

Nie! Nie! O mały włos nie wzięłam nóg za pas i nie zaczęłam biec przed siebie. Chciałam zniknąć. 

Widziałam z jakim niezadowoleniem blondynka do niej podchodzi, a ta szczepce jej coś na ucho. Przez kręgosłup przeszły mnie zimne ciarki. Wmurowana w posadzkę czekałam, aż zaczną mnie znowu obrzucać błotem, ale tym razem w obecności dwóch facetów. 

Gdy Bleer na mnie spojrzała jej brwi wystrzeliły ku górze, ale za to Becky dalej nie przestawała jej czegoś nawijać. 

- W towarzystwie nie ma sekretów, moje drogie - Vincent wymusił w ich stronę uśmiech. - Może podzielicie się tym publicznie? Z chęcią bym też się pośmiał, Becky - mocno zaakcentowane imię brunetki spowodowało, że ta z szerokim uśmiechem obróciła się wreszcie i złapała z tacy, którą niósł kelner poncz. 

Podeszła do mnie, i nawet nie zdążyłam zareagować, kiedy napój wylądował na mojej sukience. 

Upokorzenie. Wstyd. Złość. Strach i zbierające się łzy. W taki sposób mogłam opisać to co wydarzyło się potem. 

- Brzydal zawsze zostanie brzydalem prawda, Bleer? 

- Mogę wiedzieć dlaczego wylałaś to cholerne gówno na moją siostrę, wywłoko?! - i jak nie chciałam robić armagedonu tak Vincent rozpoczął go robić. Złapał za ramiona dziewczyny i potrząsnął nią. - Odpowiedz mi! 

- Bo jej matka to dziwka, która wpakowała się w łóżko twojemu ojcu! 

- Mogę cię zapewnić, że nasze rodzinne sprawy to ostatni element, który mógłby cię interesować! Jeśli jeszcze raz zobaczę cię przy Aurorze, albo ciebie - zerknął na przerażoną blondynkę, która co dziwne patrzyła na mnie ze smutkiem. Albo przez łzy cieknące mi po policzkach miałam już jakieś anomalie - nie ręczę za siebie. 

Becky prychnęła próbując wyrwać się z jego uścisku, a ja już chciałam stamtąd odejść. Złapałam za barki brata i chciałam go odciągnąć od niej. Ten natomiast nie uraczył mnie ani jedynym spojrzeniem. 

- Puszczaj mnie, bo zaraz dyrekcja wezwie policję! 

Twarz brunetki była wręcz bordowa i nawet przez makijaż widziałam te plamy. 

- Sądzisz, że mogą mi coś zrobić? Żałosna jesteś bardziej niż myślałem! - pchnął ją tak, że wpadła wprost na zaszokowanego całą sytuacją Parkera Moretti. Niestety nie złapał jej, dlatego wylądowała w plamie pączu rozlanym nieopodal mnie. 

- Vincent, proszę chodźmy już - drżącym głosem chciałam go zabrać już stamtąd. 

- Już idziemy - przysunął mnie do siebie całując czule w skroń. - Nikt, kurwa mać nie będzie ośmieszał mojej siostry, zrozumiano?! - nawet nie wiedziałam, gdy muzyka na sali ucichła, a wszyscy obserwowali zdarzenie. - Zrozumiano?! - zagrzmiał rozglądając się po reszcie. 

- Vincencie, nie wiem o co chodzi, ale sam zadbam o to, aby nikt nie naprzykrzał się już twojej siostrze - tym razem Moretti nie brzmiał już tak miękko. Jego tembr był twardy, i do szpiku przesiąknięty zimnem. 

- Mam nadzieję, bo inaczej sam wiesz co może się wydarzyć - i z tymi słowami Vincent wyciągnął mnie stamtąd. 

Dopiero kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz dotarło do mnie już w stu procentach co tam się wydarzyło. Załkałam żałośnie w koszulę przyszywanego brata. Nie odciągał mnie. Po prostu czekał, aż to wszystko minie, ale... 

Bałam się, że nigdy nie wydostanę się z tego piekła. 

- To przez te dwie kretynki nie chciałaś brać udziału w balu? Prawda? - zadał tak bardzo wtedy banalne pytanie. 

- Mhm - mruknęłam tylko cicho nie chcąc już ukrywać prawdy, skoro sam na własne oczy widział jak jest. 

- Jebane dziwadła - splunął za mną głaszcząc moje plecy. - Jesteśmy rodziną mimo wszystko i nie pozwolę, aby takie dewotki uprzykrzały ci życie. Jeśli będzie trzeba pogadam z macochą i ojcem, o twoim przeniesieniu. Skończysz szkołę z Bastianem. Mój młodszy brat. Znaczy nasz, chodź od ciebie o rok starszy. Jest na ostatnim roku na prywatnej uczelni. 

Nie odpowiedziałam, bo chciałam mieć w nim poparcie. 

***

Chcecie jeszcze dziś jeden? 

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz