ROZDZIAŁ 30

968 54 2
                                    

💎PARKER💎

– Mamy do dyspozycji dwie sypialnie – uniosłem palce przed sobą idąc tyłem, aby widzieć Aurorę w całej okazałości; wyglądała na zaskoczoną, przybitą i zaintrygowaną jednocześnie. Sam chciałem jakoś przełamać te pojebaną atmosferę między nami, która zmieniła się diametralnie po drugim już pocałunku tym razem na pokładzie samolotu. Poniosło mnie, ale od chwili posmakowania jej, kurwa zapomniałem jak się nazywam! – Z racji, że dom ma jeszcze jedno piętro ta główna znajduje się właśnie tam z widokiem na plaże. Zaraz tam przejdziemy.

Skinęła tylko nie mówiąc nic, co niemiłosiernie mnie wtedy wkurwiło. Zacisnąłem szczękę odwracając wreszcie swój pusty łeb, żeby otworzyć szklane drzwi do miejsca gdzie umieszczony był zadaszony basen, oraz rozstawione leżaki przy sporej wielkości kwiatach. Miałem nadzieję, że chociaż na to zareaguje w jakiś spektakularny sposób!

Nie wiedząc czemu wybierając nasze lokum z moich projektów patrzyłem gdzie chciałbym, aby Aurora miała mnóstwo swobody. Padło na tę przeklętą chatkę, w której niektóre pomieszczenia jeszcze prosiły o dogłębny remont.

– Ładnie tu – brunetka bardzo powoli sunęła po marmurowej podłodze podchodząc do zielonego badyla, nie wiedziałem nawet jaką nazwę nosił ten kwiat, ale po tym jak złapała między palce liść i pochyliła się, żeby go powąchać coś mówiło mi, że zainwestowanie w więcej tego gówna byłoby dobrą inicjatywą. – Kim są ci panowie?

– Co? – uniosłem brwi odrywając od niej wzrok. Aurora pokazała mi dłonią na jakąś brygadę za panoramicznym oknem. W tylnej części ogrodu paradowało sześciu facetów bez koszulek trzymając w dłoniach kaski, i łopaty. – Kurwa! – przekąłem siarczyście pod nosem w kilku krokach podchodząc do klamki, żeby skonfrontować się z intruzami.

– O, szefuńcio chyba jest! – gdzieś z boku usłyszałem głos jednego z tych przeklętych chłoptasiów. Nim się spostrzegłem banda spoconych Amerykanów otoczyła mnie dmuchając dymem papierosowym na lewo i prawo. – Tak jak nam kazano jesteśmy!

– Że co? – syknąłem skanując ich pełnym gniewu wzrokiem. – Kim wy kurwa jesteście?!

– No jak to? Co tak wulgarnie, szefie? – jeden z nich oburzył się. – Przecież dziś mieliśmy zacząć roboty wykończeniowe w środku!

– Jakie roboty? Jakie dzisiaj?! Kto was tu przysłał?

Powoli traciłem cierpliwość i z każdą chwilą cała ta sytuacja była absurdalniejsza. Przecież jasno wyraziłem się do zarządcy ulicy, że póki znajdowałem się tam prace miały zostać przerwane do jasnej choroby!

– Pracujemy tu już od miesiąca, panie Moretti – ten, który zabrał głos swoim wyglądem nie odstraszał, w porównaniu do reszty. – Jesteśmy ekipą remontową, której zlecono wykończenie całego domu. Niestety zarządca Pecky powiadomił nas o pańskim przyjeździe dopiero dzisiaj z samego rana. Czekaliśmy, żeby dogadać się co do prac. I niestety nie możemy ich przerwać.

Zamknąłem powieki, a pieprzone słońce drażniło mnie ponad miarę. Wtedy pragnąłem, żeby uderzył we mnie deszcz, albo jakieś pioruny burzowe!

– Poczekajcie tu na informacje – wysyczałem wściekły wracając do domu.

– Kim oni są? – Aurora pocierając ramiona patrzyła na mnie z rumieńcem na policzkach. Kurwa jaka ona była piękna...

– Robotnicy, których miało tu nie być – odpowiedziałem mało przyjemnie, za co chciałem sobie strzelić ponownie w mordę. – Zaprowadzę cię do sypialni na górze, rozpakujesz się, a ja się tym zajmę, choć za mną – chociaż na chwilę musiałem poluzować i ze względu na nią spróbować

– Dobrze – odpowiedziała spokojnie czekając aż ruszę pierwszy. Gdy szedłem czułem na plecach jej wzrok, co dało mi jakąkolwiek nadzieję na to, że może w Miami zdarzy się coś więcej...

***

Nic nie poszło tak jak miało. Robotnicy mieli rację, i na dnie papierów znalazłem jasną datę ukończenia prac. Według ustawy zostało im jedynie tydzień, a robót ogrom. Do tego sam zarządca zaczął się wykręcać i nawet w pewnym momencie przeszło mi przez głowę by zadzwonić do ojca, aby skontaktował się a wujkami, którzy tak naprawdę rządzili całą tą częścią Ameryki, ale... nie wiedziałem skąd miałem ten odruch! Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się korzystać z ich pomocy.

– Czyli, że... – brunetka stojąca prawie ramię w ramię ze mną zagryzła wargę wpatrując się w rozłożone na łóżku należące do niej ciuchy.

– Czyli, że musimy zmieścić się w tej chatce przez chociaż tydzień, w jednej sypialni, ponieważ frajer Parker nie zerknął tam gdzie trzeba. Ale spokojnie, załatwię nam dom niedaleko. Też z widokiem na te gówna – westchnąłem zezując na nią z boku.

Mignęło mi to jak wykrzywiła swoje usta w delikatnym uśmiechu, gdy użalałem się nad zaistniałą sytuacją. Poczułem ponownie gorąco opadające na mój kark i kolejny raz zapragnąłem jej posmakować.

– Garderoba jest spora, więc powinna zmieścić nasze ciuchy – potarłem spocone dłonie o spodnie dresowe i wziąłem swoją walizkę ciągnąc ją w stronę rozsuwanych drzwi. – Choć! – zawołałem zapalając jasne światło.

Chwilę zajęło mi ułożenie swoich przyborów, ale nie wydawało się być to męczące, gdy zaraz za mną to palce Aurory składały jej majtki do szuflad! Boże ona nosiła czerwone, koronkowe skrawki, a moja wyobraźnia niemal od razu zaczęła snuć rozmaite obrazy.

– Aurora – odchrząknąłem obracając się do niej. Mruknęła tylko coś ledwo słyszalnie dalej skupiona na sortowaniu bielizny. – Spójrz na mnie, Rubinku – zacisnąłem palce na drewnie widząc jak zareagowała. Niemal natychmiast jej ciało się spięło, a dłonie zawiesiły się w powietrzu nawet nie ukrywając sporych miseczek stanika.

– Coś znowu poszło nie tak? – wymamrotała z wymuszonym uśmiechem.

– Wiesz, że będziemy musieli pogadać? – moja brew powędrowała ku górze. – Bo to co się dzieje między naszą dwójką jest dość... – zatrzymałem się w połowie zdania szukając odpowiedniego słowa, które mogło zastąpić "pojebane". – Skomplikowane.

– Mhm – mruknęła przełykając coś w gardle, a wzrok spuściła na swoje stopy. Drżała i niewytłumaczalnie szybko oddychała.

– Rubinku, wszystko w porządku? – zapytałem zaniepokojony widząc jak nagle blednie, i chwyta się odruchowo odsuniętego mebla przed sobą. – Aurora! – podleciałem niemal natychmiast łapiąc ją w ramiona, gdy niczym piórko osunęła się.

Cholera! Ona zemdlała!

***

Siedziałem na wygodnym fotelu kartkując książkę. Zdrętwiałe nogi błagały wręcz o orzeźwienie, ale nie mogłem się ruszyć z miejsca, póki dziewczyna się nie obudziła.

Jej reakcja zaskoczyła mnie. Nie sądziłem, że z nadmiaru emocji Aurora zemdleje! Na całe szczęście byłem obok niej i złapałem. Nawet nie chciałem myśleć co by było, gdyby znajdowała się tam sama.

Miami wydawało mi się wtedy nie być wymarzonym miejscem, tylko czymś co ciągnęło ze sobą nieprzychylne scenariusze już pierwszego dnia. Do tego ci pieprzeni robotnicy, którzy świtem następnego dnia mieli zjawić się w rezydencji i kończyć dolne miejscówki...

Coś czułem, że to dopiero sam początek wtop. Ale łudziłem się, że to jedynie przewrażliwiona intuicja. 

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz