ROZDZIAŁ 3

1.1K 54 2
                                    

💎AURORA💎

Obgryzałam zestresowana paznokcie. Vincent siedział obok mnie i luzacko pocierał kciukiem kierownicę jakby tylko czekał, aż to ja pierwsza wysiądę i powędruję prosto do paszczy lwów. 

- Nie dam rady - wypaliłam nagle zaciskając ze wszystkich sił powieki. - Nie pójdę tam. 

- Co? - zaskoczony brunet zmarszczył ciemne brwi. Oparty o zagłówek zapewne przetwarzał moją reakcję, ale wolałam oszczędzić mu wstydu i po prostu powiedzieć jak było. 

- Powiedzmy, że nie jestem w tej szkole mile widziana - wykrzywiłam wargi odgarniając zaplecione końce włosów z policzka. Chciałam wybrnąć z tego bez szwanku, i wymijająco zniechęcić go do udziału w tej jakże uroczej zabawie balowej. 

- Prześladują cię? - zapytał bez ogródek. Coś mknęło w mojej głowie alarmującego, ale pominęłam to chwytając za klamkę czarnego Mercedesa. 

- Vincencie po prostu nie chcę brać udziału w tej szopce - smętnie odpowiedziałam ponownie robiąc z niego cymbała, ale nie musiał znać prawdy. Nikt tego nie wiedział, no oczywiście prócz mnie i prześladowców. 

- Ojciec nakręcił mnie już na te imprezę - puścił oczko uśmiechając się nagle łobuzersko. - Nie przepuszczę takiej okazji i pójdę tam z tobą. W sumie chciałem przyjść z kimś na bal. 

- Ale nie możesz przyjść z kimś innym, bo musi zaprosić cię ktoś ze szkoły - wywróciłam oczami już pragnąc wydostać się z tej "wspólnej" przestrzeni. 

- A sądzisz, że nie mam tu znajomych? - zaśmiał się poprawiając dłuższą grzywkę w lusterku. - Ostatnie klasy to połowa ludzi z którymi chodziłem w tamtym roku na imprezy, maleńka.

Och, czyli, że była bardzo, ale to bardzo duża możliwość, że ubiegł mnie już dawno temu i dowiedział się od nich o wszystkim co się działo w murach przed nami. Nie chciałam brać tego pod uwagę, ale... 

Jego ciemne oczyska pełne dzikiej pewności utwierdziły mnie w tym, iż doskonale zdawał sobie sprawę z mojej reputacji, możliwe łącznie, iż nawet wiedział sam początek, gdy Becky po przekroczeniu progu od razu rozpoczęła ze mną wojnę, ale jednostronną. Ja w niej nie chciałam brać udziału, a brałam prawie od trzech lat. 

- Nie przejmuj się nią, to dzięki mnie ta szkoła zaczęła wchodzić na wyżyny ligi koszykarskiej w naszym stanie, więc każdy mądry człowiek nie zbliży się do nas nawet na metr, no chyba, że mu na to pozwolimy.

Mówił to zbyt prosto. Nie kleiło mi się to wcale. Gdyby naprawdę tak był to po ślubie jego ojca z moją matką nawet by mnie nie zauważono, a było wręcz przeciwnie. 

- No idź, nie mamy czasu. Zapewne próba tańca będzie za piętnaście minut. 

- Ale...

- Zaufaj mi, w końcu jesteśmy rodziną, prawda?

***

Zabierzcie mnie stąd. 

Chciałam uciekać od razu po wejściu na potężną salę gimnastyczną gdzie stało już kilka par. Ogólnie z tego co było mi wiadome to najpierw liczone były pary z ostatnich klas, ale z racji, iż nie każdy chciał brać czynny udział podobierano od naszego rocznika. 

Westchnęłam chwytając za szorstką dłoń Vincenta. Ten śmiał się tylko zbyt odważnie kładąc łapska na mojej bluzie. 

- Vince! - radosny okrzyk oderwał chłopaka ode mnie. Nie wiedziałam kim był właściciel głosu, ale chciałam mu podziękować za ratunek. - Sądziliśmy, że odpuściłeś. 

Obróciłam się do tyłu niepewnie patrząc na samego Taylora Sandlera. Był gwiazdeczką, i bananem naszej szkoły. Razem z Becky tworzyli kółko zwierzeń co przerwę na lunch dołączając do tego ich grupki znajomych. 

- Tay! - Vincent poklepał go po plecach. - Sądziłem, że odpuszczasz bal na rzecz meczu w Los Angeles. 

- Nie, na razie zostaje u nas - wsunął dłonie do kieszeni spodni i zmrużył na mnie oczy. - A ty to...

- Nie udawaj, że nie wiesz - burknęłam pod nosem wiedząc doskonale, że razem ze swoją Barbie obmyślali już następną "niespodziankę" dla mnie. Założyłam ramiona na klatce piersiowej opuszczając głowę. 

- To moja przyrodnia siostra - brunet obok znowu mnie dotknął tym razem zaciskając dłonie na barkach. - Aurora. 

- Ładne imię - Taylor skomplementował momentalnie wychylając do przodu szyję. - Złapiemy się potem - zaczepnie uniósł jedną dłoń do mojego towarzysza i pobiegł w sam róg do innych osób. 

- Nie zwracaj uwagi na tego ciołka - przysunął swoją twarz do mojej szyi i mruknął jakby chciał mnie tym pocieszyć. - Czy pani Becker dalej tworzy te popieprzone choreografie? 

- Nie wiem - wzruszyłam ramionami drętwo. 

Jak miałam mu powiedzieć, by przestał mnie dotykać wtedy, kiedy ja tego nie chciałam? Zacisnęłam szczęki wypuszczając wstrzymane powietrze w płucach. 

Gdy to wszystko się rozpoczęło z miną skruszonego dziecka pociągnęłam Vincenta na sam koniec i stanęła w przysłoniętym rogu. Jednak to nie pomogło, ponieważ brunet wywoływał sporą furorę. Musiałam jakoś to wytrzymać. 

***

- Aurora zaczynaj z prawe! - głos nauczycielki za moimi plecami rozbrzmiał wywołując salwę cichego śmiechu w ogromnej przestrzeni. Zaczerwieniłam się wiedząc, że cieszyło ich to, iż ciągle popełniałam jakieś błędy. 

- Dobrze, przepraszam - wyszeptałam nie unosząc wzroku na tancerza przede mną. - Spróbujmy jeszcze raz - mimowolnie docisnęłam krótkie paznokcie do jego mięśni na ramionach. 

- Nie musimy. Możemy już wyjść - jakby nigdy nic stanął w miejscu puszczając mnie. Miałam wrażenie, że miejsca w które mnie dotykał nagle zaczęły być o dużo bardziej wrażliwsze i boleśnie piekły. To nie było przyjemne w żadnym stopniu. 

Odskoczyłam od niego prostując lewy nadgarstek. 

- Możecie wracać już. Na dziś koniec. Widzimy się za dwa dni! A ty? Becky dlaczego nie miałaś pary?

Zaskoczona wyjrzałam zza dużego ramienia jakiegoś chłopaka przed nami.  Faktycznie. Dziewczyna stała piłując sobie paznokcie i jakby nigdy nic zerknęła na nauczycielkę. 

- Bo mój partner nie potrzebuje jakiś nędznych lekcji tańca. Jest wyrachowanym mężczyzną i nie będzie marnował swojego cennego czasu na to badziewie - machnęła biorąc w dłoń pasek od czarnej torebki. - Bleer, idziemy. 

Równie zaskoczona blondynka pożegnała się ze swoim partnerem i wyjmując lizaka udała się za przyjaciółką do wyjścia. To było dziwne, bardzo dziwne. 



RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz