ROZDZIAŁ 54

817 46 4
                                    

💎PARKER💎

Potarłem lekki zarost na policzku stukając palcami o blat biurka. Na całe szczęście Aurory nie było w apartamencie, więc nie czułem zagrożenia ze strony Cruza, który wpadł tam jakby się za nim paliło.

– Tknąłeś ją? – wysyczał cały w złości.

Prychnąłem rozbawiony lekko jego nadpobudliwością. Co ten stary fiut sobie wyobrażał? Nawet nie pokusiłem się o to, aby wstać zza biurka. Nie zasługiwał na to.

– Nawet jeśli to, co? – uniosłem wyzywająco brew. – Bellomo, przecież dalej w naszych kręgach obowiązuje oznaczenie.

– Nie należysz od naszych kręgów, Parker i doskonale o tym wiesz. Wypierałeś się zawsze przy pierwszej lepszej okazji stanowiska w oddziale ojca. Aktualnie nie masz nic do gadania! Zwróć mi córkę.

– Och, teraz potężny Boss będzie robił z siebie tatusia roku? – zaśmiałem się gorzko. – Aurora nie należy do ciebie, i do nikogo innego. To wolna kobieta, która doskonale zna swoje wartości i będzie robiła co jej się żywnie podoba. A wracając do jakiegokolwiek wypominania... – przerwałem wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. – Sato. Mam przypomnieć ci to wszystko? To, kurwa mać przez ciebie znalazła się w takim gównie, nie prosiła się o to!

– Wielki obrońca. Bękart mafii...

Uderzył we mnie najgorszą obelgą jaka w ogóle istniała. Bękartem nazywano wygnańców, tych których ojcowie wygnali przy pierwszej lepszej okazji nie widząc w nich potencjału.

– Powtórz to! – zagrzmiałem momentalnie wstając na równe nogi. papierosy gdzieś opadły pod moje stopy, podobnie jak zapalniczka z motywem wijącego się węża.

– Jesteś Bękartem, Parker. Twój ojciec odsunął się od czegokolwiek pozostawiając tylko marną firmę, która i tak...

Dopadłem do niego niczym wystrzelony z procy. Złapałem za poły nędznej koszuli i pchnąłem go na ścianę za nim. Uderzył głową z impetem o cegły, i szczerze? Żałowałem, że nie pchnąłem mocniej, żeby rozjebał sobie ten pusty łeb!

Patrzyłem jak podpalony w jego śmiejące się oczy.

– Nigdy nie będę Bękartem. Bękartem jesteś ty i doskonale o tym wiesz. Sprzeciwiałeś się własnemu ojcu, i zdradzałeś żonę, która czekała na ciebie w domu z dwójką dzieci! Ja nigdy nie chciałem zabijać i się tego nie wstydzę! Ale nigdy, kurwa nie byłem i nie będę Bękartem! To ty zasługujesz na to miano!

Chciałem, żeby i moje słowa podziałały na niego o dużo mocniej niż siła fizyczna. Sam doskonale wiedziałem, że ból psychiczny jest o dużo gorszy.

Nagły blask przygasł, a jego twarz przybrała blady odcień.

– Puszczaj mnie – wyszarpał się z mojego uścisku, i ruszył w stronę wyjścia. Przystanął przy drzwiach windy zerkając tylko pół kłębkiem za ramię nawet na mnie nie patrząc. – Skrzywdź ją, za nie zostawię z ciebie ani jednej kostki, Moretti.

***

Przez resztę dnia, kiedy Aurora dalej znajdowała się poza zasięgiem mieszkania zdecydowałem się zadzwonić do Borysa. Ten jednak nie odebrał. Domyślałem się w sumie co takiego robił...

Dalej nie dochodziło do mnie to, że on i koleżanka Rubinka się pieprzyli. Przecież to było wręcz posrane. Zdawałem sobie sprawę, że Bella była rozrywkowa, ale nie na tyle, by w pełni sprostać wymaganiom przyjaciela.

Znałem go już, kurwa tak długo, że nawet rozbudowana forma BDSM w głównej roli z nią i nim nie byłaby dla mnie szokiem. Ale... był jeden bardzo ważny fakt.

Wuj Carlos – jego ojciec – który po śmierci żony stał oschłym draniem, który zapragnął trzymać dłoń nad synem nawet podczas wypróżniania się był człowiekiem, który jeśli by mógł śmiało by zamknął swojego syna w swojej klatce i kazał słuchać jedynie jego rozkazów.

Po części współczułem mu, że musiał się z nim użerać, ale z drugiej strony... Patrząc na tryb życia jaki prowadził coś w rodzaju jakiejś rutyny mogło go uratować. Każdy głupek wiedział do czego to prowadzi. Narkotyki, seks, alkohol, pełno różnorodnych kobiet...

To nie mogło się dobrze skończyć.

***

– Gdzie twoja luba? – Borys wreszcie przybył mi z odsieczą. Trzymał w ręku coś na pozór wazonu, albo kandelabru? W środku miało otwór na świeczkę, a wokoło winorośla z dodatkiem żywych róż.

– A twoja?

– Oddalam to pytanie – odchrząknął stawiając ozdobę na szklanym stole ustawionym na tarasie. – Szykuje się seks. Dobrze przeczuwam?

– Kurwa, Borys nie powołałem cię tu, abyś mi pierdolił na uchem. Chciałem z tobą porozmawiać, a to jedyna okazja – wygładziłem czarny obrus na stole zerkając na niego spod rzęs. – Alvaro dziś tu był. Na całe szczęście nie ma Aurory, gdyby była nie wiem jak by się to wszystko potoczyło.

– I co? Groził ci czy coś w ten deseń?

– Można tak powiedzieć – westchnąłem. – Ale przy tym nazwał mnie Bękartem.

Wciągnął powietrze sycząc. Potarł dłonie o materiał ciemnych spodni marszcząc brwi.

– Spierdolony. Myślisz, że uderzy? W sumie...

– Nie uderzy. Póki nie zobaczy Aurory. Dzisiaj pozbyłem się go, ale obawiam się, że w innych okolicznościach to może nie pójść tak gładko, a do tego Bastian zginął. Vincent nie odzywa się ani słowem, nawet ojciec wspomniał, że bracia zapadli się pod ziemię.

– Dziwne – mruknął zastanawiając się nad czymś srogo. – Ale zdradź chociaż jakiś szczegół – nagle zbliżył się do mnie wciskając w moje biodro swój łokieć. – Seks? Będziecie się pieprzyć?

– A co? Chciałbyś popatrzeć? – wymamrotałem wkurwiony.

– Jakbyś nie miał nic przeciwko... – uniósł bezradnie dłonie w górę.

Nie komentowałem już tego. Pchnąłem go w bok sięgając po misę, aby postawić ją na środku, żeby podmuchy wiatru nie zdewastowały tego nad czym pracowałem przez pół dnia. Na całe szczęście ochroniarz, którego wysłałem z Aurorą dotrzymał danego słowa i zajął się nią przez ten cały czas.

Ciągle dostawałem informację o tym, jak spędzali czas. Na moją korzyść przez pół dnia Aurora była namawiana przez niego na to, aby wydać chociaż tysiąc peso z mojego konta.

– Wiesz, że jeśli zrobisz to z nią, mimo wszystko jest z naszych kręgów to już nie będzie odwrotu?

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz