ROZDZIAŁ 10

984 57 4
                                    

💎AURORA💎

- Mamo, mogę w tym czasie oddelegować się do mojego pokoju? - przełknęłam głośno ślinę zaciskając niezauważalnie dłonie na czerwonej bluzce. Valeria nie odpuszczała i mając założone na biodrach ręce mrużyła oczy. 

- Nie, kochanie. Na tej kolacji mają być jakieś ważne głowy, które prowadzą interesy z Alvaro. Zaraz do ciebie przyjdę i wystroję cię skarbie jak milion dolarów! - złapała mnie za policzki i złożyła pocałunek na czole. 

Boże! Gdybym mogła nie wychodziłabym już nigdy więcej z pokoju. Jedynym plusem było to, że dzięki wstawiennictwu Vincenta mogłam spędzić cały tydzień odizolowana od licealnego społeczeństwa. Jednak nie mogłam ciągle leżeć na łóżku i oglądać Pamiętników Wampirów. Powoli popadałam w jakąś obsesję na punkcie samotności; nie żeby wcześniej tak nie było, tyle, że od kiedy skrywana prawda wyszła na jaw wszystko przewróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Było bardziej zagmatwane, i mniej po prostu moje...

***

Nie czułam się sobą mając na sobie spodnie w kant. Nigdy nie nosiłam się tak elegancko, co za tym szło i szpilki jakie matka wcisnęła na mnie sprawiały okropny ból stóp. Skrzywiłam się chwiejąc ruszając przed siebie. 

- Kochanie, spokojnie. To tylko dopełni twój strój. Proszę, nie denerwuj się na mnie - chwyciła mnie za dłonie i odrobinę pchnęła na krzesło przy biurku, abym usiadła. Spojrzała mi w oczy, i faktycznie w jej gałkach odbijało się poczucie winy. - nie chcę tylko, aby ludzie, których dziś poznamy byli od razu słabo nastwieni na nasze towarzystwo. To naprawdę jest zaskoczenie, że Alvaro zaufał komukolwiek i pozwolił mu przyjść pod nasz dach. 

- To jakaś elita, tak? - wykrztusiłam wreszcie. 

- Alvaro mówił, że są na równi z nim. Czyli mogą śmiało władać Meksykiem, a przy tym Brazylią, i innymi krajami na naszej półkuli. Zapewne pojawią się wyrachowane damy, i faceci z kijami w tyłkach, ale musimy to przetrwać - przytuliła mnie do swojego podburza. - Kochanie, zróbmy to dla Alvaro. 

Może Alvaro nie był moim biologicznym ojcem, i przez pół życia nie wiedziałam nawet o jego istnieniu, ale to on przez kilka lat sprawił, że moja mama stała się szczęśliwa. Pełna młodzieńczego błysku i tej utęsknionej werwy. Dał jej drugie życie, a ja mając u niego dług nie mogłam zrobić coś wbrew niemu. 

- Zaraz zejdę, tylko muszę wkleić te wkładki na odciski - uśmiechnęłam się bardzo delikatnie chcąc przekazać tym mamie, że nie jestem na nią zła. 

- Okej - jeszcze raz pochyliła się i pocałowała mnie w głowę. - Zaproszeni są na dwudziestą. Zjaw się za pięć, żeby w razie czego coś jeszcze doszlifować. 

- Dobrze - skinęłam tylko czekając, aż Valeria wyjdzie z mojego pokoju. Gdy zamknęła za sobą drzwi wypuściłam drżący oddech z piersi wpatrując się w swoje odbicie. Na mojej toaletce chyba nigdy wcześniej nie znajdowało się tyle kosmetyków. Jednym ruchem odsunęłam szufladę i wrzuciłam je tam z ogromną nierozwagą. Nie pomyślałam, że szklana buteleczka podkładu może przecież się stłuc! 

Co ja najlepszego wyprawiałam? Na kremowe spodnie spadło kilka kropel, a po drewnie ciekła cała ścieżka. Chwyciłam pospiesznie pudełko z chusteczkami chcąc jakoś uporać się z problemem, ale... 

Spodni nie odratowałam, a wręcz przeciwnie. Plama wsiąkła na dobre, a jakiekolwiek majstrowanie pogarszało tylko sprawę. 

Uniosłam zła wzrok do góry próbując opanować narastającą we mnie panikę. Te spodnie zapewne kosztowały fortunę, a ja zachowałam się tak nieodpowiedzialnie! Zrzuciłam buty na podłogę i podbiegłam do szafy, którą mama wymieniła doszczętnie. Jakoś chciałam zastąpić ten ubiór. 

Okazało się, że między wieszakami wisiał komplet czerwonego garnituru damskiego. Jako osiemnastolatka założenie takiego czegoś było wręcz żałosne; według mnie. Na elegancje sądziłam, że miałam jeszcze czas jednak... chyba musiałam wreszcie zrozumieć, że moim ojczymem był Alvaro i przyzwyczajenie się do takich strojów było czymś nieuniknionym. 

Sięgnęłam po niego i wcisnęłam się w materiał licząc, że matka nie będzie miała mi za złe nagłą zmianę całego wyglądu. 

***

 Nie miałam odwagi zejść za pięć dwudziesta dlatego zrobiłam to dopiero, gdy na podjeździe usłyszałam dźwięk parkujących samochodów. Moje dłonie pociły się niczym dzikie, w sumie nie tylko one. Czoło również. Nim wyszłam z pokoju wołana przez Valerię stanęłam przed lusterkiem i uniosłam wysoko swoje ręce. 

Na całe szczęście nie miałam plam pod pachami, ale dla bezpieczeństwa psiknęłam jeszcze raz perfumami, i dopiero wtedy zeszłam na dół. 

Krocząc po schodach coraz to bliższe stawały mi się głosy nieznajomych. Będąc na ostatnim schodku wychyliłam odrobinę głowę i zobaczyłam coś czego nawet w najgorszym koszmarze się nie spodziewałam. 

W oświetlonym złotym światłem holu stała Bleer. Miała na sobie cukierkowo różową sukienkę na cienkich ramiączkach i białe skarpety dopełniające buty na wysokiej podeszwie. Jak zwykle dwa kucyki i mnóstwo świecidełek na twarzy. U jej boku znajdowała się dziewczynka o dużo młodsza. Była bardzo niska, ale... jej włosy były zupełnie inne, bo odrobinę wpadające  w rudy odcień. Dziewczynka ubrana w niebieską sukienkę złapała kogoś za rękę. 

Dopiero potem zeskanowałam sylwetkę trzeciej osoby. Momentalnie zabrakło mi tchu, gdy moje oczy zetknęły się z oczami Parkera Moretti. Stalowe tęczówki skanowały wystający mnie kawałek, a ja jak pieprzona wariatka wpatrywałam się w ogromny tors odziany w czarną koszulę. Musiałam przyznać jedno. Brat Bleer był piekielnie przystojny. Ale... nic więcej. 

- Auroro podejdź do nas - głos Alvaro w pewien sposób mnie otrzeźwił. 

Zamrugałam kilka razy słysząc puls w uszach. Nigdy wcześniej nie czułam się tak bardzo nieswojo. Nawet podczas lunchu w szkole, gdzie Becky obrzucała mnie jedzeniem i potocznie mówiąc kupą gówna. Tam chociaż mogłam uciec i zamknąć się w łazience, zaś w domu... musiałam jakoś to znieść. 

 Na miękkich nogach podeszłam do ojczyma. Dopiero z tej odległości zauważyłam jeszcze dwie sylwetki stojące za trójką przybyłych. Rosły i starszy mężczyzna był żywą kopią swojego syna, a kobieta u jego boku nieskazitelnie piękna. Rude włosy zaplecione miała w luźny warkocz, a zwiewna sukienka w kwiatki opadała na podłogę. 

Nie tego spodziewałam się po małżeństwie, które według mamy było na podobnym poziomie do mojego ojczyma. 

- To moja żona - wskazał na szeroko uśmiechniętą rodzicielkę u boku chwytając ją w pasie. - Valeria. A to - tym razem spojrzał na mnie i ujrzałam w nim coś na pozór nawet i dumy? - Moja pasierbica, Aurora. 

Przełknęłam ślinę opuszczając wzrok na swoje stopy. Bałam się, że obecność Bleer nie będzie niczym dobrym. 

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz