ROZDZIAŁ 41

823 54 9
                                    

💎AURORA💎

– Och – jęk obcego mężczyzny, który trzymał mnie za barki rozległ się przy moim uchu. – Czyli, że biedna dziedziczka Bellomo nawet nie wiedziała kim jest? – tę pogardę dało się usłyszeć po pierwszym słowie jakie wypowiedział. Udawał przejęcie, ale tak naprawdę nie czuł tego. Chciał mnie przecież zniszczyć...

Przyznał to przy nich... przy Vincencie, Parkerze, i... Alvaro, który okazał się być...

Chciałam zawyć, ale nie przez ból jaki sprawiał mi porywacz – on już nie był tak silny jak wcześniej – pobił go ból psychiczny jaki zadały mi jedne z najbliższych osób.

Mama zdradziła ojca. Ta myśl odbijała się echem w mojej głowie i nie potrafiłam pojąć tego jak mogła żyć z tym tyle lat. Shaz odszedł od nas, i nawet przez głowę nie przeszło mi to, że Valeria i Alvaro znali się już wcześniej. Ich relacja toczyła się bardzo szybko, ale jedynym racjonalnym wyjaśnieniem było to, że po prostu to było to coś czego matka szukała przez te wszystkie lata... I może w połowie się nie myliłam.

– Jesteś dziedziczką majątku swojego ojca, wiesz? Nie Vincent, nie Bastian. Ty. To ty niedługo przejmiesz wszystko co ma ten stary łajdak, a przy tym... – przesunął swoim obrzydliwym palcem po mojej szczęce. Nie drżałam już tak jak wcześniej. Byłam wycieńczona i zmarnowana do tego stopnia, że nie myślałam już nawet o tym, czy ktoś mnie znajdzie i uratuje. – Przy tym ja również osiągnę wiele. Należysz do mnie. I nic tego nie zmieni.

Co ten chory człowiek gadał? Szarpnęłam nogą, która zdrętwiała czując ponownie otumaniające pieczenie. Zacisnęłam zęby na szmatce, którą dalej miałam zakneblowane usta hamując ponowny napad płaczu.

– Nie pozbędę się ciebie – chwycił ponownie ten sam nóż, którym ciągle mnie dotykał i zrobił to ponownie, tym razem ciągnął końcówką po udzie.

Miałam na sobie jedynie bieliznę – gdy się obudziłam nie miałam już na sobie ubrań, i znajdowałam się już w tej pozie – co wywoływało jeszcze większy wstręt i wstyd. Chciałam się zakryć, ale nie mogłam!

Dlaczego mnie to spotkało? Powtarzałam podświadomie odliczając każdą chwilę do własnego końca. Kiedyś sądziłam, że Becky to było najgorsze co mnie spotkało, jednak okazało się, że to był "przedsmak" tego, co miało wydarzyć się jakiś czas później.

– Aurora, Aurora – ciągle przetaczał moje imię jakby było dla niego czymś nieskazitelnie ważnym. – Jakim cudem Bellomo ukrywał cię przez ten cały czas? Nie dziwię się, że Margot wolała popełnić samobójstwo niż żyć z takim zdradzieckim fiutem.

Margot... kojarzyłam skądś to imię. Pamiętałam jak w dzień ślubu matki z Alvaro zajrzałam w czeluści internetu i gdzieś przemknęła mi ta informacja na temat śmierci pierwszej żony oj... tego faceta.

– Już za niedługo sprzątnę każdego kto tylko stanie mi na drodze, żebym przejął fortunę Bellomo. Jeśli ty... głupia dziewucho zrobisz jakiś ruch, zabiję cię i całą twoją rodzinę na twoich oczach i tego pierdolonego kutasa Morettiego.

Na wspomnienie jakie padło z jego ust o Parkerze przerażający strach przemknął przez wnętrze mojego ciała. Przełknęłam gorzką ślinę domyślając się już, że on o wszystkim wiedział...

Wtedy dotarło do mnie, że osoba, która... która jako pierwsza pokazała mi, że coś innego nie jest złe również w tym wszystkim brała czynny udział. Okłamał mnie, i zranił doszczętnie rujnując zaufanie jakie we mnie wzbudził.

Jednak to nie było najgorsze...

Dopiero przykuta zrozumiałam, że mogłam coś do niego poczuć. Coś obcego i nieznanego mi dotąd.

***

Zemdlałam, w pewnym momencie, tak po prostu opadłam z sił. Mój żołądek domagał się jedzenia i nawodnienia, ale niestety porywacz ani się śnił dać mi nawet łyk wody.

Ciągle czuwał przy mnie popalając papierosy, bądź gasił go o moje plecy. Szczypanie promieniowało na każdą możliwą komórkę, ale zaciskałam zęby. Śmierć w ten sposób wydawała się być dla mnie tchórzostwem. Choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie minie dwa dni, a ja opadnę całkowicie z braku pożywienia.

– Szefie?

Jak przez mgłę usłyszałam jakiś głos należący do mężczyzny. Bardzo powoli mięśnie mojej twarzy reagowały na jakiekolwiek bodźce, lecz zdołałam wyłonić z zamazanego obrazu kolejną, barczystą sylwetkę stojącą przy Chińczyku.

– Zack? Coś nie tak z transakcjami? Masz paszporty?

Zack? Chwila. I wspomnienie kierownika budowy uderzyło we mnie niczym grad. Ten miły mężczyzna współpracował z nim? Kolejny raz poczułam jak zawód spływa po mnie jak po mokrej kaczce.

Dlaczego moje życie to było jedno wielkie kłamstwo?

– Wszystko mam. Załatwiłem też prywatny lot na nazwisko De Lucci. Facet dostał kulkę w łeb, ale nikt jeszcze się nie zorientował, że zginął w Grecji. Sądzę, że jak go znajdą to minie kilka dni, jego żonka została na Krecie. Nikt nie będzie sądził, że to podejrzane, bo są w separacji od jakiegoś czasu. Dla świata De Lucci jest zdradzonym mężem, który chce chwili spokoju.

Nie mogłam pojąć jak wiele intryg wydarzyło się w tak krótkim czasie. To nie był normalny świat, i dopiero wtedy zrozumiałam, że moja rodzina to chodzące zło powszednie, które mogło zabić. I to nie raz.

Mogli być identyczni jak mój porywacz, albo gorsi... Nie mogłam przestać myśleć łkając nad swoim ciężkim losem o Parkerze. Czy on też taki był?

Udawał? A może chciał mnie tylko wykorzystać? Milion scenariuszy przewinęło się przez moją głowę. Zryw jaki spowodował mocny chwyt Chińczyka sprowadził mnie z powrotem do miejsca tortur.

– Idziemy – pchnął moje wiotkie ciało do przodu. Z braku sił opadłam niemal pod jego stopy. Oddychałam bardzo ciężko wyciągając przed siebie poranione dłonie. – Już klękasz przede mną? Skarbie, my nawet jeszcze nie doszliśmy do tego etapu, ale nie martw się – kucnął odgarniając przyklejone włosy do policzka za ucho. – Wszystko w swoim czasie.

Na koniec rozległ się huk, a głucha ciemność spławiła moje ciało do samych palców stóp. 

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz