ROZDZIAŁ 14

941 57 2
                                    

💎AURORA💎


- Czy wszystko w porządku? 

Omal nie zakrztusiłam się jedzeniem, gdy naprzeciwko zauważyłam postać młodej Moretti. Uniosłam bardzo niepewnie na nią wzrok, ponieważ mogłam spodziewać się wszystkiego. 

- Em... - zająkałam nie wiedząc dokładnie co odpowiedzieć. 

- Spokojnie. Nie jestem tu po to by cię ośmieszyć. Właściwie to... - położyła torebkę na blat stolika i usiadła przy nim bawiąc się niezręcznie palcami. - Przyszłam cię przeprosić. I, tak wiem, że głupie przepraszam nie zrekompensuje ci tych prawie trzech lat piekła jakie zgotowała ci Becky ze mną u boku, ale musisz wiedzieć, że robiłam to będąc pod ścianą. Nie chciałam ci ubliżać. 

Chyba ostatnia potyczka z Becky uszkodziła mi coś w głowie. Słowa jakie usłyszałam od blondynki... nigdy nie przeszło mi nawet przez głowę, że TA dziewczyna podejdzie do mnie podczas lunchu i powie coś tak zaskakującego. 

Musiałam wyglądać jak idiotka, ponieważ czułam jak moje usta same układają się w "o", a nagły apetyt zanika w niepamięć. Odsunęłam od siebie sałatkę pocierając niepewnie wierzchem dłoni o wargi. 

- Wiem, możesz być zaskoczona i wiele znaków zapytania może przewinąć ci się przez myśli, ale ja naprawdę chcę zakopać topór wojenny, a nawet zawrzeć jakąś nić porozumienia, no skoro nasi ojcowie są takimi psiapsi - skrzywiłam się na to potoczne określenie. Nie znosiłam, gdy ktoś w otoczeniu mówił w tak pobłażany sposób. - Ups, wybacz. Przyjaciółmi lepiej brzmi, to może i my powinnyśmy jakoś...

- Bleer? Mogę cię o coś zapytać? - bardzo niepewnie podsunęłam się bliżej dalej czując jakąś rezerwę w stosunku do niej. 

- Śmiało - jej wargi drżały, gdy uśmiechała się niby promiennie. Też była przerażona chyba tym co się działo. 

- Zrobiłaś to tylko przez to, że mój ojczym robi jakieś interesy z twoim ojcem, prawda? A Becky o tym nic nie wie - ostatnie zdanie bardziej stwierdziłam. Już przez kilka lat nauczyłam się czytać z ludzi, i widziałam to mniej więcej w Bleer. 

- Nie wie o tym, ale - uniosła dłonie obronnie. - mam głęboko gdzieś co będzie sądziła. Obydwie wiemy, że uroiła sobie coś co jest dalekie od prawdy. Ten chłopak jedynie uśmiechał się do niej od czasu do czasu, nic więcej, a ona wkręciła sobie już nie wiadomo jaką miłość. 

- Ja go nawet nie pamiętam - wyznałam ciszej. - Dowiedziałam się o tym dopiero, ostatnio, kiedy...

-  Becky zrobiła ci coś znowu? - omal nie krzyknęła zasłaniając usta. Ona naprawdę wyglądała na zaszokowaną! 

Otumaniona całym zajściem zamrugałam kilka razy przełykając rosnącą gulę w gardle. To było dla mnie za dużo i nie do pojęcia. Dziewczyna, która niegdyś podstawiała mi nogi, gdy ją mijałam, albo nagrywała jakieś dziwne filmiki wbrew mojej woli. 

- Uwierz mi, że nie chcę już nigdy więcej ci nic robić. Becky nie jest tak krystaliczna i ma wiele brudów nie tylko na jedną osobę, wiesz? - w jej oczach pojawiły się małe kryształy. 

Po tej wypowiedzi byłam niemal pewna, że Becky miała coś na Bleer. Ale hola! Jedno wykreślało drugie, więc dlaczego dalej tkwiła w tej "przyjaźni"?

***

Gdy wróciłam do domu okazało się, że Alvaro miał gości, i jakże NIE zaskoczona byłam widokiem brata Bleer zajmującego miejsce zaraz obok. Naprzeciwko znajdował się Vincent, który jak tylko mnie zobaczył skinął głową ujmując szklankę z jakimś napojem. Nie znałam się na alkoholach, i wolałam trzymać się od tego z daleka. 

- Auroro, wyglądasz na zamyśloną. Coś się stało? - pierwszy głos zabrał Alvaro. Dumnie prężył swoją pierś odzianą w białą koszulę mając dłonie złożone pod brodą jakby odbywał właśnie cholernie ważne spotkanie. 

- Nie - pokręciłam niemal od razu głową chrypiąc. Głos mnie zdradzał, ale nie sądziłam, by oni cokolwiek zauważyli. - Wszystko w porządku - ściągnęłam z siebie plecak i rzuciłam go na welurowe krzesełko. 

- Za miesiąc odbędzie się bal charytatywny - oznajmił, a z kuchni wyłoniła się mama z promienną twarzą. Przytuliła mnie do siebie i podeszła do mężczyzn kładąc dłonie na barkach męża. Bellomo położył swoje ogromne ręce na mamy tworzą wymarzony obrazek, który chciałam zapamiętać na zawsze. - Potwierdziłem naszą obecność, jednak ty za to pojawisz się tam z Parkerem. Potrzebuje przepięknej partnerki. 

Zakrztusiłam się śliną. Wtedy nie potrafiłam wziąć oddechu, a słowa Becky odbiły się we mnie niczym echo:

- Zapamiętaj jedno. Jeśli zobaczę cię przy Parkerze urwę ci ten pusty łeb, zrozumiano? 

- Kochanie, ręce do góry! Szybko! - słyszałam przepełniony paniką głos Valerii, a mocne uderzenia w plecy nie wywołały zamierzonego efektu. 

Purpurowa na twarzy przyłożyłam dłoń do piersi widząc jak przez mokre oprawki okularów. Jedna łza spłynęła po moim policzku, i dopiero wtedy uspokoiłam swój nagły napad.  

- Dziecko, na Boga! Co to było?

- Zakrztusiłam się - wydyszałam. - J...ja nie sądzę, by był to najlepszy pomysł. Nie chodziłam nigdy na takie bale, i nie wiem...

- Kochanie, przecież ja ci wszystko wytłumaczę, a Parker potrzebuje kogoś u boku. Jesteś idealnym rozwiązaniem. 

Chciałam zapytać, dlaczego i mama jest przeciwko mnie, ale zamilkłam. 

Nie możesz wybrzydzać. Przyjmuj co ci dają, bo dają ci całych siebie, mimo, że jesteś tak bardzo zniszczona. Daj sobie radę. 

Z wielkim wysiłkiem przybrałam maskę szczęścia i wydusiłam zgodę. Zgodę na własną zagładę. 


RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz