Tak jeszcze przed, jak możecie zostawcie gwiazdkę <3 Miłego czytania.
💎PARKER💎
- Coś ty znowu wymyśliła, Bleer? - zapytałem ciągnięty za rękaw marynarki do jej pokoju. - Kurwa! Młoda ja nie mam czasu na jakieś głupoty!
- Oj nie marudź - wywróciła oczami wpychając mnie do środka jasnego królestwa. Jej cztery ściany kontrastowały z moją sypialnią. Ja wolałem ciemne barwy, zaś ona? Chyba chciała nawet tam pokazać jaką radosną duszyczkę w sobie miała. - Becky! Wyłaź!
No, chyba, kurwa jaja jakieś?! Przywlokła mnie tam tylko po to, abym miał do czynienia z tą gówniarą? Dobra, zgodziłem się na ten nędzny bal, ale nie na to aby spędzać z nią jakiś popieprzony czas.
Przetarłem twarz wzdychając. I gdy zobaczyłem brunetkę omal nie wrzasnąłem! Na jej twarzy...
Chyba wstrzyknięcie sobie kilku mililitrów kwasu w jej przypadku nie wyszło na dobre. Miała opuchnięte usta, i nie tylko to... jej jedna brew nie była na tej samej wysokości co druga. Musiałem odrobinę przekrzywić głowę, żeby upewnić się czy nie mam coś ze wzrokiem, ale nie byłem przecież jeszcze tak stary, aby to mi doskwierało. Z nią naprawdę coś było nie tak, i nie chodziło tylko o wygląd.
- Razem z Becky poszłyśmy dziś na zakupy i z racji, że bal odbędzie się za tydzień kupiłyśmy kreacje. Ja mam białą, a Becky - wskazała na przyjaciółkę stojącą między framugami łazienki w opiętej, zielonej sukience, która jakoś zbytnio nie pasowała do niej, tak moim skromnym zdaniem. Byłem wzrokowcem! - no i problem w tym, że nie wiemy czy masz muszkę czy cokolwiek w takim kolorze - moja siostra zagryzła wargę bawiąc się palcami.
One oszalały!
Wtedy jeszcze raz kalkulowałem czy ugoda na coś tak kretyńskiego miała sen, ale... zgodziłem się i nie mogłem nagle zmienić zdania. Zranienie mojej siostrzyczki było ostatnim czego chciałem. Musiałem przeżyć towarzystwo kreatury Becky, przecież miewałem w życiu gorsze rzeczy, prawda?
Moja mina chyba musiała mówić zbyt wiele, ponieważ nawet nie zauważyłem kiedy Becky podleciała do łóżka i sięgnęła po jedną torebkę z markowym napisem. Wyjęła z niej ZIELONĄ MUCHĘ! I perfidnie przyłożyła ją do mojej szyi jakby nigdy nic.
Zacisnąłem szczęki i ręce tak mocno, że omal nie eksplodowałem stojąc tam. Nie wytrzymałem kiedy ta bez ogródek obserwowała mnie dalej dotykając bez żadnego pozwolenia i wreszcie złapałem ja za nadgarstki odsuwając pewnym ruchem od siebie.
Gdyby nie złapanie się szafki nocnej zapewne poleciałaby sztucznym tyłkiem na podłogę.
- Parker! Co ty wyprawiasz? - Bleer syknęła mierząc mnie wściekłym wzrokiem. - Becky kupiła ci krawat i muchę, abyś wybrał co lepiej dopasujesz do niej! Nie traktuj jej w ten sposób! - podeszła do zaszokowanej dziewczyny i dotknęła jej barku.
Odrobinę zaskoczył mnie fakt, że wstawiła się za nią. Przecież czarno na białym miała przed sobą pokaz prawdziwej laski lecącej jedynie na zera na koncie, i nic poza tym! Miałem obawy, że im dłużej będzie się z nią przyjaźnić próżność szatynki przejdzie na jej bezbronną duszę... nikt tego nie chciał, i musiałem dopilnować, żeby tak nigdy się nie stało.
***
- Z własnej woli zgodziłeś się na tę maskaradę? - ojciec podszedł do mnie w czasie, kiedy ja kończyłem wysyłać wszystkie dokumenty do burmistrza w Los Angeles. Musiałem się tam pojawić w niedalekim czasie, i dogadać całą resztę związaną z postawieniem tam kasyna, a potem wrócić do Bogoty i zając się projektem Cruza; miał być moją największą żyłą złota jak na razie.
- Musisz? - zapytałem nawet nie unosząc spojrzenia na Gabriela.
- Becky to córka Stevena, ma jego geny - zauważył słusznie. - Czyli przebiegła lisica, mając na kącie w tak młodym wieku romans z jego wspólnikiem. Wiesz o tym, nie?
Stanąłem przed drukarką moszcząc między ustami długopis, by w razie czego wprowadzić jakieś poprawki. Gryzłem plastik obracając go w lewo.
- Nie wiem co sugerujesz - wymamrotałem odrobinę sepleniąc.
- Nie wpierdol się w kłopoty z nią - poleciał klepiąc mnie po barku. - Tak ci tylko po chłopsku powiem.
Dopiero wtedy na niego bardzo powoli spojrzałem. Stał w podobnej pozycji co ja, czyli mając w rozkroku masywne nogi, zaś dłonie splótł między nimi. Widziałem w jego oczach prawdę, naprawdę mnie ostrzegał przed gówniarą!
To oznaczało o wiele więcej gówna, i chciałem bronić się rękoma i nogami, żeby tylko na balu się skończyło. Zresztą nie chciałem pozwolić na więcej. I po tej całej szopce pragnąłem zamknąć ją w jakiejś klatce, wysłać na Syberię i odciąć od naszej rodziny.
- Naprawdę zgodziłeś się na burdel?
Musiałem zmienić temat. Wolałem póki co swoje misterne plany zatrzymać dla siebie.
Pokiwał tylko głową w odpowiedzi zaciskając usta w wąską linie. Zaskoczony tylko wzruszyłem ramionami klikając w guzik do kopiowania.
- Wiesz, taka kwota i wspólnik nie zdarza się tak często jak myślisz. Don to mocna szycha która równa się z twoimi wujami na stanowiskach w Ameryce. Ja i Cruz rządzimy teraz tu, ale kiedyś to on był tu większym - westchnął wyjmując z kieszeni dzwoniący telefon. - Matka - dodał widząc moje zaciekawione spojrzenie. - Tak, kochanie?
Odszedł w kąt aby porozmawiać z mamą a ja mechanicznie wkładałem i wyjmowałem kartki miętoląc długopis zębami czując, że jednak ten interes nie jest tak czysty jak sądziłem? Odganiając okropne myśli pożegnałem ojca, który musiał już wracać do domu i z postanowieniem, że tamtej nocy wrócę samotnie do swojego apartamentu w centrum dokończyłem projekty.
***
- Sądzisz, że dwa pokoje to tak dużo? - Bellomo obracał w szklance alkohol. - Mój najstarszy syn również wyszedł z inicjatywą, zresztą bardzo ciekawą - ruchem dłoni przywołał do naszej loży jakiegoś młodzieńca. Wyglądał prawie że identycznie jak ojciec. - Vincencie, to jest Parker.
Wyciągnął do mnie dłoń, uścisnąłem ją czując odrobinę dyskomfort. Nie wiedziałem, że Bellomo ma dzieci, a tym bardziej syna. Jego całe życie towarzyskie zachowane było w bardzo srogi sposób wymazane z jakichkolwiek stron gazet i medialnych.
- Sądzę, że budowa tego burdelu w centrum to duży strzał w kolano - młody zaczął poprawiając mankiety swojej czarnej koszuli.
Kurwa! Byłem kretynem jadąc od razu po telefonie od tego cwaniaka. Mogłem chociaż zahaczyć o prysznic i świeże ubrania. Ale musiałem być prawdziwym pajacem i chcąc załatwić wszystko jak najszybciej od razu wsiadłem do auta i pojechałem do klubu na przyspieszoną rozmowę, mimo, że byłem w chuj zmęczony.
- A czemuż to? - zapytałem popijając małymi łykami gazowaną wodę. Na alkohol było za wcześnie, zdecydowanie.
- W mieście jest za dużo lepkich rączek, i razem z moim młodszym bratem Bastianem porozmawialiśmy trochę na ten temat - puścił do mnie oczko wyciągając z kieszeni spodni paczkę papierosów.
- Aha - odpowiedział tylko nie siląc się na dalszą dyskusję. To oni rządzili, ja miałem tylko zrobić tak, aby w razie komplikacji to był zwykły klub nocny, w którym miały odbywać się imprezy dla reszty otoczenia.
W tym biznesie liczyła się kasa, i nie mogłem się oszukiwać. Taka forsa drogą nie chodziła, a gdy to miałem zrobić mogłem już rzucić pod chuj to wszystko i ustawić się do końca życia na poziomie samego króla.
- To czekam na jakieś koncepcje - wypuściłem wreszcie z siebie słowa, które wtedy były dla mnie niczym niezwykłym.
***
Niedługo wpadnie drugi, do zobaczenia! <3
![](https://img.wattpad.com/cover/327265788-288-k657579.jpg)
CZYTASZ
RUBIN |18+
RomancePierwsza część najnowszej serii: Nobilitato. Parker Moretti. Syn Gabriela którego poznać mogliście już w poprzednich częściach, gdzie opisane były losy jego ojca, jak i również jego. Przez pewien czas był grzecznym chłopcem, ale... Jak to mówią...