ROZDZIAŁ 22

893 52 0
                                    

💎PARKER💎

Ty stary, patafianie! Goniłem się w myślach ledwo panując nad tym co się we mnie budziło. Zaciskałem palce na kierownicy dociskając z większą siłą pedał gazu, żeby jak najszybciej uwolnić się z tych katuszy i dotrzeć do mojego apartamentu. 

Z całych sił starałem się na nią nie zerkać, ale nie wychodziło. Co róż z ukosa gapiłem się na nią jak rąbnięty, modliłem się, aby tylko tego nie wyłapała i nie dopytywała. Już i tak palnąłem gafę i nazwałem ją Rubinkiem, choć nie zamierzałem nigdy tego robić. Wyszło samoistnie, i żałowałem tego jak cholera. 

Widząc z oddali oświetlony wieżowiec odetchnąłem z ulgą. Kurwa! Zapomniałem na śmierć, że pilot od bramy wjazdowej zostawiłem w schowku, tuż przy jej udach. Moja silna wola wtedy zaprzestała istnienia, i o mały włos nie musnąłem palcami materiału spodni brunetki. Zacisnąłem szczękę, zatrzymałem się blisko chodnika i pochyliłem tułów. 

Pachniała obłędnie. Mieszanka cukierków, i kwiatów podziałała na mnie jak płachta na byka. Chciałem dziko warknąć i wynieść ją z tego samochodu, ale miała wtedy... tylko osiemnaście lat i nie znała świata jeszcze z tej strony. Używając swojej ostatniej siły zachowawczej poprawiłem kołnierz koszuli dość gwałtownym ruchem i kliknąłem przeklęty guzik. 

Brama otworzyła się ukazując oświetlone wnętrze parkingu podziemnego. Wjechałem niemal sunąc po gładkiej powierzchni i zaparkowałem na swoim miejscu. 

- Wysiadaj - burknąłem naciskając klamkę. Gdybym pamiętał o dobrych manierach natychmiast opuściłbym samochód, ale nie. Ja jak głupi matoł czekałem, aż jako pierwsza wysiądzie i dopiero widząc jej stopy na betonie wyszedłem. 

- Czy to konieczne? - zapytała prawie szeptem. Zmarszczyłem brwi krocząc do windy. Szła posłusznie za mną, jakby sądziła, że to jej pomoże w czymś. Nie. Niestety jej chwilowa przyszłość była już ustalona. - Parker? Nie mogę wrócić do domu? 

- Ustaliłem niedawno z Alvaro, że zostaniesz dzisiaj pod moim dachem - wymamrotałem skupiając się na panelu, żeby nie palnąć gafy i pojechać na dobre piętro. Chyba jebnąłbym gdybym kliknąć coś nie tak i zjebał sprawę jak kiedyś. 

Gdy się tu przenosiłem, mając na ręku pełne pudło wcisnąłem omylnie czerwony znaczek, zamiast złotego kółka. Pamiętałem wtedy jak momentalnie się zatrzymałem w miejscu, a światła dyndały mi nad głową jakby miało zaraz dojść do spięcia. Zacząłem prawdziwie panikować, ponieważ mój telefon został na wyspie kuchennej, gdy za drugim razem już nie miałem zamiaru odbierać telefonów od ojca. Uratowała mnie jakaś modelka, która mieszkała pode mną. 

Madison była ładna, ale zbyt nachalna i po kolacji na którą zaprosiłem ją w ramach podziękowań przyniosła dwie pary stringów i kazała je rozerwać, żeby potem zrobić sobie ze mną zdjęcie i "udokumentować nasz stosunek", którego jak można się domyślić nie było. 

- Słyszy? 

Drgnąłem lekko się chwiejąc, kiedy winda zatrzymała się na ostatnim piętrze. Mając zamglone spojrzenie zerknąłem na Aurorę; jej twarz była przygnębiona, a sylwetka zgarbiona jakby się czegoś bała. 

- Wejdź do środka. Rozbierz się jeśli tego potrzebujesz i pójdź prosto do salonu. Zrobię sobie kawę, chcesz też? 

Kurwa! Musiałem jakoś odciągnąć na moment myśli od jej oczu dlatego po przekroczeniu progu swojego azylu rozpiąłem koszulę i rzuciłem ją w kąt. Miałem głęboko gdzieś, że znajdowała się za mną a jej źrenice wypalały dziury w moich plecach. Płonąłem. Moje gardło żądało alkoholu, a ciało spełnienia! Ani jedno, ani drugie nie wchodziło wtedy w grę. 

- Nie - kobieca chrypka dobiegła do mnie gdzieś z boku. - P...poczekam na ciebie, w tym - motała się, a ja nie miałem odwagi na wykonanie obrotu. - W salonie!

- Chwilka, i przychodzę - westchnąłem zapierając się ramionami o czarny blat. Spuściłem głowę do dołu oddychając zbyt ociężale. Boże! Potrzebowałem od groma siły, żeby przezwyciężyć moją obsesję na punkcie tej dziewczyny. 

Czułem się jak wariat, psychopata i zboczeniec. Nie mogłem patrzeć na nią tak jak to robiłem! To było mi zakazane, zaś jednak... robiłem to. Chciałem mieć ją na wyłączność i poznać lepiej. A najgorsze chyba w tym wszystkim było to, że nawet sam Cruz nie miał ku temu żadnych przeciwskazań. 

Informując go o misternym planie wydawał się być bezemocjonalny. Dał mi zielone światło na odegranie szopki, a coś z tyłu głowy mówiło mi, że tu chodziło o coś więcej. Gra nie toczyła się tylko o nową inwestycję. Domyślałem się już wielu spraw, ale wolałem dmuchać na zimno i nie przyjmować tej spierdolonej wersji do siebie. 

***

- Nigdy nie miałam okazji tam być - speszona Aurora wygięła palce do przodu. Zauważyłem, że robiła to bardzo często, a sama Bleer miała również ten odruch gdy się stresowała. Poprawiłem się na swoim fotelu pocierając kciukiem dolną wargę. - Ja...ja nie chcę ci przynieść wstydu, więc weź lepiej kogoś innego. 

Krew mnie jasna zalewała słysząc w jej głowie tyle niepewności. 

- Aurora, wiem, że brzmi to dość krytycznie, ale Alvaro i twoja mama się zgodzili na to, a ja nie mam czasu już szukać nikogo kto spełni chociaż dwa kryteria. 

- Nie rozumiem po co to - westchnęła pocierając dłońmi twarz. Nie była zadowolona, ale chwila? Kto by był, gdyby znajdował się pod ścianą tak jak ona? 

Musiałem powiedzieć jej prawdę, chociaż połowę. Dlatego wstałem i podszedłem do niej siadając bardzo blisko. Znowu poczułem ten zapach w nozdrzach. Posunęła się skrępowana w dalszy zakątek, ale nie skomentowałem tego. 

- Na moim koncie zamrożona jest gruba forsa. Dostałem ją w spadku po dziadkach. Po dwudziestce dowiedziałem się, że mogę skorzystać z tego dopiero wtedy, kiedy będę miał pewien status, dziewczynę z którą chcę spędzić całe życie i takie tam. Przyszedł czas, gdy muszę zainwestować w pewną nieruchomość, a z racji, że na moim głównym koncie mam tylko środku na własne wydatki, a firmowe konto nie jest po to, by działać na swoją rzecz to wszystko jest konieczne. 

Nie chciałem wdawać się w szczegóły, tym bardziej wspominać o swoich nędznych marzeniach, które i tak nigdy nie miały mieć prawa bytu. 

- Jeśli...

- Nie, Aurora - przerwałem jej nie chcąc znowu słuchać wymigiwania się. - Polecisz ze mną raz do Miami. Pokażesz swój uśmiech u mojego boku, a ja wtedy będę ci wdzięczny do końca życia i zrobię wszystko co będziesz tylko chciała. 

Dopiero po tych słowach jej głowa bardzo niepewnie uniosła się do góry. Sam zdobyłem się na delikatny uśmiech i uniosłem dłoń, aby dotknąć miękkich włosów. Założyłem zbłąkany kosmyk za jej ucho i potarłem policzek. 

Jej wargi były lekko uchylone, a w brązowych oczach coś się zaświeciło. 

- Obejrzyj ze mną mecz koszykówki - wypaliłem nagle. 

Wyprostowała się jakby obudzona z transu. Odchrząknęła zaciskając odrobinę uda. Chciałem zagryźć wnętrze policzka, powstrzymałem się od chorobliwego czynu. 

- Nie znam się na tym sporcie. 

- Spokojnie. Wszystko ci wytłumaczę. Połóż się na kanapie, a ja przyniosę smakołyki - pobiegłem do kuchni dziękując swojemu Aniołowi Stróżowi, za to, że wysłuchał mnie i nie spalił moich słów już na starcie. Wyciągnąłem paczkę popcornu i wróciłem do salonu. 

Odpaliłem telewizor i prosiłem ponownie, żeby nie zjebać bardziej. 

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz