ROZDZIAŁ 57

842 60 7
                                    

💎PARKER💎

Trzymając w objęciach Aurorę czułem jakbym trzymał pierdolony skarb. Gdy wsunąłem się w nią cały znieruchomiała, ale po chwili... jej bariera zniknęła, a plama krwi rozlała się wraz z moim wydostaniem się z jej środka.

Była, kurwa moja! I żaden skurwiel w postaci Alvaro nie mógł już tego zmienić.

– Csi... – pocałowałem jej pulchne wargi. – Już po wszystkim, teraz będzie tylko lepiej, skarbie... – potarłem jej policzki wszedłem w nią bardzo powoli. Mimo wszystko musiałam ulżyć i sobie. Kurwa! Omal nie eksplodowałem, gdy jej ciasna cipka zacisnęła się na moim kutasie.

Przepadłem jeśli chodziło o tę kobietę.

***

Obudziłem się jako pierwszy mając wtuloną w swoją pierś Aurorę. Oddychała gładko mając dłoń ułożoną na moim udzie. Zamarłem, gdy podczas snu przesunęła swoimi małymi palcami po moim porannym wzwodzie.

– Kurwa – wciągnąłem powietrze gwałtownie przez nos nie chcąc zsuwać jej z siebie, ale... gdyby poszło to o krok dalej jeszcze zwaliłbym sobie konia leżąc u jej boku.

Z wielką nie ochotą ściągnąłem ją z siebie i powędrowałem do łazienki, aby wziąć zimny prysznic. Tuż po pierwszym razie mojej młodej kochanki wzięliśmy wspólną kąpiel. Na samo wspomnienie znowu poczułem się pobudzony.

Owinąłem biodra ręcznikiem i wysuszyłem włosy układając je w naturalne loki. Kręciły się niemiłosiernie, ale zawsze je układałem. Lecz wtedy... miałem to gdzieś i po prostu wróciłem do sypialni.

Rubinek dalej spał. Mruczała tylko coś pod nosem poruszając kusząco biodrami pokrytymi czerwoną satyną. Odwaliło mi na punkcie tego koloru, ale pasował do niej idealnie.

Zerknąłem na godzinę i mimo, że była sobota to musiałem zjawić się w firmie. Przez ostatnie wydarzenia praktycznie oddaliłem się od własnych inwestycji.

Gdy zapinałem w garderobie guziki białej koszuli usłyszałem dziwne dźwięki dochodzące gdzieś nieopodal. Nie dopinając materiału minąłem śpiącą dziewczynę i zamknąłem drzwi powędrowałem do salonu, gdzie toczyła się jakaś istna awantura.

Znajdowała się tam Valeria, był Alvaro, a nawet mój ojciec!

Zmarszczyłem czoło spoglądając na wkurwionego Cruza, który mierzył mnie wściekłym spojrzeniem.

– Gdzie ona jest?! Wiem, że tu jest?!

Boże, on znowu zjawił się tam tylko po to, aby zrobić mi awanturę? I w dodatku z moim ojcem i jego zdradziecką żonką?

Prychnąłem kręcąc głową. I w duchu chciałem, żeby Aurora niczego nie słyszała.

– Ojcze, naprawdę wpuściłeś ich do mojego domu? Wybaczcie, i lepiej będzie jak wyjdziecie stąd, ponieważ właśnie wybieram się do pracy – wyminąłem wkurwionego Bellomo i dopiąłem ostatnie guziki.

Prychnięcie za moimi plecami spowodowało, że zacisnąłem pięści.

Już na końcu języka miałem przekleństwo, ale wtedy poczułem dłoń na łokciu. Odwróciłem się natrafiając na przesiąknięte bólem oczy Valerii. Coś mnie zakuło, ale nie były to wyrzuty sumienia. Coś zupełnie innego...

– Proszę... pozwól mi ją chociaż zobaczyć.

Ona mnie prosiła o widzenie z własną córką. Czy oni sądzili, że ja przetrzymywałem ją tam siłą?

Wzburzony wyrwałem się z jej uścisku mierząc zimnym wzrokiem jej pseudo rodzinę. Byłem zadufanym w sobie kutasem, i zapewne gdyby nie szept dochodzący gdzieś z boku wygnał bym ich stamtąd.

– Parker...

Mój Anioł. Moja muza, najseksowniejsza kobieta na świecie podeszła do mnie mając MOJĄ koszulę na swoim boskim ciele. Fiut mimo sytuacji drgnął mi w spodniach. Musiałem odchrząknąć, aby nie wzbudzić podejrzeń.

Zbliżyła się do nas na kilka cali, i już z oddali 'można było wywnioskować bardzo dużo. Zarumieniona policzki. Błyszczące oczy i opuchnięte wargi.

Była moja, i po wyrazie twarzy Bellomo wnioskowałem, że już o tym wiedział.

Nim się zorientowałem dopadł do mnie i wymierzył cios w szczękę. Zachwiałem się odrobinę, lecz odpalając instynkt również oddałem cios w ramach odwetu.

– Położyłeś na niej swoje łapsa! Ty chory zboczeńcu! Ona jest młodsza od ciebie o osiem lat!

– Zostaw go! – Aurora uniosła głos biorąc moją twarz w swoje małe dłonie. W jej brązowych oczach zebrały się łzy, a broda zaczęła drżeć.

Matko! Rubinku nie płacz!

– Skarbie...

– Co tu robicie? – oderwała tylko na chwilę ode mnie wzrok mierząc surowo matkę i pożal się Boże ojca. – Kto was tu wpuścił?

– Dziecko...

– Nie chcę was widzieć! – krzyknęła nabuzowana. – Poza tym to już nie ode mnie zależy co wydarzy się w przyszłości – dokończył już trochę ciszej.

Tak jest! Moja dziewczynka pokazała pazury!

Mimo lekkiego bólu uśmiechnąłem się widząc jak zacięcie się im stawiała.

– Oddałaś się mu, prawda? Zrobiłaś to?

– Może i tak, a co wam do tego? Czy waszej dwójce ktoś zaglądał do łóżka i pytał z kim to robicie, gdy obydwoje zdradziliście swoich partnerów?

Zamknęła im tym mordy, potocznie mówiąc.

Valeria wydała z siebie jakiegoś dziwnego rodzaju skowyt, a Alvaro przysunął się do niej i złapał za łokieć.

– Nie wiem co chcecie osiągnąć tymi buntami, ale wam się nie uda! Ty, Bastian i Vincent musicie wreszcie zaakceptować realia – Cruz tylko dodał na odchodne.

– Jeśli jeszcze raz ich tu przyprowadzisz nie będę taki pobłażny – zwróciłem się do skrzywionego Gabriela.

– Spokojnie, teraz to najwyżej może cię cmoknąć. Mam rozumieć, że wy... – wskazał to na mnie to na Aurorę. –...jesteście razem, tak? Musicie ustalić jak to wszystko odkręcicie. Tu się ważą losy dwóch rodzin, ale pamiętaj synu – podszedł i klepnął mnie w bark. – Moretti zawsze wygrywa, nawet jeśli ich konkurent to sam pieprzony Bellomo.

Zerknąłem na Aurorę. Miała nieobecny wyraz twarzy, co mnie cholernie martwiło.

– Jesteśmy razem, ojcze. I razem pokonamy to gówno.

Zadeklarowałem coś co potem miało zmienić nasze życie. 

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz