ROZDZIAŁ 17

1K 60 2
                                        

💎PARKER💎

Niemal od razu po konfrontacji z Sato wsiadłem do auta i ruszyłem w stronę domu Bellomo. Musiałem jak najszybciej się z nim widzieć i powiedzieć to co się wydarzyło kilka chwil wcześniej. Jechałem jak poparzony, ponieważ w tej całej sytuacji liczył się czas. A brakowało go, ponieważ Sato ciągle spierdalał nam sprzed nosa, i gdy miałem go już pod ręką zrobił to ponownie. 

Gdy parkowałem już pod jego domem widziałem z oddali zapalone światło w jednym z pokoi na górze, i miałem szczerą nadzieję, że była to sypialnia Cruza. Ochroniarz podszedł do mnie biorąc kluczyki, aby odstawić samochód w odpowiednie miejsce, zaś ja prędko ruszyłem w stronę drzwi. 

Na całe szczęście otworzył je ten, którego oczekiwałem. Alvaro mierzył mnie dziwnym wzrokiem trzymając dłoń na krawędzi drzwi. Miał na sobie czarny szlafrok i nie wyglądał na tak groźnego jak w czarnym garniturze. 

- Parker? Oszalałeś? O tej porze...

- Sato. Kurwa mać, wtargnął na budowę i wie o wszystkim. Wie o planie na budowę burdelu i całej reszcie - powiadomiłem go mówiąc niczym karabin maszynowy na jednym wdechu. 

- Wejdź - wyglądał na niezaskoczonego, co wprowadziło mnie w nieme zaskoczenie. - Masz nagrania z kamer? 

- Jakich kamer, Cruz? - zmarszczyłem brwi pokonując krokiem pokaźny hol. 

- Z twoim ojcem na terenie budowy założyliśmy monitoring na okazje takie jak ta. Budowa to pułapka na Sato. 

Spodziewałem się, kurwa naprawdę wszystkiego, ale nie tego! Z tego co powiedział wynikało, że burdel miał na celu przyciągnąć takie kurze mordy jak niespodziewany gość z Chin, czy Japonii. Już sam zajebałem się w całej akcji i czekałem tylko na to co powie dalej Bellomo. 

- Whisky? Bądź nie, zaproponuje ci kawę. O tej porze alkohol może źle na ciebie wpłynąć. 

- Cruz, do kurwy nędzy! Co wy odpierdalacie z moim ojcem?! - wysyczałem wściekły przez zaciśnięte zęby. - Miałem być tylko architektem i kierować budową, a nie zajmować się waszymi porachunkami. 

- A nie sądzisz, że to jest nieuniknione? Gdybyś się dobrze rozejrzał, synu widziałbyś, że takie sytuacje miałeś na wyciągnięcie ręki, tylko zdecydowanie unikałeś ich pakując w to Gabriela. 

Mówił to tak spokojnie, pewnie i beznamiętnie, że prawie wyszedłem z tego domu trzaskając drzwiami. 

- Czy wy się zmówiliście wszyscy, i ze wszystkich sił chcecie przekonać mnie do tego, żebym zrezygnował z czegoś na co pracuję od lat?! Nie w tym życiu, kurwa i jeszcze raz zrobicie taki przekręt to własnoręcznie pozbędę się kierownictwa w tym gównie - zagroziłem. 

Mimo wszystko wiedziałem, że jeśli zrezygnuje z tak ważnego projektu sam wyląduje w głębokiej dupie tracąc grube miliony. Znalazłem się w kropce. 

- Zgraj nagrania, będziemy mieli już zaczepkę do poszukiwań tego szkodnika. Przynieś mi je jutro do klubu, spotkamy się o dwudziestej. 

I tyle, po prostu z tym mnie zostawił idąc przed siebie. 

***

Musiałem ochłonąć. Więc zamiast od razu odjechać po wyjściu usiadłem na zimnych schodach i skrzyżowałem nogi w kostkach. Świeże powietrze musiało załagodzić jakoś moje nerwy i wstręt. 

- Ktoś tu jest? 

Omal nie podskoczyłem słysząc bardzo cichy, delikatny głosik gdzieś z boku. Bardzo niepewnie zerknąłem w tamtą stronę natrafiając na postać siedzącą na balkonie nieopodal. 

- Parker? 

Wypuściłem powietrze z płuc domyślając się, że była to Aurora. Podniosłem dupę i powędrowałem w tamtym kierunku nawet nie dyskutując ze swoim odruchem. Stanąwszy w pobliżu wdrapałem się na balkon i uwiesiłem się na nim patrząc na dziewczynę, która mając na sobie znów szeroką bluzę i spodnie dresowe patrzyła na mnie z szeroko otwartą buzią. 

- Jest bardzo późno, Aurora. Dlaczego nie śpisz? - starałem się brzmieć na prawie niewzruszonego jej zachowaniem, ale wiedziałem jak bezsenność wpływa na organizm. 

- Nie mogę - wyznała speszona. 

- Czy to ma związek, z... 

- Nie - przerwała mi od razu jakby wiedziała doskonale do czego dążę. - To nie ma związku ze szkołą, ani czymkolwiek. Pewnie wiesz już, że zmieniłam placówkę. 

Nie, nie wiedziałem. To akurat Vincent pominął w swojej wypowiedzi, i wtedy chciałem złapać go za poły koszuli i wytarmosić we wszystkie strony. Zacisnąłem mocno usta w wąską linie nie komentując tego. 

- Połóż się spać, Auroro. Jest bardzo późno, a sen to podstawa - słusznie zauważyłem, na co ta zachichotała. - Powiedziałem coś zabawnego? - zmarszczyłem czoło będą onieśmielony jej cichym śmiechem, to było coś wspaniałego na co przeszły mnie dreszcze. 

- Nie - zapewniła niemal od razu. - Po prostu miałeś dość zabawną minę. Wyglądałeś dość... 

- Aurora, idź spać. Jeśli Cruz by cię tu ze mną zobaczył nie miałbym życia przez najbliższe lata. 

- Nie żeby coś, ale... to ty wisisz na moim balkonie - dodała odrobinę speszona. I miała, pieprzoną rację. To ja trzymałem się barierek jak ostatni cymbał. Zerknąłem z ukosa na jej rozbawioną twarz, choć chciała zasłonić to rękawem bluzy i sam uniosłem lekko kąciki ust ku górze.

Zauważyłem, że gdy miała powód do śmiechu jej oczy błyszczały jak pieprzone gwiazdki. Była piękna, onieśmielająca... 

Stop! W dalszym ciągu była to pasierbica Bellomo, i nieosiągalna obsesja. 

- Dobranoc, Parker - momentalnie otrzeźwiła moje zmysły żegnając się. 

Odprowadziłem wzrokiem dziewczynę, która bezinteresownie zajęła miejsce w mojej podświadomości. Gdy zniknęła zeskoczyłem z powrotem do ogrodu i wyjąłem telefon z kieszeni spodni. 

Do: Aurora
Wszystko będzie dobrze.                      
                                                                         Dzięki swojemu podstępowi zgarnąłem jej numer i pisałem od dwóch dni pieprzone wiadomości, nie zdając sobie sprawy z tego, że mogłem namieszać jeszcze gorzej.

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz