ROZDZIAŁ 40

885 48 5
                                    

💎PARKER💎

Alvaro chodził po gabinecie popijając łykami bursztynowy alkohol. Ja zaś stukałem palcami o biurko czekając na jakieś wieści. Z drugiej strony był również Borys ledwo siedzący na kanapie - kołysał się w przód i tył kompletnie omamiony jeszcze tym, co wydarzyło się kilkanaście godzin wcześniej -, który nie pomagał ani trochę.

- Jakim prawem, Sato dowiedział się o waszej lokalizacji? Pytam się jak?! - Alvaro zabrzmiał nad moim uchem powodując większy wstręt. Przekręciłem spięty kark w lewo zamykając powieki, żeby odgonić ochotę wybuchu.

- Nie wiem - odpowiedziałem zachrypniętym głosem. - Ale się dowiem.

- Mam taką nadzieję! - Cruz uderzył rękoma o blat przede mną roztrzaskując szkło w drobny mak. Strużki alkoholu rozlały się aż po same krańce, a krople kapały na moje spodnie.

Zacisnąłem wargi w wąską linie nie komentując tego. Mogłem kupić jeszcze sto par takich i z konta nie ubyło by mi kompletnie nic.

- Za chwilę będzie tu Vincent. Jest w miarę ogarnięty jeśli chodzi o namierzenie jej. Skoro nie zostawiła po sobie nic musi mieć chociaż telefon.

- Ja potrafię - Borys wybełkotał opadając policzkiem na bok. Wywróciłem oczami nie zważając na to, co powiedział.

- Ty lepiej idź do sypialni, prześpij się bo w takim stanie nam nie pomożesz - Bellomo syknął i gestem ręki przywołał swoich ludzi, którzy wzięli go pod ramię i wyciągnęli z gabinetu szefa. - Vince już jest - usiadł przede mną przecierając twarz rękoma. - Jeśli się jej coś stanie...

- Sam wpierdolę sobie kulkę w łeb - dokończyłem mierząc go wrogim spojrzeniem.

- A ja dołożę potem cały magazynek!

***

- Nie ma opcji, musieli wyjebać jej ten telefon gdzieś po drodze! - Vincent próbował kolejny raz zrobić cokolwiek, ale na nic. Brak jakiegokolwiek miejsca zaczepki, czy nawet pieprzonej kroki migającej na monitorze!

Zacisnąłem dłonie w pięści i cisnąłem nimi w murowaną ścianę. Plułem sobie w brodę, że sam puściłem ją wtedy, by rozejrzała się po tym cholernym domu! Gdybym tam tylko był...

- Ty pierdolony Chinolu!

Momentalnie otrzeźwiałem kierując spojrzenie na czerwonego od złości Alvaro. Ściskał między palcami telefon - zapewne jeszcze chwila i połamałby go w nie wiem jaki sposób - kierując puste spojrzenie na pełne szafki, które uginały się od ciężaru pudełek i teczek z papierami.

- Ale, co tak od razu wulgarnie? - Łamany angielski rozbrzmiał pośród czterech ścian, a we mnie spowodował gniew sięgający już zenitu. Zagotowało się we mnie kiedy ten skurwesyn śmiał się nam prosto w twarz.

- Gdzie moja córka?!

- Och, a takową posiadasz? Sądziłem, że masz tylko dwóch synów, Alvaro.

- Nie pierdol głupot, Sato. Masz w tej chwili uwolnić moje dziecko, szmaciarzu. Obiecuję, że jak tylko cię dorwę obedrę cię żywcem ze skóry a potem wrzucę do kwasu!

- Marzenia, prawda? Nie wiem czy wiesz, ale w tym momencie wydałeś już pewien wyrok. Nie na mnie oczywiście, a na... A zresztą sam zobacz - i nie wiadomo jak ale na monitorze laptopa Vincenta pojawił się pewien obraz.

Po chwili czarnej plamy nagle ujrzeliśmy postać przykutą do krzesła. To była Aurora. Po jej zakneblowanej chustą twarzy płynęły łzy, a nagie nadgarstki i łydki krwawiły od nadmiaru szarpania się.

Przed kamerą pojawił się ten bydlak. Śmiał się jak na psychopatę przystało trzymając w dłoni nóż. Stanął za nią i przejechał czubkiem po odsłoniętym barku.

- Jeśli tkniesz...

- To co Moretti? Zabijesz mnie? Mnie się nie da zabić, głupki - znowu zarechotał. - Tak naprawdę teraz mogę być tu, a za dziesięć minut już gdzieś indziej.

Nie mogłem patrzeć na te przerażone oczy Rubinka. Serce krwawiło mi, gdy uwięziona nie mogła niczego zrobić. Chciałem jakimś cudem zauważyć jakiś szczegół, ale na nic. Znajdowali się w jakiejś noże. Obskurnej i do szpiku kości przesiąkniętej. Co chwilę słychać było uderzenie kropli wody o beton.

Chwila...

- Nasze miasto to nie tylko piękne zabudowy, i liczne szkoły. Ma ono też mnóstwo plotek na temat swojego powstania. Jedną z nich usłyszałam, gdy byłam w podobnym wieku co wy - nasza nauczycielka historii przysiadła na rogu wolnej ławki i uśmiechnęła się lustrując nasze twarze. - Moja babcia zawsze powtarzała, że wszystko zaczęło się od miejsca gdzie jest źródło. Czyli obrzeże. Nie wiem czy zauważyliście, ale nieopodal mostu znajduje się pewien rejon, gdzie nikt nigdy nie przebywa. Podobno, to miejsce jako pierwszy odkrył sam Kolumb. To tam postawił swoją stopę jako pierwszy. Jednak jego łódź jeszcze przed powrotem zaczynała się osadzać na płytkich wodach tamtego rejonu. Według legendy mojej babci wrócił do swojego domu tylko dlatego, że stan wód powoli opadał, i mimo, że zawsze nawodnione obszary dalej takowe są to jego łódź osiadła pewnego dnia na piasku. Uciekał, żeby tylko nie utknąć...[...]

Słowa nauczycielki uderzyły we mnie jak jakaś bomba!

Kurwa mać! Jebane rzeczne obszary przy Bogocie! Nie chciałem palnąć czegoś przy tym gnoju, który dotykał coś co do niego nie należało na moich oczach.

- Zostaw ją w tej chwili!

Aurora zawyła z bólu, kiedy ten chwycił jej rękę i wykręcił do tyłu.

- Braciszek od siedmiu boleści. Jak widać nie udało ci się jej uchronić. Tak samo jak ty, Moretti. Komisja? Każdy głupi wie, że i bez tego możesz korzystać z tych miliardów na koncie.

- Gówno wiesz - wyplułem. - Gówno zawsze gównem zostanie, Sato.

- Och jakiś ty mądry - westchnął puszczając delikatną rękę Rubinka. - Alvaro, a czy ta ślicznotka i moja przyszła...

- Gówno twoja! - wypaliłem.

- Czy ona wie, że jesteś jej biologicznym ojcem? Wie, że panujesz z Gabrielem nad Meksykiem, Kolumbią, i całą Ameryką Południową? Wie, że jej matka puszczała się z tobą?

- Zamilcz! - Bellomo myślałem, że zaraz wyciągnie broń zza paska i wyceluje w kamerę laptopa. - Tknij moje dziecko, a nawet się nie obrócisz, a będziesz wąchał kwiatki od spodu!

Szok, przerażenie, lęk, strach...

Boże jak chciałem przygarnąć w swoje objęcia Aurorę, która patrzyła się wprost na mnie - takowe miałem wrażenie - zaprzestała jakichkolwiek ruchów tylko mając opuszczone ramiona wpatrywała się pusto na mnie.

Gdy Sato skupił się na Alvaro wykrzywiłem usta, aby niesłyszalnie powiedzieć: Uratuje cię.

Modliłem się, by to zrozumiała...

Pierdolony Chińczyk rozłączył się momentalnie, kiedy Alvaro cisnął kolejne wyzwiska w jego stronę. Wtedy chwyciłem telefon i wymieniłem w nim kartę SIM dla bezpieczeństwa. Wystukałem w nawigację lokalizację tak zwanych bagien.

- Kapała woda. Byli gdzieś w jakiejś piwnicy... Bagna - wymamrotałem.

- Nie tylko tak kapie woda, do kurwy! - Vince syknął. - On jej coś zrobi jestem tego, kurwa pewny!

- Spróbujmy, jeśli jej tam nie będzie nie pisnę już ani słowa. Będę podlegał wam.

- Dobra, nie zaszkodzi spróbować - Alvaro kolejny raz przechylił karafkę wprost w stronę ust. - Zbierajcie dupy! Musimy się pospieszyć. - Przeładował wyjętą z szuflady broń chowając ją do przypiętej kabury.

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz