ROZDZIAŁ 21

951 60 0
                                    

💎AURORA💎

- Słucham? - po krótkiej chwili wreszcie wydusiłam z siebie cokolwiek. W odpowiedzi jednak nie dostałam nic prócz aroganckiego uśmiechu, oraz gestu świadczącego o tym, bym wsiadła do środka drogiego auta. - Nie - zaprzeczyłam pewnie. - Nie wsiądę dopóki nie dowiem się o co chodzi. Nie będę robiła czegoś przeciwko sobie. 

- A to ciekawe - zauważył mając na palcu uwieszone kluczyki. - Z tego, co mi wiadomo od kilku lat grasz pod dyktando Alvaro i Valerii. 

Omal nie zadławiłam się śliną. Przyłożyłam dłoń do piersi oddychając ociężale. Coś panicznie kuło mnie w klatce piersiowej tak jakby chciało dać mi znać, że... 

Nie. Parker nie miał racji. Nie słuchałam ich, ponieważ bałam się ich reakcji, czy czynów. Prawda była taka, że słuchałam ich poleceń tylko przez to, że względem Alvaro miałam ogromny dług wdzięczności; wziął nas pod swój dach, obdarzył moją mamę przepięknym uczuciem miłości, oraz  nie skreślił mnie przez wygląd i pokazał mi w sobie stronę ojca. Zaś co do mamy, to chyba nie musiałam wspominać, że była dla mnie wojowniczką, i przykładem godnym naśladowania. 

Przez całe dzieciństwo starała się ze wszystkich sił dawać mi co najlepsze, a teraz gdy ja mogłam odwdzięczyć się jej jakkolwiek chciałam to zrobić bez zawahań. 

Zamrugałam powiekami zaciskając szczękę, prz tym odwracając wzrok od srogo wpatrującego się we mnie blondyna. Nie działał na mnie dobrze, czasami miałam wrażenie, że przez jego bycie w moim środku działo się coś dziwnego, nieznajomego i bardzo niechcianego. Coś wybuchało w żołądku i roznosiło się na wszelakie krańce stóp, czy dłoni. Odurzało mnie to, a miałam dopiero osiemnaście lat...

- Aurora, nie sądzę, by Bellomo miał coś przeciwko temu zagraniu. Uwierz bądź nie... - przerwał spokojnym już głosem. Podszedł do mnie i dotknął szorstką, zimną dłonią policzka. Drgnęłam, ponownie odczuwając to czego nie powinnam. Ale mimo wszystko jego dotyk był kojący, i bardzo delikatny, jakby chciał mi dać znak, że mimo wszystko mogę czuć się przy nim bezpiecznie. - Ale ten facet to prawdziwa zagadka, i mimo, że daje ci jasno do zrozumienia, że mu na tobie zależy ma na ciebie plan. Nie zdziw się, jak poinformuje naszą dwójkę o tym, że podanie mi cię za partnerkę na bal było zaplanowane już o dużo wcześniej. 

- Nie! - zaprzeczyłam od razu. - Wcale nie znasz Alvaro i nie wiesz o nim nic! Jedyne co was łączy to interesy! - byłam pewna swoich słów. Chyba aż nad to. 

- Rubinku... - pokręcił głową rozbawiony. Zaś wtedy zamilkłam słysząc to niespotykane określenie. Zaintrygowana mimo woli zmarszczyłam brwi. 

- Co? 

- Co, co? - wydawał się być zdezorientowany. Zaprzestał machać kluczykami w powietrzu, po czym schował je z powrotem do kieszeni spodni, najwidoczniej wiedząc już, że ta rozmowa tak gładko się nie potoczy. 

- Dlaczego... - bardzo trudne było dla mnie to, żeby wykrztusić z siebie to określenie jakim mnie nazwał. - Nazwałeś mnie Rubinkiem?

- Bo... - przeciągnął pochylając się nade mną i ponownie chwytając za pukiel włosa. - Podczas naszego pierwszego spotkania miałaś kolczyki z rubinem. Nawet nie wiesz jak bardzo ci one pasowały - muskał swoim świeżym oddechem moje ucho powodując dreszcze. 

Przełknęłam głośno ślinę patrząc na jego gładko ogolony policzek. Był schylony na tyle, że w oczu rzucił mi się trójkąt, przez który widziałam zarys wyrzeźbionej piersi. Chciałam odejść, odepchnąć go, ale nie umiałam. Nie potrafiłam powiedzieć czegokolwiek i wykonać żadnego ruchu. Czekałam zdana na jego łaskę, aż coś zrobi. 

- Wsiadaj do tego auta. Jedziemy do Bellomo. 

***

Przez całą drogę moja noga samoistnie drgała. I nie chodziło tu o muzykę lecącą w radiu chłopaka. Rap to nie były moje klimaty, ale w tamtej chwili dziękowałam, że chociaż to zakłócało moje nędzne rozmyślenia. 

On naprawdę zauważył te drobne perełki? 

Nawet nie zerkałam w jego kierunku. Dalej byłam w dziwnym transie czekając tylko, aż zaparkuje auto, a świeże powietrze otuli moje policzki i usunie niechciany rumieniec. 

- Nie myśl tyle - gdzieś z innego rejonu usłyszałam go. - Odrobinkę mnie poniosło, ale... Aurora, wierz bądź nie, ale ostatnie czego chcę to skrzywdzenie cię. Wiem jednak, że dla dobra interesów moich, mojego ojca oraz Bellomo takie rozwiązanie mogłoby być na chwilę obecną bardzo kuszące. Chcę otworzyć siedzibę w Miami, jednak nie zrobię tego jeśli nie udowodnię przed komisją, że nie jestem ustatkowany, nie posiadam wybranki serca u boku, oraz dobrej pozycji w świecie ojca. 

- Ale co ja mam do tego? - wybełkotałam nieznanym mi głosem. Zakasłałam zakrywając usta dłonią. 

- Jesteś powiązana z bardzo wpływowym człowiekiem, a przez wieloletnią przyjaźń naszych rodzin ta opcja jest najlepsza. Zrozum, że to tylko chwilowe przedstawienie, i nie będzie miało ono wpływu na twoją przyszłość. 

- A... ale, jesteś ode mnie o dużo starszy - panicznie poprawiłam się na wygodnym fotelu. 

- Uwierz mi, że to ostatnie co może być przeszkodą. Auroro, nie rozmyślaj, po prostu zaufaj mi, i mi pomóż. Przy okazji sama pokażesz się światu i staniesz na pewnym statucie. 

- Ja nie chcę żadnego statusu! - pokręciłam głową.

- Daj mi chwilę - westchnął zatrzymując się momentalnie na jakimś poboczu. Zerknęłam za szybę nie rozpoznając lokalizacji. Znajdowaliśmy się w jakiejś uliczce, gdzie było dwa domy na krzyż. Wyciągnął telefon ze schowka i przyłożył go do ucha. - Cruz? Nie. Nie dziś. Aurora jest ze mną. Wytłumaczę ci jutro. Do zobaczenia, mała będzie ze mną. 

Mała? Z nim? 

Co tu się działo? Chyba byłam w jakimś dziwnym śnie, którego za żadne skarby nie mogłam zrozumieć. Kurczę! Aurora obudź się! Zamykałam i otwierałam oczy, żeby się wybudzić, jednak to okazało się być prawdą. 

- Gdzie mnie zabierasz? 

- Rubinku, jedziemy do mnie. Chcę ci szczegółowo przedstawić mój plan, i dać jasno do zrozumienia, że ta oferta to prawdziwa żyła złota. 

O. Mój. Boże. 

RUBIN |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz