Rozdział 5

24.6K 703 75
                                    

STELLA

Rodzinna kolacja. Brzmi świetnie, racja? No właśnie nie do końca, bo to, co się tu dzieje to jakaś farsa. Wszystko w tym domu jest wystrojone na pokaz.  Jadalnia mają takiej wielkości, że można by tu usadzić całą armię yeti. I wszystko lśni. Zastawa, świeczniki, kryształowe żyrandole. Nawet na bordowo-szarych ścianach migoczą jakieś błyskotki. 

Oczywiście wisi tu też obraz jakiegoś malarza z dwudziestego wieku. I gdybym miała opowiedzieć, co przedstawia,  uznałabym, że to wiewiórka po licznych nieudanych mutacjach genetycznych, które miały zmienić ją być może w... NIEwieiórkę. Pod spodem wisi tabliczka z napisem: Z abstrakcyjnej kolekcji H. Coś tam, coś tam. 

Arcydzieło pełną parą. 

– Dzieciaki, wasze pizze. – Charles wchodzi do jadalni z górą pudełek w rękach. Stawia je na stole, a Mia od razu atakują kwadratowe kartony niczym wygłodniałe hieny.

– Wreszcie – burczy.

Mieszam łyżeczką w parującej herbacie i czekam, aż moja siostrzyczka zabierze hawajską na swój talerz. Blondynka zagląda do każdego pudełka, a kiedy trafia na moją pizzę, robi taką minę, jakby znienacka dopadły ją mdłości.

– Fuj, co to jest?

– Ta jest moja. – Sięgam po pudełko i przesuwam je w swoją stronę.

Wciąż jestem zaskoczona, że pod tym dachem jada się coś takiego jak pizza. Myślałam, że oni raczej mają ustalone menu na każdy dzień tygodnia, a wszystkie dania, jakie się w nim znajdują to dokładnie te same, które serwuje się w najdroższych restauracjach. Owoce morza, kawior, sosy na bazie cholernych brylantów czy coś równie absurdalnego.

Ale skoro mowa o absurdach. Jeden roztacza się przede mną, To ten stół zastawiony porcelanową zastawą, ozdobiony serwetkami uformowanymi w takie kształty, że chyba musiałabym brać specjalne lekcję, żeby zlepić takiego stwora z papieru. Są też świece, idealnie gładki biały obrus i mnóstwo kwiatów.

Po kiego grzyba nakrywać tak stół, kiedy zamawia się pizzę za kilkanaście dolców?

– Twoja? Zapomnieli dorzucić ci mięsa – stwierdza Mia.

Wgryzam się w pierwszy trójkącik.

– Lubię pizzę z warzywami. – Wzruszam ramionami. 

Mia ukośnik blondwłosa hiena łapie dzbanek z jakimś sosem i wylewa go na swój hawajski przysmak.

– Jesteś wegetarianką? – pyta.

– Nie, po prostu nie lubię mięsa na pizzy.

– Dziwaczka.

– Hej, może odrobinę grzecznej? – napomina ją Charles, zasiadając na krześle obok mojej matki.

Oni jedzą pizze za pomocą sztućców! Serio. I jeszcze karmią się nawzajem.

Już wolę sprzeczać się z księżniczkowatą blondi niż patrzeć jak moja matka migdali się z mężem.

Mia zdejmuje plasterek ananasa z ciasta, zamacza go w tej zielonkawej mazi, a następnie wrzuca do ust.

– Co takiego powiedziałam? Wszyscy jemy tu pizzę z jakimś rodzajem mięsa, ty też, a ona nawet nie jest wegetarianką, po prostu wydziwia – prycha.

Jest taka milutka, że jej najbliższymi przyjaciółkami jest chyba stado piranii.

Wdziewam na usta uśmiech i zanurzam kawałek swojej warzywnej pizzy w jej sosie.

– A ty? Nie masz takich smaków, których łączenie po prostu nie trafia w twój gust, choć inni się tym zachwycają? – odbijam.

Moja matka dzwoni widelcem o swój kieliszek z winem.

– Dziewczyny, wystarczy.

Wzdycham tylko, przez to towarzystwo tracę apetyt. Mogłam się wykręcić i zjeść w swoim pokoju. 

– Wróciłem, co jest do żarcia? – W korytarzu rozbrzmiewa głos Jamesa. – Cześć siostrzyczko numer jeden. – Brunet podchodzi do Mii i czochra ją po włosach. – Cześć siostrzyczko numer dwa. – Obchodzi stół i powtarza ten gest, burząc także moje uczesanie.

Wyklinając go pod nosem, właśnie poprawiam kucyk, kiedy do pomieszczenia wchodzi ktoś jeszcze.

– Dobry wieczór – wita się zachrypnięty, męski głos. – Siostrzyczko numer dwa? – dopytuje i...

Natychmiast podrywam głowę, a spinka prawie wypada mi z palców.

To niemożliwe. Mam zwidy.

– A ty co tu robisz? – piszczę.

To ten kutas! TEN, który uszkodził mi jeepa! Stoi na środku jadalni w typowej dla siebie aroganckiej pozie. Ubrany w wytarte dżinsy i skórzaną, czarną kurtkę, spod której wystaje biały T-shirt i skrawki tatuaży. 

Wygląda, kurna, jak przestępca! I  na pewno jest tylko makabrycznym urojeniem mojego umysłu.

Błagam, bądź!

Inaczej znokautuję go chociażby tą serwetką w kształcie pawia. A prawdziwego, którego Millerowie trzymają w ogrodzie, wytresuje tak, żeby na specjalną komendę dziobał mojego prześladowcę w dupę.

Podoba mi się ta wizja. 

– To właśnie ta córka nowej żony mojego ojca – odzywa się James, ładując się na siedzenie obok Mii. – Wspominałem ci.

Wspomniał? To już ja podejrzewam, jak mnie opisał...

– A tak, pamiętam. – Dupek od niszczenia aut podchodzi bliżej mnie. – Miło mi cię poznać, Bella, prawda? – Wyciąga dłoń na powitanie.

Z jakiegoś powodu, kiedy ten facet przekręca moje imię, odpalam się jak fajerwerk i zamiast odwzajemnić uścisk, odpycham jego łapy z dala o siebie.

– Stella, dupku – syczę.

Moja matka aż się zapowietrza na moje słowa. 

– Natychmiast przeproś – nakazuje, ale ją ignoruję.

Za nic w świecie nie przeproszę tego zarozumiałego buca. Mam za to dla niego inny prezent. Rachunek za naprawę samochodu. Może zrobić zrzutkę z tymi jego dziewczynami.

Brunet nachyla się nad moim krzesłem.

– To już drugie przeprosiny, które jesteś mi winna – szepcze. – Bachorze.

Zaciskam pięści na sztućcach, zastanawiając się, jaka kara grozi za wydłubanie komuś oka widelcem.

– To Gabriel przyjaciel Mii i Jamesa, a także nasz sąsiad – przedstawia go mój ojczym.

Nasz, eee... kto? 

KTO?

*****

Rozkręcamy się. Uważanie, teraz dopiero się zacznie 😁

Oj, co ja tam nawymyślałam... 😅

THE HELL BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz