Rozdział 42

22K 722 55
                                    

STELLA

– Powiedziała ci, kto mógł jej to podać?

Bruno. Jest z nim Bruno.

Moje palce intuicyjnie zaciskają się na barierce. Paznokcie drapią drewno, zostawiając niewielkie rysy.

– Nie ma pojęcia – zaprzecza Gabriel. Chwilę późnej rozbrzmiewa głośny huk. – Kurwa mać. Jak dorwę tego skurwiela, to go zatłukę.

Zauważam, że coś toczy się po podłodze. Okrągły posążek. To chyba on tak trzasnął. Gabriel musiał go strącić. 

Bruno zatrzymuje figurkę pod butem. Opiera się o ścianę plecami do mnie w pełnej nonszalancji pozie. 

– Lubisz tę małą?

– Lubię wiele dziewczyn.

No tak. Oczywiście, że tak. Nie, żeby miało to dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Nie ma. Nie zależy mi na tym, żeby mnie lubił. Wcale. Ja też go nie lubię.

A to przygnębienie, które nagle mnie ogarnia...To muszą być skutki uboczne wczorajszych wydarzeń. Nic więcej. 

– Wydaje mi się, że tę lubisz nieco bardziej. – Śmieje się Bruno. 

– O co ci chodzi? 

– O nic. Lubisz ją, to ją bierz. – Klepie brata w ramię. – Choć sprawia wrażenie nudnej i nieźle pokręconej. Wątpię, żeby czegoś takiego było ci teraz trzeba. Zauważyłem, że od dłuższego czasu nie odpisujesz na listy od Lucy. Nawet ich nie otwierasz.

Gabriel zapatruje się w podłogę.

– Muszę się od tego odciąć – szepcze. 

Zdezorientowana przygryzam opuszkę kciuka.

Listy? Jakie listy? I kim jest Lucy?

– Już nieraz próbowałeś, ale zawsze wracałeś do punktu wyjścia - ciągnie Bruno. Przykuca i podnosi posążek.

– Tym razem będzie inaczej. To koniec. – Gabriel zaciska pięści tak mocno, że na jego bicepsach uwypuklają się żyły. 

Co to wszystko znaczy? Koniec... czego?

Jego starszy brat prycha, nie szczędząc kpiny.

– Skoro tak mówisz – odpowiada.

Nieprzyjemne uczucie rozprzestrzenia się w moim wnętrzu.

Nie podoba mi się nic z tego, co usłyszałam, ale sama jestem sobie winna. Nie trzeba było sterczeć i podsłuchiwać, tylko się zmyć, kiedy miałam okazję, bo...

– Zajrzę do Stelli.

Och, kurczę! 

Kiedy Gabriel zaczyna podnosić się z kanapy, szybko zbiegam z reszty schodów.

– Gabriel. Cześć. – Macham mu niby to na powitanie.

Brawo, kretynko do potęgi. 

Gabriel mruży oczy. Przypatruje mi się intensywnie i przez moment wydaje mi się, że przyłapał mnie na gorącym uczynku, ale potem uśmiecha się. 

– Obudziłaś się. Jak się masz? – zagaja.

Wzruszam ramionami.

– Lepiej. – Zaczesuje dłonią włosy. Założę się, że są teraz gigantycznym kołtunem. Jeszcze jeden powód, żeby dać drapaka. – Pójdę już. Dzięki za wszystko.

Bruno zastępuje mi drogę. 

– Zostań, może zjesz z nami śniadanie? – proponuje. Na jego ustach  też rozciąga się uśmiech. Tyle że ten akurat przyprawia mnie o skurcz żołądka.

Kiedy na siebie patrzymy, doznaję dziwnego wrażenia, że on doskonale wiedział, że sterczę tam na tych schodach. Że chciał, żebym to wszystko usłyszała.

– Bruno ma rację. Mamy pyszne naleśniki. Spróbuj. – Gabriel zagarnia jeden z talerzy ze stołu i podchodzi bliżej. Podsuwa mi pod usta widelec z kęsem słodyczy. 

Zjadam go posłusznie i zmuszam do odwzajemnienia ich uśmiechów.

– Naprawdę dobre, ale muszę lecieć. – Ponownie próbuję się wycofać.

– Słyszałem, że jakiś pojeb nafaszerował cię wczoraj jakimś gównem. Przykro mi. – Rozlegają się ponownie słowa Bruna. 

Zatrzymuję się, a wściekłość uderza we mnie z niemal szaleńczą mocą.

Jak on śmie?

– Masz rację. Pojeb to właściwe słowo – warczę.

Jakaś część mnie nie przestaje podejrzewać, że ten wczorajszy narkotyk w napoju to może być jego sprawka. Nikt inny nie miał powodów, żeby to robić. A Bruno ma ich więcej niż jeden. Po tej akcji na imprezie nienawidzi mnie jeszcze bardziej i doskonale wie, czego się boję.

Bo to on zaszczepił we mnie te lęki trzy lata temu.

Może nawet jego pokrzywiony umysł uznał, że będzie zabawnie, jeśli odtworzy tamte wspomnienia? Nie widziałam go w barze, ale nie zwracałam uwagi na otoczenie, mógł być gdzieś w pobliżu. Mógł mi to podrzucić albo znać barmana.

– Niestety wielu ich wśród nas. – Wzdycha ze smutkiem, sprawiając, że prawie parskam śmiechem.

Sukinsyn. Pieprzone, chore ścierwo.

Robię krok w jego stronę i zaglądam mu w oczy. 

– A niektórzy są bliżej niż myślisz – mówię. Następnie okręcam się i maszeruję do drzwi.

– Czekaj. – Dłoń Gabriele przykrywa moją akurat wtedy, gdy łapię za klamkę. – Nie sądzisz, że powinnyśmy o tym porozmawiać?

– A o czym tu rozmawiać?

Jego twarz pochyla się ku mojej. 

– Kiedy do mnie zadzwoniłaś, powiedziałaś... – Ścisza głos. – To nie może się dziać. Nie znowu.

Cholera. Cudownie.

Szarpię za klamkę, ale gdy tylko uchylam drzwi, Gabriel zatrzaskuje je z powrotem.

– Przepuść mnie – syczę.

– Czy to już ci się przytrafiło? Powiedz mi. – Unosi palce z zamiarem dotknięcia mojego policzka, ale odskakuję.

Gabriel robi zaskoczoną minę. A potem... wydaje się niemal zraniony. 

Przykro mi. Nie mogę ufać komuś, kto jak sam przyznał... Nawet mnie nie lubi. 

I kto kocha potwora, który mnie skrzywdził. W takich okolicznościach... nie ma szans, żeby Gabriel stanął kiedyś po mojej stronie.

– Doceniam to, co dla mnie zrobiłeś, ale... – Jeszcze raz otwieram drzwi. – Nie masz prawa, by o to pytać. – I wychodzę.

Tym razem nikt mnie nie zatrzymuje.

Nowe postanowienie na dziś: MUSZĘ ZACZĄĆ UNIKAĆ GABIERLA HOLLOWAY'A.  

THE HELL BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz