Rozdział 47

22.5K 709 167
                                    


GABRIEL 

– Wspólniczką? Raczej zakładniczką – trajkocze Stella. – Sam powiedziałeś, że to porwanie.

Jasne, odgrywa teraz damę w opałach, a przecież powinna być zachwycona. W jej monotonnym życiu w końcu wydarzy się jakaś przygoda.

– Niech będzie. Taki układ wydaje mi się nawet bardziej podniecający. – Zagarniam splątany kosmyk włosów z jej czoła i zakładam go za ucho. – Kręci cię to?

Bachor prycha niczym rozsierdzony kociak.

– To nie działa. – Odpycha moją dłoń. – Może twój harem nie ma nic przeciwko temu, żebyś w przypływie złego humoru deptał je i upokarzał. Może wybaczają ci wszystko za jeden uroczy uśmieszek, ale to nie ja.

Cholera.

Tak, wiem, że ma rację. Byłem kutasem stulecia i powiedziałem mnóstwo bzdur, ale ja... Niech to szlag, jestem beznadziejny w przepraszaniu. Tak właściwie to chyba jeszcze nigdy nie musiałem prosić żadnej dziewczyny o wybaczenie. Albo raczej nie zależało mi na tym, żeby je uzyskać, więc...

– Posłuchaj... – zaczynam. 

Stella odkręca się do mnie plecami i zapatruje na wzburzone morskie fale.

Znów wyciągam ku niej rękę, ale ona natychmiast się spina, ciskając we mnie gromy tymi swoimi niebieskimi oczami.

– Nie dotykaj mnie – zabrania. – Słyszę cię wystarczająco dobrze, nie musisz się zbliżać.

A to pech, że fatalnie znoszę zakazy i już sekundę później przystaję tuż za nią. 

– Lubię się do ciebie zbliżać – szepczę. – Właściwie to nie mogę się przed tym powstrzymać.

– Nie masz wyboru.

– Jesteś bardzo pyskata jak na zakładniczkę. – Bębnię palcami o barierkę milimetry od jej dłoni. – Może powinienem cię związać, żebyś była bardziej uległa? – proponuję zmysłowym tonem prosto w jej ucho. 

Bachor sztywnieje jeszcze mocniej. Czuję na swoim ciele, gdy się wzdryga. 

– Nie.

To coś znów przemyka w jej głosie. Coś jak lęk, tyle że w o wiele gorszej postaci.  To czysta niezmącona groza.

Supeł znów zaciska mi się w piersi. 

– Wiesz, że tylko się z tobą droczę – ciągnę łagodnie. – Nie zabrałem cię tutaj, żeby cię skrzywdzić.

Stella kiwa potakująco.

– W porządku. – Uśmiecha się, ale zdradza ją drżenie warg. – Żadnego wiązania.

Żadnego wiązania. Żadnego wiązania. Żadnego wiązania.

Te słowa kołaczą mi się w głowie. Wiem, że są kolejną wskazówką do jej tajemnic.

To nie może się dziać. Nie, znowu. A teraz jeszcze. Żadnego wiązania. 

Ja pierdolę. Oby to nie było to, co podpowiada mi instynkt. Wszystko tylko nie to. 

– Znowu to robisz. – Wzdycham. 

– Co?

– Boisz się.

Ale przecież nie mnie, prawda?

Sama myśl, że mogłaby się mnie obawiać...

– Chyba nie jesteś zaskoczony. – Stella skupia na mnie wzrok. – W końcu jak to ująłeś, jestem jak mała dziewczynka, która boi się wszystkiego, nawet własnego cienia.

Cholera razy dwa.

– Przeprosiłem cię za to. Wcale tak nie myślę. – Ujmuję ją za policzki.

– Nie musisz przepraszać. Nic dziwnego, że masz mnie za wariatkę. – Opiera czoło na moim ramieniu. – Nie mylisz się, jestem nią – dodaje zrezygnowana.

– Nie przeszkadza mi to – mruczę w jej włosy. – Podobasz mi się taka jaka jesteś.

I to prawda. Chociaż ten bachor wcale nie powinien mi się podobać. Nie pasuje do mnie i do stylu życia, który prowadzę. Jest tak odległa od wszystkiego, czego szukam w dziewczynach, że nie powinienem nawet na nią spojrzeć, a tymczasem... Odkryłem, że lubię z nią być. 

Bardzo. 

I że może nawet trochę tego potrzebuję. 

To uczucie jest mi zupełnie obce i nie wiem, jak mam sobie z nim poradzić. A jak widać po aktualnej sytuacji... Idzie mi raczej kiepsko, żeby nie powiedzieć chujowo.

W którymś momencie Stella opamiętuje się. Łapie dłoń, którą wciąż gładzę skórę na jej szczęce i odtrąca ją. 

– A ty mnie nie. Nie podoba mi się ten facet z plaży. Ani ten ze śniadania – mówi. – Nie podoba mi się, kiedy drwisz sobie ze mnie przy innych, jakbym była tylko świetnym żartem.

Ale to wcale nie było tak... Tyle że było. Jak mogłem to aż tak spieprzyć?

– A co z wczorajszą nocą? – nie odpuszczam. – A wtedy, kiedy pływaliśmy w basenie? Albo kiedy paradowałem w zaszczytnym kostiumie czekoladowego ciasteczka? – Uśmiecham się, ale nie zdziwiłbym się, gdybym miał teraz minę zrozpaczonego trzylatka.

– Tamte chwile nic nie znaczą, jeśli po nich potrafisz wykorzystać moje słabości, żeby mnie poniżyć.

No tak. 

Ogarnia mnie bezradność.  Stella jest zraniona i wkurzona, a ja sterczę tu jak jakiś pojeb i zupełnie nie mam pojęcia, co robić, żeby to naprawić.

Nic dziwnego. Wspominałem już, że czego bym się nie tknął, prędzej czy później obracam w pył? No to relację ze Stellą można śmiało dopisać już do listy spierdolonych przeze mnie rzeczy. 

Ale nie mogę tego tak zostawić. Świadomość, że ją zraniłem pali mnie jak kwas. Pragnę tylko ją przytulić i okłamać, że zasługuję na kolejną szansę.

– Stella. – Zaciskam pięści, by jej ponownie nie dotknąć. – Przepraszam. Więcej tego nie zrobię. Przysięgam. – Brzmię trochę jak desperat, ale mam to w dupie.

I ten bachor też.

Wymija mnie i rozgląda się dookoła.

– Odpłynęliśmy za daleko. – Macha ręką w stronę ledwo widocznego lądu. – Powinniśmy wracać, zapowiada się na burzę.

Dlaczego ona mnie nie słucha?

Bez zastanowienia chwytam ją w talii i przyciągam w objęcia.

– Zrobiłem to, bo byłem wkurwiony, że mnie odpychasz. To mnie... – Waham się przez sekundę. – Zraniło? – dodaję niepewnie.

Stella pociera brew wyraźnie skonsternowana.

– Co? Nie rozumiem.

Przełykam ślinę, a potem... 

*****

Właśnie. A potem co? Padną jakieś wielkie słowa czy nie? 😁

Kolorowych snów. Albo kolorowego dnia. W zależności od tego, o której godzinie to czytacie 🤣 💕

Daria

THE HELL BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz