Rozdział 50

24K 753 72
                                    

STELLA

Przy tym facecie nabawię się napadów przewlekłej wściekłości. Znów mam ochotę mu przyłożyć.

Towarzyszący nam mężczyzna spogląda na zegarek na nadgarstku.

– Zbieram się. Potrzebujecie podwózki?

– Damy sobie radę. Jeszcze raz dzięki za uratowanie mi dupy. – Gabriel wymienia z nim uścisk dłoni, a następnie ten drugi wsiada do samochodu w kolorze wiśni wartego chyba z milion dolców i odjeżdża. 

Sekundę później coś szarpie mnie za rękaw sukienki. To ręka tego dupka.

– Dokąd idziemy? – pytam.

– Może zjemy razem późną kolację na mieście? – proponuje.

Rozglądam się wokół na rząd oświetlonych lampami budynków i spacerujące wszędzie tłumy.

– Teraz? – Wyrywam mu się. – Muszę natychmiast wrócić do domu.

Inaczej zaraz zmienię się w kostkę lodu.

Gabriel chyba wreszcie zauważa, jak się trzęsę, bo robi coś, czego absolutnie bym się po nim nie spodziewała. Łapie moje dłonie w swoje, potem unosi je do ust i dmucha gorącym oddechem, żeby je rozgrzać.

Efekt jest błyskawiczny i piorunujący. Jak gdyby jakiś płomyk zalągł się pod moją skórą dzięki jego dotykowi.

– Masz osiemnaście lat, a nie pięć – zaczyna. – Nie możesz raz zwolnić tych swoich hamulców?

I po efekcie...

– Zgodzę się na babeczkę na wynos – kapituluję.

– Dobra. – Znowu pociąga mnie do przodu. – Jaki smak?

– Czekoladowy.

Kilka minut później stoimy już w chyba jedynej czynnej  o tej porze cukierni, a Gabriel składa zamówienie.

– Dwa razy babeczka czekoladowa. – Gdy dziewczyna za ladą podaje mu wypieki, płaci za nie i wpycha jedną w moją garść. – Mmm, pycha – jęczy z zachwytem. – Porozmawiajmy o naszej randce. Kiedy się na nią wybierzemy? Tylko nie próbuj się wykręcać ani utrudniać, bo znowu cię uprowadzę.

Może jednak coś w moje głowie uległo uszkodzeniu, bo mimo że ten dupek jawnie mnie szantażuje, czuję, jak kącik moich ust wędruje w górę. Serce podskakuje mi w piersi na słowa: nasza randka.

– Sobota? – rzucam.

– Idealnie. – On też się uśmiecha. – Ósma?

– Doskonale.

I BUM! Mam randkę z Gabrielem Holloway'em. Z chłopakiem, którego jeszcze pół godziny temu byłam gotowa wysadzić w powietrze.

Intuicja podpowiada mi, że randki to dla niego ogromny wyczyn. W końcu jest zagorzałym zwolennikiem kopulowania bez zobowiązań i tak dalej.

– Co to za mina? – zagaja, pochłaniając kolejny kęs babeczki. – Powinnaś być raczej podekscytowana naszą randką. Obiecuję, że będzie romantyczna.

Romantyczna? Wątpię, żebyśmy mieli tę samą definicję romantycznej randki, ale i tak mam chmarę motyli w brzuchu, kiedy to mówi.

– O co chodzi z tymi wyścigami? – zmieniam temat.

Od rana co jakiś czas wracam myślami do rozmowy, której byłam świadkiem dziś przy śniadaniu.

Gabriel się ściga. Albo raczej ścigał i z jakiegoś powodu zrezygnował. 

– Nic specjalnego. – Przyciąga mnie do siebie, gdy prawie tratuje mnie jakiś dzieciak na deskorolce. – Na obrzeżach miasta raz w miesiącu organizowane są małe wyścigi. Dla rozrywki.

– Nielegalne rzeczy to marny sposób na rozrywkę.

Gabriel chwyta w palce czekoladowy groszek z mojej babeczki i muska nim moje wargi, dopóki ich nie rozchylę.

– Mówisz jak osiemdziesięcioletnia staruszka. – Wsuwa opuszkę z czekoladową posypką do moich ust, a moment później zabiera ją i sam oblizuję kciuka z resztek słodyczy.

UWAGA! Mam chwilowe zwarcie w mózgu na ten widok. Nie przeszkadza mi nawet, że znowu mnie obraził, ponieważ mogę tylko gapić się na niego i dyszeć jak uszkodzona lokomotywa.

To było takie...

– Więc mam rozumieć, że wszyscy się tam lubicie, a rywalizacja jest czysto przyjacielska i nikogo nie wpakuje w kłopoty? – ciągnę, jak gdybym właśnie nie zaliczyła miniaturowego orgazmu.

– Mniej więcej.

Akurat.

– Bzdura. Nie muszę bywać w takich miejscach, żeby wiedzieć, że jeśli coś jest nielegalne, to jest także niebezpieczne. – Tym razem to ja łapię go za rękę, by się zatrzymał. – Nikt się przyjacielsko nie cieszy z przegranej.

– Ja już nie jeżdżę.

To mnie wcale nie uspokaja.

– I nie wybierasz się na nie?

Gabriel zgniata papierek po babeczce i wpycha go do kieszeni, a potem wpycha tam również swoje dłonie. Widzę, że powoli zaczyna irytować go ta rozmowa i nie ma ochoty wciągać mnie w tamten świat.

– Tego nie powiedziałem – stwierdza w końcu.

– Wiec zabierz mnie ze sobą – proszę. 

Tak, wiem, niezbyt to rozważne, ale inaczej nie zdobędę poszlak, które pomogą mi rozwikłać jego sekrety. 

Niestety po mojej propozycji towarzyszenia mu tam... gdziekolwiek to jest, Gabriel spogląda na mnie tak,  jak gdyby po naszej wycieczcie w morze odkrył  nagle w moich włosach obślizgłą ośmiornicę.

– Nie ma mowy – charczy i zaczyna iść przed siebie szybkim krokiem.

– Czemu? Skoro to nic wielkiego tylko jeden ze sposobów na rozrywkę, to nic mi tam nie grozi.

Dupek zatrzymuje się równie gwałtownie, jak zaczął maszerować, przez co zderzam się z jego plecami. Zanim zdążę się cofnąć oplata palcami oba moje nadgarstki i unieruchamia.

– To nie jest miejsce dla ciebie. Nie pójdziesz tam, rozumiesz?

Nie odpowiadam. Po pierwsze dlatego, że nie jestem jego niewolnicą i nie muszę wykonywać jego rozkazów.  Po drugie dlatego, że jeszcze nie postanowiłam, co zrobię, a w kłamaniu jestem do kitu.

A po trzecie i najważniejsze, ja doskonale zdaję sobie sprawę, że to nie jest miejsce dla mnie. Jednak ani trochę nie podoba mi się myśl, że zarazem to miejsce dla niego.

Bo są rzeczy, których zaakceptować nie zamierzam, nawet jeśli jego dotyk zmienia mi wnętrzności w radosną papkę.

I jest to igranie z niebezpieczeństwem  oraz babranie się w zabawach z pogranicza prawa... 

*******

I mamy to! 50 rozdziałów za nami. Mogę oficjalnie powiedzieć, że mamy za sobą mniej więcej połowę książki! 😁

Jak się Wam do tej pory czyta historię Stelli i Gabriela? 💖

THE HELL BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz