Rozdział 55

20.6K 707 30
                                    

STELLA

– Zaczekaj. – Słyszę wzburzony głos Gabriela za moimi plecami. – Zatrzymaj się. Mówię do ciebie.

Ignoruję go i dalej maszeruję przez podwórko w kierunku domu. Jestem teraz wulkanem emocji, który w każdej chwili może eksplodować. Zwłaszcza jeśli ten dupek nie odczepi się ode mnie. 

– Pieprz się – odpowiadam, nie poświęcając mu nawet zdawkowego spojrzenia. 

 Prawie docieram do schodów, gdy w przestrzeni rozbrzmiewa jego śmiech. Chropowaty, szyderczy.

– I już? To wszystko, na co cię stać? – woła. – Gdzie się podziało to twoje waleczne oblicze?

Przystaję ze stopą na pierwszym stopniu, a później powoli okręcam się w kierunku tego palanta.

 Stoi sobie kilka metrów dalej, niemal stapiając się z mrokiem nocy. Przypomina teraz lwa. Przyczajonego. Szykującego się na polowanie.

Tylko że ja nie mam zamiaru zostać jego zdobyczą.

– Chcesz je zobaczyć? – odparowuję.

Gabriel kiwa głową i rozkłada zapraszająco ramiona.

– Dawaj.

Żaden problem, popaprańcu.

– Proszę bardzo – W kilku krokach pokonuję dzielącą nas odległość, a później popycham go w tył. Mój ruch jest dla niego na tyle niespodziewany, że rzeczywiście się cofa, Niestety dotąd pozostawał nieświadomy, że sterczy tuż przy krawędzi naszego basenu. 

No i PLUM! Wpada do niego, a w następnej sekundzie jego łeb wynurza się na powierzchnię. Wypluwa wodę, trzepie włosami, gapi się na mnie zaskoczony... I zaczyna się śmiać.

Śmieje się i śmieje tak mocno, że cały aż dygocze.

– Ale jesteś pokręcona. – Wyłazi zwinnie z basenu i zdejmuje z siebie przemoczony podkoszulek. Rzuca go gdzieś na trawnik.

– Ja? To przecież  ty... – zaczynam, ale szybko dopada mnie rezygnacja. – Z resztą nieważne. Zapomnij. – Ponownie wskakuję na schody prowadzące do domu. 

Dłoń Gabriela zamyka się znienacka wokół mojego nadgarstka, sprawiając, że tracę równowagę i lecę. Prosto w jego ramiona.

– Więc znowu uciekasz? – Przywiera do mnie od tyłu. – Lubisz to, co? – Jego palce przemykają wzdłuż moich palców. Gładzi je opuszkami, jakby zostawiał na mojej skórze czułą pieszczotę.

A ja doznaję kolejnego napadu złości. Bo nie potrafię pozostać obojętną na jego bliskość. 

Zmuszam się, by wyrwać rękę, zanim zacznę mu ulegać. 

– Kończę z tobą – syczę.

– Kończysz? – Okrąża mnie i spogląda mi w oczy. – A co ty właściwie możesz między nami skończyć?

Kpiące wyzwanie bije z jego słów łamie coś w moim wnętrzu. Nawet jeśli niczego innego się nie spodziewałam po tym jak potraktował mnie na wyścigach.

I dociera do mnie, że Gabriel zawsze będzie to robił. Że on tak naprawdę niczego z siebie nie ofiaruje. Tylko udaje, podpuszcza i zwodzi, żeby osiągnąć swój cel. 

Może bawienie się uczuciami innych to jego sposób na rozrywkę, kto wie?

– Bycie kutasem dopracowałeś do perfekcji – szepczę. 

– I co z tego? Tak zaciekle zgrywasz się, że cię to niby nie kręci. – Zanim zdążę zaczerpnąć kolejny wdech, owija ramię wokół mojej talii. – Że potrafisz się temu oprzeć, a tymczasem... 

– Odsuń się! –  Napieram dłońmi na jego klatkę piersiową. Zaczynam się szarpać, ale na próżno. Szybciej przesunęłabym buldożer.

A ten dupek nie zważając na moje protesty, podrywa mnie z trawnika. Sekundę później moje plecy przywierają już do ściany budynku, a on więzi mnie w swoich objęciach.

– A tymczasem tylko czekasz na mój dotyk. Na mój pocałunek – ciągnie. Przyciska usta do mojego ucha i przesuwa je coraz niżej, zostawiając pocałunek po wypowiedzianym każdym słowie. Na moim policzku, w kąciku ust, na podbródku. – Na to aż doprowadzę cię do szaleństwa – mruczy w moją szyję i przemyka językiem w miejscu, gdzie bije mój puls.

Pragnę go zabić... 



THE HELL BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz