Rozdział 97

14.8K 601 48
                                    


STELLA

 – Chce mi się rzygać od tych zakrętów. – Przyciskam pięść do ust.

Wcale nie kłamię. Mój żołądek nie przepada za kręceniem bączków. Zaraz wypluję wnętrzności.

– Zamknij oczy.

Co?

I wtedy to zauważam! Wielką dziurę! Cholerną przepaść przed nami.

O Jezu! Poprawka, najpierw wypluję wnętrzności, a potem umrę.

Zginę na wielki wieków amen!

– Zabijesz nas, świrze! – piszczę na całe gardło.

Gabriel odchyla głowę do tyłu i wydaje z siebie taki dźwięk jak wilk wyjący do księżyca. Nawet nie patrzy na ulicę, kiedy jaguar wzbija się w powietrze, a później ląduje, ledwie unikając wycieczki w odmęty tej wielgachnej wyrwy.

Co ja tutaj w ogóle robię?

– Wiesz, że podwyższony poziom adrenaliny we krwi, zwiększa ochotę na seks? – Śmieje się ten wariat. 

– Nie u mnie, ja chcę tylko przeżyć. – Wpycham rozdygotane ręce pod pachy.

Wóz mknie do przodu, wymijając kolejno cały rząd pędzących ulicą samochodów. Przemyka między nimi płynnym slalomem i robi to z taką łatwością, że aż trudno jest mi w to uwierzyć.

– Ostatnie okrążenie .Oddychaj. Wdech. Wydech. – Gabriel dyszy, udając laskę na lekcji w szkole rodzenia.

– Wal się. – Pokazuję mu język. – To nie jest śmieszne.

Mój chłopak trąca mnie w odwecie w kolano.

Wiem, że robi to, żebym się odprężyła i przestała być takim cykorem. Siedząc obok niego, widzę, że on naprawdę to lubi. Szaleństwo, ale podoba mi się, jaki jest podekscytowany i beztroski, kiedy pokonuje kolejne zakręty na drodze. W końcu jednak jego głowa odwraca się w bok. Za oknem tuż obok nas sunie pomarańczowe auto. Oba jaguary pędzą niemal równo, ale teraz to Gabriel prowadzi. 

A później jego spojrzenie spotykają spojrzenie oczu rywala przez szybę.

– Teraz – szepcze Gabriel. Miażdżąc kierownicę w rękach, pozwala samochodowi zwolnić, by Eric mógł wyprzedzić go na ostatnich kilku metrach trasy.

Przegrywa.

– Przykro mi – mówię.

– To nic. –  W końcu zatrzymuje się i gasi wóz. – Ustawiona wygrana to żadna wygrana, ale niech się nią cieszy, dopóki może. – Głos ma napięty od tłumionego wzburzenia, a gdy wyciąga kluczyk ze stacyjki, ręka drży mu odrobinę za bardzo.

Przygryzam wargę w niezdecydowaniu. Część mnie ma ochotę przeskoczyć przez fotele i wpełznąć mu na kolana, by go pocieszyć, ale nie dostaję na to szansy, bo już Gabriel pociąga za klamkę i wysiada.

– Co to było? Jak mogłeś dać się tak wyprzedzić? – Przy jego boku natychmiast wyrasta James  wraz z kolegami. – Ochujałeś?

Decyduję się dołączyć do nich, zanim inni znajomi zdążą go osaczyć i jeszcze bardziej zdenerwować, jednak Gabriel pozostaje  zadziwiająco spokojny. Jego twarz wciąż jest wyzuta z jakichkolwiek emocji. 

Dopóki nie pojawia się Eric.

– Najwyraźniej nasz mistrz stracił formę, co? – Dupek klepie go pobłażliwie po plecach. – Nie przejmuj się, stary. Było świetnie. – Wyciąga rękę do mojego chłopaka, jak gdyby oczekiwał, że zbiją piątkę.

Bezwiednie wstrzymuję oddech.

Jednak Gabriel szokuje mnie po raz drugi i wymienia uściski z Evansem. 

– Dzięki – mruczy. 

– No i w końcu jesteś tam, gdzie twoje miejsce. Przegrany, skazany na porażkę, pokonany – dodaje niepodziewanie ten sukinsyn, a zgraja towarzyszących mu kumpli zanosi się śmiechem. – Więc, skarbie, czekam na swoją nagrodę. – Po chwili zwraca się do mnie.

Marszczę brew skonsternowana. 

– Jaką nagrodę? 

Eric zawadza palcem za suwak w kurtce Gabriela, którą wciąż mam na sobie i przyciąga mnie bliżej.

– Pocałunek – wyjaśnia.

– Co takiego? – Błyskawicznie cofam się poza zasięg jego dłoni, a Gabriel wpycha się pomiędzy nas.

– Pojebało cię? Nie taka była umowa. – Zaciska garście na klapach katany Erica, popychając go w tył.

Evans cmoka z rozbawieniem.

– Dokładnie taka, Holloway. – Kopie czubkiem buta w but Gabriela. – Nie pamiętasz? Na poprzednim wyścigu to ona była stawką, a ty zgodziłeś się na to.

– I wtedy cię pokonałem. Nie było o tym mowy tym razem.

– Zasada jest taka, że wygrany bierze, co chcę. Chcę jej pocałunku oraz żeby następnym razem pojechała ze mną, a jeśli nie... – Urywa i strzepuje z siebie uchwyt Gabriela. – To zapomnij o sekrecie idealnego tatusia.

– Pierdolę ciebie i ten sekret – odpowiada mój chłopak.

– Oj, ktoś tu chyba nie umie przegrywać. – Eric wspiera się o maskę pomarańczowego jaguara . – A może, gdybyś wiedział to, co ja, przestałbyś obwiniać się o jego śmierć. – Krzyżuje ramiona na piersi. 

Gabriel posyła mu takie spojrzenie, że niemal spodziewam się, że tamten dupek padnie zaraz trupem, a następnie splata nasze palce. 

– Wracamy. – Pociąga mnie za sobą, przepychając się przez oblegający nas tłum.

Ja jednak się zapieram. W mojej głowie wciąż odbijają się echem ostatnie słowa Erica.

A może, gdybyś wiedział to, co ja, przestałbyś obwiniać się o jego śmierć.

A co jeśli rzeczywiście tak jest? Jeśli to takie ważne i mogłoby uwolnić Gabriela od ciężaru wyrzutów sumienia? Wciąż pamiętam, jaki był zdruzgotany gdy mówił: Zabiłem mojego ojca. On w to wierzy, a ja... nie mogę na to pozwolić.

 – Zaczekaj...

******

UPSI  i co będzie dalej? 😈 Chrapiecie już czy jeszcze nie? 😁

THE HELL BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz