Rozdział 51

21.2K 680 39
                                    


GABRIEL

– Kto cię zmienia w drugiej i trzeciej rundzie? – pytam Jamesa siedzącego za kierownicą samochodu, w którym za moment wystartuje, by skopać tyłki paru dupkom.

Ten wóz wyścigowy ma tyle mocy, co pieprzony meteoryt, dlatego jest jednym z moich ulubionych. Jednak żeby zapanować nad tym potworem trzeba sporych umiejętności, więc nie każdy mu podoła. Mniej więcej godzinę temu usłyszałem powieści, jak to ostatnio jeden kretyn wypadł z zakrętu i zaliczył wywrotkę. Ma szczęście, że nie skończył ze skręconym karkiem.

– Leo i Shadow – odpowiada mój kumpel, podkręcając muzykę dudniącą w głośnikach.

Jeśli chodzi o Jamesa, powinien sobie raczej poradzić. Jeździliśmy razem od kilku lat i widziałem, na co go stać. Co do jego kompanów wyścigowych...

– Leo was spowolni. Ustawili go na zmiennej, żeby Shadow mógł nadrobić poślizg. – Trącam butem przednie koło auta. – Przed zapadliną gaz do dechy i nie wypadnij z toru.

James wyszczerza kły.

– Wiem. Dam radę. Trenowaliśmy to wiele razy.

Poklepuję dłonią maskę czarnego venoma gt, przyznając mu rację i rozglądam się dookoła. Mój wzrok uważnie skanuje trasę toru, wyszukując zasadzek, możliwych potknięć, przeszkód. Później zapatruję się na wiwatujący tłum. Przyszła chyba z połowa miasta. A co najmniej połowa tej połowy jest narąbana.

Ludzie tłoczą się wszędzie, w wyznaczonych dla widowni obszarach nie ma już ani centymetra wolnego miejsca. Zapowiada się interesujący wieczór.

– Spójrz, kto jednak się zjawił. – Dobiega mnie śmiech Jamesa.

Obracam się, żeby znaleźć obiekt jego rozbawienia i przez sekundę jestem przekonany, że mam pieprzone halucynacje.

Ale nie! Ona naprawdę tam stoi. Zatopiona w mroku nocy w cholernie obcisłych dżinsach i butach przywodzących na myśl tak zbereźne obrazy, że w sekundę można nabawić się dokuczliwej erekcji. Obrazy tych nóg w tych butach, ale już bez tych dżinsów owinięte wokół mojego pasa.

A gdy zauważam krążących wokół niej sukinsynów, wiem, że nie tylko mnie nawiedziła ta wizja.

– Kurwa mać – dyszę i nim zdążę się opanować, już rzucam się naprzód.

– Dokąd idziesz? – woła za mną James, ale to olewam.

Koncentruję się tylko na tym bachorze, którego nie powinno tutaj być.

Zanim zdoła mnie choćby dostrzec, łapię ją za rękę i odciągam od grupy chłoptasiów, z którymi ona i Nikki ucinały sobie właśnie pogawędkę.

– Co tutaj robisz? Miałaś nie przychodzić!

Stella wyszarpuje się z mojego uścisku i walecznie unosi podbródek.

– Nicole mnie zaprosiła. – Tupie nóżką w tych WYDYMAJ MNIE butach. – Poza tym nie wykonuję twoich rozkazów.

No proszę. Kto by się spodziewał? Stoi sobie tutaj uczesana w dwa urocze koczki i zgrywa wojowniczą księżniczkę.

– Nie chodzi o wykonywanie moich rozkazów ty mały uparty głupku – prycham. – Nie rozumiesz, że to nie miejsce dla ciebie?

– Bo co? Znowu będziesz całował się z pięcioma dziewczynami jednego wieczoru i nie chcesz, żebym była tego świadkiem?

Nie do wiary.

Śmiech wzbiera mi w gardle.

Gdyby nie okoliczności, podobałaby mi się ta jej zaborczość, ale teraz jestem zbyt wściekły.

– Przez zazdrość chyba kompletnie cię zaćmiło. – Poprawiam osuwające się ramiączko jej bluzki. – Idź do domu – dodaję, a to chujostwo opada ponownie w dół.

Nie mam pojęcia, dlaczego, ale to gówniane opadające ramiączko tylko podsyca targający mną gniew. Jestem bliski przerzucenia sobie Stelli przez ramię i zabrania jej jak najdalej stąd...

****

Trochę krótszy dziś, ale już idę ogarniać następny. Gabriel włącza swoją zazdrosną stronę 😅

THE HELL BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz