Rozdział 10

24.6K 756 43
                                    

STELLA

– I wystarczy. Teraz mój ruch. – Śmieje się i już chwilę później podaje mi mojego rożka. – Co jest nie tak z tym mężem?

Wracamy na podwórko i podchodzimy do jednej z ławeczek ustawionych pod dziwacznym drzewem z wielkimi liśćmi.

– Nic takiego, wydaje się miły, ale wkurza mnie, że on i moja matka oczekują, że zaakceptuję go jako nowego tatusia w pięć minut. – Przysiadam obok Nicole. – No i mam też nowe rodzeństwo – rozpaczam dalej.

Moje zdruzgotanie prowokuje ją do śmiechu. 

– Aż tak źle? – Szturcha mnie ramieniem.

Źle?  Idę o zakład, że przyjemniej byłoby mi na balandze w paszczy prehistorycznego tyranozaura.

– Koszmarnie. Boję się, że zamordują mnie we śnie – stwierdzam, pałaszując swojego loda. – Poza tym nie mam z nimi nic wspólnego, a matka i jej mąż każą mi ich uwielbiać.

– Chyba jednak ci te lody nie wystarczą, dziewczyno.

– Nawet własna fabryka czekolady by mnie teraz nie pocieszyła – parskam. – Lepiej ty powiedz coś o sobie.

Nicole wyciera usta chusteczką i odgryza kawek wafelka.

– Mam nudną osobowość.

– Świetnie, wreszcie jakaś bratnia dusza.

– To może być prawda, skoro obie pożeramy lody o północy.

– Jeszcze nie ma północy, ale za to chyba zaraz będzie padać.

Chmury na niebie szarzeją coraz bardziej, a gdzieś w oddali słyszę huk grzmotu.

Podbiega do nas jeden z psów ganiających po parku. Przysiada naprzeciwko mnie i zadziera swoją wielką kudłatą łapę, układając mi ją na kolanie. Głaszczę go za uszami, a on zaczyna z zadowoleniem merdać ogonem.

– Nawet gorzej, zanosi się na burzę – przepowiada Nicole.

I tak dwie sekundy później na moimi nosie rozbija się wielka kropla wody.

No ekstra. 

– Świetnie, marzę o tym, żeby zmoknąć w drodze do domu. – Wywalam resztkę lodów do kosza i przytulam książkę, która nie zmieściła mi się w torebce do piersi, żeby chronić ją przed deszczem. – I padła mi bateria, nie wezwę taksówki – zauważam, kiedy sięgam po telefon do kieszeni.

Znowu robię się wkurzona. Powinnam przyjechać tu własnym samochodem. Mam przecież samochód!

To wszystko wina tego nawiedzonego czubka z syndromem płatka śniegu. Kiedy on pojechał sobie na chrzanioną imprezę, ja przez godzinę próbowałam zmyć ten marker z maski.

I nie udało mi się.

– Spokojnie, ja zadzwonię, jeśli chcesz – proponuje Nicole. – O, zaczekaj, to nie będzie potrzebne, widzę mojego znajomego, podrzuci nas obie. – Wstaje i przechodzi na drugą stronę ulicy, gdzie rozmawia grupka facetów.

Biegnę za nią. 

– Jesteś pewna? Może lepiej zostańmy przy...

Za późno. Nicole już stuka palcem w ramię jednego z chłopaków.

– Gabriel?

Facet w czarnej kurtce obraca się w jej stronę.

– Co tam, Nikki?

Nie. Tylko nie on.

Ze zdumienia prawie się potykam i wypuszczam z rąk książkę.

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę. – Nicole wyszczerza się w uśmiechu.

A ja wręcz przeciwnie. Ten gość mnie prześladuje. I ma nierówno pod sufitem. 

A poza tym jest wredny, ciągle mnie obraża i ma nieźle wyrzeźbione mięśnie zarysowujące się pod podkoszulkiem. 

Jak widać, mam masę powodów, żeby trzymać się od niego z daleka. 

– Czego chcesz? – pyta jej, ale jego oczy pozostają wbite w moje.

– Musisz podrzucić mnie i moją znajomą do domu – świergocze. – Złapała nas ulewa.

Może jeszcze nie ulewa, chociaż pada coraz mocniej, a kolejny trzask grzmotu sprawia, że mimowolnie się wzdrygam. 

Kiedy zauważam, że kącik ust Gabriela drga w rozbawieniu, od razu eksploduje we mnie gniew.

– Wolałabym jednak wziąć taksówkę – mówię. – Albo wrócę pieszo.

Nicole marszczy brwi. 

– Po co? On nas podrzuci.

Nie rozumie, czemu wybieram taplanie się w kałużach niż przejażdżkę drogą bryką.  

Potrząsam głową, a mokre kosmyki włosów zaczynają lepić mi się do policzków.

– Pewnie śpieszy się gdzieś – sugeruję. 

Niestety Gabriel ewidentnie czerpie przyjemność z mojej udręki. I nie zamierza mnie oczywiście od niej uwolnić. Podrzuca kluczyki od samochodu i łapie je w locie.

– Nie, skąd. Z przyjemnością cię podwiozę, Stello – odpowiada. – Mówiłem ci już, dam ci wszystko, czego potrzebujesz, jeśli tylko ładnie poprosisz.

Zaciskam szczękę tak mocno, że aż słyszę zgrzyt własnych zębów.

– Ale ja wcale nie proszę.

Dupek podchodzi bliżej z niby rozczarowaną miną.  Znowu żongluje kluczami i łapie je tuż przed moim nosem. 

– Znacie się? – docieka Nicole, przypatrując się nam ostrożnie.

Krzywię się jeszcze bardziej, bo Gabriel zarzuca rękę na moją szyję. Przyciska mnie do swojego boku.

– Niestety. To mój sąsiad – mamroczę.

– Jeszcze będziesz się z tego cieszyć. – Jego głos rozlega się cicho przy moim uchu. – Chodźcie. – Pociąga mnie w stronę swojego mercedesa.

Nie mogę uwierzyć, że wszechświat aż tak mnie nienawidzi. 


THE HELL BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz