Fantastycznie. Nie wiem jak udało mi się zasnąć w obcym łóżku i obcym miejscu ale chyba byłam wykończona całą tą sytuacją.
Gdy rano wstałam, rozejrzałam się dookoła i postanowiłam trochę pozwiedzać. Musiałam zobaczyć gdzie mój narzeczony od siedmiu boleści mnie wywiózł.
Otworzyłam walizkę, którą sama spakowałam i ubrałam dres. Związałam włosy w kitkę i schowałam telefon do kieszeni spodni. Gdy wyszłam, w tym samym czasie z naprzeciwka wyskoczył Victor.
- Dzień dobry, wyspałaś się?
- Nie.
Mruknęłam cicho pod nosem i zmierzyłam Go ciętym wzrokiem. Wiem, że był przyjacielem i zarazem wspólnikiem Daniela, więc musiałam się mieć na baczności.
Zeszłam na dół krętymi schodami i cicho westchnęłam pod nosem. Musiałam przyznać jedno, że domek był przepiękny. Trochę taki w góralskim stylu, dużo było drewnianych rzeczy i akcentów. Widać, że urządzała Go kobieta.
Przeszłam do części kuchennej i pierwsze co, wstawiłam wodę na kawę. Victor usiadł przy stole i spojrzał na mnie z głupim uśmiechem.
- Zrobisz mi też kawę?
- Nie. Sam sobie zrób.
- Oj nie bądź taka.
- Będziesz łaził za mną krok w krok?
- Tak.
- Nawet do kibla?
- Jak będę musiał. To owszem.
- Chory jesteś wiesz? - Pokręciłam głową na boki i zalałam sobie kawę. Temu głupkowi też zrobiłam.
- Chory ale to ze mną będziesz się przez miesiąc czasu męczyć. Dzięki za kawę.
- Co?! Miesiąc?
- No tak. Chyba, że będziesz grzeczna. - Szturchnęłam Go mocno w ramię i minęłam, przechodząc do salonu. Usiadłam na kanapie.
- Słuchaj, nie dąsaj się. On to robi dla Twojego dobra, nie widzisz tego?
- No tak. Zamknąć narzeczoną na miesiąc czasu, na jakimś zadupiu... Super dbanie o kogoś.
- Kiedyś zrozumiesz i może podziękujesz.
- Nie doczekanie. - Odwróciłam wzrok w stronę okna. W oddali zobaczyłam zagrodę, która była chyba całkiem sporych wymiarów.
- Możesz wyjść na zewnątrz. Pokażę Ci konie, ogród, szklarnie..
- O matko, cóż za ułaskawienie. Dziękuje Ci panie za taką możliwość.
- Laura, nie zachowuj się jak dziecko.
- Pieprz się! Razem z Danielem. - Chwyciłam kubek i wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.
Poszłam na tył domu i wyznaczoną ścieżką, dotarłam do zagrody. Gdy stanęłam na samym wejściu byłam pod wrażeniem. Faktycznie, była ogromna. Długa i mega wysoka. Znajdowały się tutaj trzy konie. Były ładne, zadbane i miały piękne grzywy.
- Cześć, cześć maleńki. - Uśmiechnęłam się i podeszłam do białego konia. Prychnął do mnie i zahaczył moją rękę nosem.
Nigdy nie widziałam z takiego bliska konia. Nie miałam w ogóle z nimi żadnej styczności.
Chociaż nie raz chciałam pójść do szkółki lub po prostu się Nimi zajmować, nie miałam takiej możliwości. Rodzice byli biedni, nie miałam pieniędzy żeby opłacić szkołę. A potem, marzenie uleciało w niepamięć.Podeszłam do następnego konia. Ten był czarny z białymi plamami w niektórych miejscach. Uśmiechnęłam się i również pogłaskałam, gdy znalazł się bliżej.
No i trzeci. Chyba najmłodszy, bynajmniej tak mi się wydaje. Również był biały, z brązową grzywą. Dziwny kolor ale wyglądał całkiem znośnie.
Położyłam dłoń na Jego dużym pysku i uśmiechnęłam się, odchylając głowę w bok.Chwilę potem usłyszałam kroki za sobą a Victor stanął, opierając się o ścianę zagrody. Uśmiechnął się i nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Co się tak gapisz?
- Lubią Cię. Z reguły nie pozwalają sobie na taki kontakt z obcymi.
- Nie? A kto się nimi opiekuje?
- Małżeństwo. Mieszkają niedaleko stąd. Dbają o nie, wyprowadzają, karmią, badają.
- To dobrze. Widać, że znają się na rzeczy.
- To prawda. Są po szkole weterynarii i dodatkowo po licznych szkoleniach, dlatego Daniel ich zatrudnił.
- Czy konie należą do Jego mamy?
- Czarny. Dwa pozostałe są Daniela. - Skinęłam głową i wróciłam wzrokiem do koni. Uśmiechnęłam się i wyszłam przed zagrodę.
- Zjesz coś?
- Niech będzie. Ty robisz?
- Dzisiaj tak - Zaśmiałam się cicho i wypuściłam powietrze. Wróciliśmy do środka, zajęłam miejsce przy stole i obserwowałam Victora.
- Co będziemy jeść?
- Spaghetti. Pasuje Ci?
- Moze być. Tylko to umiesz zrobić?
- Nie ale to najlepiej mi wychodzi.
- Okej, nie chcę żebyś mnie otruł więc.. - Zaśmiałam się na co Victor odwrócił się w moją stronę. Pokiwał mi przed oczami łyżką.
- Nie śmiej się - Puknął mnie lekko łyżką w czoło a ja zrobiłam śmieszną minę.
- Byłeś tutaj kiedyś? - Po dłuższej ciszy próbowałam podjąć się jakieś rozmowy. Nie chciałam by było między nami sztywno, skoro mamy siedzieć razem tyle czasu.
- Tak. Podoba Ci się tutaj prawda?
- Jest pięknie, klimatycznie. Chyba każdemu by się tutaj spodobało.
- Tu się zgodzę. - Uśmiechnęłam się, obserwując jak gotuje. Zamieszał właśnie makaron z sosem. Oblizałam usta na sam widok jedzenia.
- A co z Tobą Victor? Masz kogoś?
- Dlaczego pytasz? - Zmarszczył lekko swój nos i spojrzał na mnie spod talerzy. Po chwili podał mi jeden.
- Z ciekawości. - Wzruszyłam ramionami, chwytając za widelec.
- Nie, nie mam. Moja narzeczona kopnęła mnie w dupę parę lat temu.
- Przykro mi.. Widocznie nie była Ciebie warta.
Wzruszył ramionami i zaczęliśmy jeść. Co jakiś czas zaczynaliśmy rozmowę a nawet śmialiśmy się. Przez chwilę miałam wrażenie, że znamy się dłużej niż w rzeczywistości. Czułam się jakbym miała brata.
Może nie będzie tak źle przez ten miesiąc?
~~~~
Jeszcze jeden dziś, dobranoc ❤️
CZYTASZ
Businessman With Benefits
RomanceDaniel Brown to syn właściciela największych kasyn w Anglii. Jest szanującym biznesmenem w kraju i naprawdę wpływowym człowiekiem czego nauczył Go Ojciec. Jest też równie bezwzględnym i nie czułym mężczyzną, który zamroził swoje serce na uczucia. Wa...