42 - Pod górkę..

185 4 0
                                    

Ksawery nie żyje...
Te słowa uderzyły w mojej głowie jak wielki dzwon gdzieś na wieży. Jak to kurwa nie żyje? Co tam się stało?

- Lauro, jesteś nadal w domku?

- Tak, ja.. - Znowu przełknęła ślinę, słyszałem jak zaciąga się szlochem i za chwilę wybuchnie.

- Spokojnie. Policz do 10. Musisz się uspokoić..

- Nie mogę...się ruszyć. Siedzę pod ścianą...

- Dobrze, w porządku. Głęboki wdech, Lauro.. - Słyszałem jak się zaciąga powietrzem, skinąłem głową sam do siebie - Tak, właśnie tak. Teraz powoli wypuszczamy powietrze.

Laura cicho jęknęła z płaczu, słyszałem, że coraz gorzej z Nią. Płakała mi prosto do słuchawki a ja byłem wkurwiony, że ktoś tam wtargnął. Wychodzi na to, że to miejsce było jakieś przeklęte.

- Ok, jade już skarbie. - W tym samym czasie, wsiadłem do auta, które stanęło pod moim domem. - Czy dasz radę iść teraz 5km?

- Oh, nie wiem... Daniel... - Słyszałem Jej szept, tak cichutki, że musiałem nadwerężyć słuch, serce mi pękało. Bała się.

- Lauro, posłuchaj mnie teraz uważnie. 5km w stronę jeziora, jest dom Konstancji. Wyjdź z domu i biegnij tam, nie oglądaj się za siebie, ja już jestem w drodze. Zrozumiałaś?

- N-nie dam rady.... Ksa-ksawery, On tutaj leży...

- Lauro, proszę. To jest teraz ważne, jestem w drodze ale nie zdążę tak szybko dojechać. Musisz biec! - Z nadmiaru emocji aż krzyknąłem do słuchawki, by w końcu mnie posłuchała.

Nie wiele mogłem zrobić przez telefon. Mogłem tylko prosić i wierzyć, że da radę, że ucieknie i będzie bezpieczna, dopóki do Niej nie dotrę. Byłem tak mocno wkurwiony.

Zastanawiałem się tylko, kto to zrobił? Bruno siedział nadal w piwnicy, to Jego ostatnie dni w tym stanie ale nie mógł się z nikim skontaktować.
Kurwa mać, zawsze wszystko musi być pod górkę.

•••

Wybiegłam z domku, resztkami sił, które w sobie zebrałam. Trzasnęłam drzwiami i schowałam się w najbliższych krzakach, bojąc się cholernie o samą siebie i dziecko. Skuliłam się i starałam uspokoić chociaż trochę oddech.

Siedziałam już tutaj parę minut. Daniel wciąż mnie uspokajał przez telefon a ja próbowałam zebrać w sobie moje ostatnie siły i się ruszyć. Płakałam, chociaż robiłam to cicho. Ktokolwiek zabił Ksawerego, mógł być teraz w pobliżu.

- Lauro, proszę, rusz się... - Westchnęłam cicho i wytarłam oczy, mokre od łez. Dyskretnie rozejrzałam się dookoła, lecz nikogo nie było widać.

- Idę do Konstancji.

- Dobrze, ostrożnie skarbie - Słyszałam Jego głos, pełen niepokoju i troski. Nabrałam głęboko powietrza w płuca i wstałam.

Nie rozłączyłam się. Schowałam telefon z trwającym połączeniem do kieszeni, w razie żeby Daniel mógł wszystko słyszeć. Powiedział, że są niedaleko. Jeszcze trochę i tu będzie. Nie mogłam stchórzyć i tutaj siedzieć, musiałam to zrobić dla mojego dziecka.

Wyłoniłam się zza krzaków i zaczęłam iść w kierunku domku. Daniel wytłumaczył mi drogę, więc miałam nadzieję, że dojdę szybko i bez żadnych problemów. Po chwili przykucnęłam, gdy usłyszałam głos, gdzieś w oddali. Ten głos wypowiadał moje imię.

Ja pierdole. Byłam kłębkiem nerwów. Było ciemno, dookoła był las, pełno drzew, żadnego światła i na dodatek ktoś mnie szukał. Ktoś ewidentnie przyszedł tutaj po mnie. Pochylona, szłam dalej. Nie mogłam się zatrzymać.

Businessman With Benefits Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz