65 - Kombinatorka

175 9 1
                                    

Podszedłem do Ojca, który rozmawiał z innymi mężczyznami. Uśmiechnąłem się lekko, nie chcąc wypaść na gbura. Wyciągnąłem do każdego rękę.

- Witam Panów.

- Witaj, synu. To jest Joseph i Konstantin, przyłączyli się do współpracy, odnośnie fundacji Dream Child.

- Miło Panów poznać, Daniel Brown. - Uścisnęli moją rękę. Następnie schowałem dłonie do kieszeni eleganckich spodni i utkwiłem w nich wzrok.

- Znamy Pana, Panie Danielu. Ojciec zawsze wypowiada się o Panu w superlatywach.

- Oh, doprawdy? - Uniosłem kącik ust w górę i spojrzałem na Ojca, który patrzył na mnie dumnie i skinął głową.

- Oczywiście. Opowiadał nam o przejęciu przez Pana interesów. Cieszę się, że będziemy mieli okazję współpracować. Jak na swój młody wiek, jest Pan bardzo ogarnięty w tych sprawach.

Zaśmiałem się cicho, słysząc Jego słowa i przytaknąłem. Nie mogłem przecież przyznać otwarcie, że w dupie mam te fundację, mimo szczytnych celów.

- A właśnie, gdzie jest Sophia? Powinna już tu być. - Ojciec spojrzał na zegarek i rozejrzał się dookoła po sali. Żołądek mi się ścisnął na dźwięk tego imienia.

Gdy kelner przechodził obok nas, zgarnąłem kieliszek szampana w dłoń i upiłem niemal całą zawartość jednym łykiem.

- To ja wrócę do żony, pewnie mnie szuka.

- Daniel, właściwie chciałbym z Tobą porozmawiać. - Ojciec chwycił mnie za ramię i skierowaliśmy się w stronę wyjścia z sali. - Chodź do gabinetu.

Westchnąłem głęboko, idąc prosto za Nim. Nie miałem ochoty na rozmowę, szczególnie jak się domyślałem, o Niej. Nie obchodziło mnie, że mamy razem współpracować. Jednak nie mogłem się Mu sprzeciwić.

- A więc, o co chodzi? - Stanąłem przy biurku, nalewając whisky do szklanki, która się tam znajdowała. Ojciec zatrzasnął za nami drzwi i usiadł wygodnie w skórzanym fotelu.

- O pracy oczywiście. Sophia znalazła sponsora nowego dla fundacji, jest w stanie zainwestować milion funtów, ale musi jechać spotkać się z Nim osobiście do Paryża.

- I...co ja mam z tym wspólnego?

- Pojedziesz z Nią oczywiście. - Otworzyłem szerzej powieki, spoglądając na Niego. Po chwili wybuchem śmiechem, bo naprawdę mnie to rozśmieszyło.

- Dobry żart Ojcze. - Upiłem kilka mniejszych łyków alkoholu, rozkoszując się jego smakiem. Ojciec wychylił się do przodu z fotela i spojrzał na mnie z dość poważną miną.

- Danielu, ja nie żartuje. Pojedziesz z Nią do Paryża.

- Czekaj... - Odstawiłem szklankę na biurko i znowu utkwiłem w Nim wzrok. Cholera, On mówił poważnie. Nie śmiał się, nie uniósł nawet cholernego kącika ust. - Nie ma opcji. Ty pojedź, sam chciałeś tej współpracy więc teraz o Nią dbaj.

- O nie. Mam zamiar przepisać na Ciebie wszystko co jest teraz jeszcze w moich rękach ale nie ma nic za darmo. Musisz się trochę postarać, więc polecisz tam z Sophie.

Businessman With Benefits Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz