11.|Bucky Barnes|

255 28 20
                                    

Wakandyski pojazd nadziemny zatrzymał się nagle. Wszędzie było ciemno. Jedynym światłem był księżyc, który chował się za chmurami.

Czyli już jesteśmy.

Lina wzięła głęboki oddech. Serce biło jej jak szalone.
Ayo wyciągnęła kluczyki ze stacyjki, a dziewczyna zaczęła rozpinać pasy i przygotowywać się do wyjścia. Nagle wojowniczka zatrzymała ją.

- Poczekasz tu - oznajmiła.

- Dlaczego? - skrzywiła się nie wiedząc o co chodzi.

Super. Czekanie sprawi, że serce mi wybuchnie jeszcze szybciej.

- Musimy dokończyć to co zaczęliśmy. Tej nocy okaże się czy Biały Wilk jest wolny. Przyjdę po Ciebie, ale nie ruszaj się stąd.

Lina niechętnie, ale się zgodziła, a Ayo od razu zniknęła w krzakach. Dziewczyna zaświeciła światełko przy obitym tkaninom suficie, żeby nie było aż tak strasznie. W końcu była w ciemnej dżungli.

Może mnie zjeść lampart albo...

Już zaczęła sobie wliczać jakiś jadowite węże mogą tutaj żyć. Szybko zrobiło się jej duszno. Trudno określić czy to przez spotkanie, do której zaraz dojdzie czy myśl pożarcia przez jakieś groźne zwierzę tak ją rozgrzała. Była jeszcze jedna opcja. Siedziała w maszynie, w której okna otwierały się automatycznie, a Ayo zabrała ze sobą kluczyki.

W sumie fakt. Jestem w Afryce. Tutaj jednak ciepło jest.

Postanowiła więc wyjść. Buchnęło w nią wilgotne powietrze, ale przynajmniej było świeże, a nie jak to z pojazdu, które zdawało się być w ogóle niewietrzone.

Stała tak sobie oparta o maskę maszyny i nasłuchiwała każdy dźwięk - powiew wiatru czy szelest liści. Ale bądźmy szczerzy, najbardziej doszukiwała się niepokojących dźwięków np. Zwierząt, które mógłby ją zjeść do kości zanim Ayo po nią przyjdzie.

A może tak byłoby lepiej.

Nagle usłyszała krzyk.

Nie, nie... to ni krzyk. Płacz? Zawodzenie?

Zaczęła się zastanawiać do kogo mógł należeć. Nagle zamarła, ponieważ zorientowała się, że pochodzi ze strony, w którą udała się Ayo.

Miałaś się stąd nie ruszać. Miałaś siedzieć w aucie. Nigdzie nie wychodzić. Słuchać się. Nie iść za nią.

Próbowała przekonać sama siebie, że nie powinna iść w tamtą stronę.

Kurwa. Ciężko z moją samokontrolą ostatnio.

Złapała za swój plecak i ruszyła w tamtą stronę i zniknęła w krzakach, włączając latarkę w swoim telefonie. Zaczęła się przedzierać przez gałęzie.

Ciekawe ile robali już mi spadło na głowę...

Nagle zobaczyła światło. Nieregularne, jakby z ogniska. Zatrzymała się i zobaczyła Ayo oraz...

James.

Siedział przy ognisku, a jego łzy lecące po policzkach odbijały to światło. Przysunął dłoń do buzi i płakał. Ayo uśmiechała się.

- Jesteś wolny - odparła. Serce Liny zabiło szybciej przez wiele emocji, które nagle przywarły do niej jak rzepy. Chciała się cofnąć, ale zrobiła to tak nieporadnie, że nadepnęła na suchą gałąź, która złamała się w połowie, wydając głośny dźwięk. Ayo i Bucky odwróci się.

Nosz kurwa.

Lina chciała jak najszybciej uciec, ale jedyne co zrobiła to zamarła i cofnęła się kilka kroków. Wojowniczka ruszyła w jej stronę.

Dobrze, że nie on. Już wystarczy tej żenady.

Ayo nagle zniknęła z pola widzenia Liny, więc ta postanowiła jeszcze bardziej cofnąć się w głąb dżungli. Nagle odbiła się od czegoś. Zorientowała się, że jak drzewo wyrosła przed nią sylwetka wojowniczki, która patrzyła na nią z grymasem.

- Jezus! Nie strasz mnie! - Lina złapała się za serce.

- W końcu jesteś córką Starka - mruknęła pod nosem. - Można się było spodziewać, że nie będziesz się i się zakradniesz.

- Usłyszałam dziwne niepokojące odgłosy... - zaczęła się tłumaczyć.

- Masz szczęście, że już skończyliśmy - westchnęła wojowniczka. Wyglądała jakby miała dość. - To co idziesz do niego? Będę czekać aż pogadacie, więc nie musicie się spieszyć. Dasz radę wrócić sama do naszego wozu skoro już i tak znalazłaś sobie drogę do chatki, w której mieszka Biały Wilk.

Lina zacięła się. Spodziewała się opierdzielu, że łamie zasady i w dżungli powinna się słuchać, a tu nic. Wręcz Ayo chciała jak najszybciej mieć z nią święty spokój.

- No do zobaczenia! - odparła tak poprostu i ruszyła w stronę światła.

Fuck, fuck, fuck...

Wyszła z krzaków i zobaczyła go. Stał plecami do niej, ale pewnie już dawno zdążył usłyszeć, że się do niego zbliża. Patrzył w stronę księżyca, który odbijał się od tafli jeziora, obok którego na bezpiecznym wzniesieniu znajdowała się całkiem solidna i duża chata. James miał rozpuszczone włosy, a boki spięte były w zgrabnego koczka z tyłu głowy. Miał ciemne spodnie i jasną koszulę, której jeden rękaw zwinięty był tak, żeby majtał się bezwładnie.

Musiał się przygotować.

Lina zatrzymała się kilka metrów od niego.

- James? - wydusiła z siebie. Ten odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią swoimi smutnymi oczami.

- Hej - odparł chłodno. Lina na dźwięk jego głębokiego głosu przygryzła wewnętrzną część policzka. - Lepiej się czujesz? - zapytał zawieszając na niej swoje słynne spojrzenie. Chodziło mu oczywiście o wypadek na targu.

- Tak, wszystko dobrze - odparła i nastała między nimi niezręczna cisza. Trochę minęło od ich spotkania, które należało do tych zdecydowanie nieudanych, kiedy Bucky prawie ją zabił. Lina odnosiła wrażenie, że sobie kompletnie dla siebie obcy. Jakby zapomnieli, że przez wiele miesięcy każdego dnia smsowali ze sobą.

James w końcu odwrócił wzrok i wyciągnął coś z kieszeni u spodni. Zbliżył się do Liny.

- Proszę - rzekł i wysunął w jej stronę coś drewnianego. Dziewczyna lekko zmieszana wyciągnęła dłoń.

- Sam to zrobiłeś? - spytała, przyglądając się wystruganej w drewnie figurce kota.

- Tak - rzekł i przypatrywał się, chcąc wymusić na niej powiedzenie czy się podoba.

- Jest urocze - powiedziała i spojrzała w jego oczy, które maskowały odpowiedź na pytanie czy cieszy się, że się jej podoba. Coś zaczęło się w nim dziać, kiedy zobaczył  jej niewinny wyraz twarzy. Szczęka mu zastygła.

- Przepraszam -wbił wzrok w podłoże. Uśmiech znikł z twarzy Liny.

A więc tak? Będziemy sobie przypominać raz jeszcze to wszystko co się wydarzyło?

Frozen Hearts I,II &III| Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz